Nie milkną echa afery w świecie skoków, a konkretnie w norweskiej kadrze. Nie dość, że wyniki zawodników nie są zadowalające, to jeszcze dochodzi do tego poważny i trudny do rozwiązania konflikt wewnątrz zespołu. Skoczkowie stracili zaufanie do trenera Alexandra Stoeckla, który od pewnego czasu nie towarzyszy im już podczas konkursów Pucharu Świata. Jak sam opowiadał w rozmowie z NRK, to decyzja podjęta z myślą o dobru drużyny. Jednak absencja szkoleniowca wcale nie ostudziła emocji. Skoczkowie wysłali do norweskiej federacji narciarskiej list, w którym domagają się pilnych zmian w sztabie. "Twarzą" buntu został Johann Andre Forfang, wokół którego zrobiło się spore zamieszanie. Jak sam ujawnia, zaczął dostawać wiele nieprzychylnych wiadomości. "Dużo mnie to kosztuje jako człowieka. Piszą, że jestem już stary i powinienem się poddać. Po prostu próbują mi wmówić, że nie ma dla mnie miejsca w sporcie" - żali się w NRK. Reszta norweskich skoczków raczej nie wypowiadała się publicznie w głośnej sprawie. Aż do teraz. Milczenie postanowił przerwać Halvor Egner Granerud. "Oszustwo" z Piotrem Żyłą błyskawicznie wykryte, kibice nie dali się nabrać. "AI czasem bywa przerażające" Granerud nie chce dłużej milczeć, staje w obronie kolegi. "Jesteśmy w tym razem" "Halvor Egner Granerud przerywa milczenie. Otwarcie opowiada o skandalu, który uderzył w norweskie skoki jak bomba" - opisują w "Dagbladet". I przytaczają wpis sportowca zamieszczony na platformie X. Ujął się w nim za Forfangiem. "Zauważyłem, że przytłaczająca jest liczba niemiłych komentarzy skierowanych pod adresem naszego przedstawiciela, Johanna. Wypowiada się on w imieniu grupy, jesteśmy w tym razem. Wzywam wszystkich, aby pamiętali, że po drugiej stronie znajduje się człowiek" - obwieścił. A to nie koniec. Teraz norwescy dziennikarze ujawniają treść SMS-a otrzymanego od Graneruda. Skoczek wyjaśnił w nim, że bardzo bolą go ataki celowane w kolegę z zespołu, który nie zrobił nic, poza tym, że zgodził się firmować swoim nazwiskiem list wysłany do federacji. "Johann jest naszą zewnętrzną twarzą. Oznacza to, że większość nieprzyjemnych wiadomości i komentarzy jest skierowana do niego. Dla mnie, przyjaciela i członka drużyny, jest to bolesne" - zacytowano. Triumfator zeszłorocznego sezonu Pucharu Świata nie ma żadnych wątpliwości. Upublicznienie całej sprawy było błędem. Powinna ona była zostać tylko między zainteresowanymi, aż do momentu znalezienia rozwiązania. Ale teraz jest już za późno. "Fakt, że sprawa stała się tak publiczna, utrudnia zadanie wszystkim zaangażowanym" - ubolewa. Sytuacja jest rozwojowa. Oczekiwane są spotkania ze wszystkimi stronami. Szeroki uśmiech Kamila Stocha po skokach w Sapporo, w końcu. Mistrz nie pozostawił złudzeń