Norwescy skoczkowie w ostatnich miesiącach znaleźli się w ogniu krytyki mediów, które przypominają, że tak słabego sezonu nie było od 2002 roku. Stoeckl wyjaśnił na antenie kanału norweskiej telewizji TV2, że znalazł już powody tak słabej dyspozycji i "usterką" jest jego zdaniem generalny brak umiejętności spowodowany złą komunikacją pomiędzy skoczkami a sztabem szkoleniowym. Austriak podkreślił, że obecnie ma tylko jednego skoczka, który znajduje się w światowej elicie i jest w stanie walczyć o podium. "To Anders Bardal - doświadczony skoczek, który posiada potrzebną wiedzę. Jest tak samodzielny, że potrafi sam sterować swoimi treningami. Pozostali tylko słuchają poleceń i wykonują je, lecz raczej bez przekonania. Co najgorsze nigdy nie zadają pytań dlaczego, czy w jakim celu potrzebne jest dane ćwiczenie" - powiedział. W ten sposób, zdaniem Stoeckla, powstał stosunek instruktor-zawodnik, który wykonuje polecenia nie rozumiejąc ich. Fakt, że znalazł powody słabej dyspozycji uspokoił go, ponieważ teraz już wie jak przygotować drużynę do następnego sezonu. "Instruktorzy są potrzebni, lecz nad wszystkim musi panować trener, tak jak coach osobisty w innych dziedzinach życia czy biznesu. Skoczkowie muszą rozwijać nie tylko umiejętności, lecz też swoją pewność siebie i niezależność, a także być bardziej ofensywni, a nie płynąć z prądem i odwalać robotę na treningach. Tego właśnie brakuje moim podopiecznym" - zapewnił szkoleniowiec.