Aleksander Zniszczoł po pierwszej serii konkursu w Wiśle zajmował 18. miejsce. W finale skoczył jednak bardzo dobrze. Zanotował 11. wynik i dzięki temu awansował na 16. miejsce. W Wiśle w Pucharze Świata jeszcze nigdy nie był tak wysoko. - Mówiłem o podium, ale jeszcze nic straconego. W niedzielę też jest konkurs. W sobotę na skoczni nie były moje warunki. W pierwszej serii oddałem dobry skok, a w drugiej przeleciał mi on za bardzo do przodu. Nie chciałem go jednak hamować i leciałem z dużą prędkością, ile się dało - opowiadał Zniszczoł po konkursie. Dramaturgia w Wiśle, Wąsek wyprzedzał Krafta. Decydował punkt, było tak blisko Polscy skoczkowie nadal gonią świat. Aleksander Zniszczoł wskazał, gdzie tkwią rezerwy Po raz kolejny w tym sezonie okazało się, że nasi skoczkowie muszą dalej gonić świat, a konkretnie trzy nacje: Austriaków, Niemców i Norwegów. - Gonimy, jak zawsze - śmiał się wiślani, który zaraz dodał: - Musimy poszukać rezerw, bo te mamy. Może trzeba dokonać pewnych korekt w sprzęcie. Wiele zatem wskazuje na to, że Polacy po dokładnych analizach poprzednich Pucharów Świata stwierdzili, że fizycznie, motorycznie i technicznie są na dobrym poziomie, ale najwyraźniej świat odjechał trochę znowu sprzęcie. Tak chyba można rozumieć słowa Zniszczoła. 30-latek notuje najlepszy start sezonu w karierze. Jeszcze nigdy nie miał takiej passy z punktami w Pucharze Świata w tej fazie zimy. Choć w ubiegłym sezonie stawał na podium, to jednak na razie musi się zadowolić miejscami w drugiej "10". On w Wiśle - jako ósmy Polak w historii - przekroczył granicę 1000 zdobytych punktów w Pucharze Świata. Konkurs wygrał Austriak Daniel Tschofenig, który był też najlepszym zawodnikiem piątkowych kwalifikacji. Drugie miejsce zajął Szwajcar Gregor Deschwanden, a trzeci był lider Pucharu Świata Pius Paschke. Najlepszym z Polaków był Paweł Wąsek, który został sklasyfikowany na 11. pozycji. Z Wisły - Tomasz Kalemba, Interia Sport