Nasz doświadczony skoczek w pierwszej serii uzyskał 127 metrów i zajmował odległe, 26. miejsce. W finale zdołał je poprawić, choć tylko o jedną lokatę. Ostatecznie, po drugim skoku na 127. metr zakończył zmagania w połowie trzeciej dziesiątki. To jego najsłabszy start od drugiego konkursu PŚ w Engelbergu, w trakcie którego nie zdołał awansować do finału, zajmując 39. miejsce. Wcześniej poza czołową "30" był tylko raz - w Titisee-Neustadt (40.). Dodać wypada, że w drugim konkursie PŚ w Wiśle nie wystąpił, gdyż został zdyskwalifikowany w kwalifikacjach. Z czasem forma Stocha zdawała się rosnąć, a podczas pierwszego z konkursów w Sapporo otarł się on nawet o podium, zajmując 4. miejsce. Potem jednak coś się "zacięło". Kolejnego dnia był w Japonii ósmy, a trzecią odsłonę rywalizacji w "Kraju Kwitnącej Wiśni" zakończył dopiero na 23. pozycji. Poprawa nie nadeszła podczas lotów w Bad Mitterndorf - tam meldował się na 17. i 19. miejscu. Kamil Stoch notuje obniżkę formy Czytaj także: Kubacki szczery do bólu. "Jest nad czym pracować" Niestety, pierwszy z konkursów w Willingen potwierdził niepokojący trend. Stoch zajął 25. miejsce, a po konkursie nie miał nawet ochoty na rozmowę z mediami. Kacper Merk, dziennikarz "Eurosportu" przekazał jedynie, że nasz zawodnik "przeprosił i powiedział że trudno mu się dziś o takich skokach wypowiadać". Dyspozycja Stocha wzbudziła niepokój dziennikarza serwisu "Skijumping.pl", Piotra Bąka. - Kamil Stoch leci zastawiony, brakuje prędkości przelotowej, nie ma z czego odlecieć. Wiatr w plecy miał nieduże znaczenie. Potrzebny jest jakiś plan naprawczy. Szkoda tego, nad czym pracował całe lato i na początku zimy - i co zaczęło funkcjonować - komentował na Twitterze. W niedzielę kolejny konkurs PŚ w Willingen. Oby dla Stocha był on nowym otwarciem i znakiem, że przed mistrzostwami świata w Planicy dyspozycja wraca na właściwe tory.