Po tym, co wydarzyło się w piątek, sztab szkoleniowy i Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, długo rozmawiali na temat wypowiedzi Jakuba Wolnego. Sternik związku przyznał, że trenerzy byli w szoku i nie mieli innego wyjścia, jak podjęcie takiej decyzji. Wolny przeprosił szkoleniowców za swoje słowa, ale kary nie uniknął. Wyjątkowa postać na skoczni w Wiśle. Przykuwał uwagę swoim strojem Adam Małysz: absolutnie nie zamykam ust zawodnikom, tak jednak nie powinno być Adam Małysz to prezes, który nie lubi krytyki i zamyka usta zawodnikom? - Nie, absolutnie nie. Krytyka zawsze jest i powinna być. Człowiek powinien się bowiem uczyć na błędach. Na pewno jednak nie powinno być tak, że zawodnik bez żadnej konsultacji wychodzi do mediów i mówi o takich rzeczach, o których nawet trener nic nie wie. Mieliśmy kilka tygodni temu spotkanie w związku i zawodnicy mówili wówczas, że problemem głównym jest asystent, który nie angażuje się. Narzekali na organizację treningu. Nie padło jednak nic na temat trenera głównego i systemu. Padły mocne słowa ze strony Kuby, który przeprosił na spotkaniu z trenerami za swoje zachowanie. Mówił o tym, że powiedział te słowa w emocjach. Nie ulega jednak wątpliwości, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Teraz, w trakcie sezonu, powinno być skupienie na skokach, a nie na tym, co się dzieje wokół. Przede wszystkim zawodnik powinien się angażować w stu procentach w to, co robi. Słowa Kuby zabolały sztab i PZN? - Bardzo. Chyba ze dwie godziny rozmawialiśmy na ten temat w piątek. I nie było innego sposobu na reakcję. Trenerzy nie kryli zaskoczenia tą wypowiedzią. Jeśli zawodnik nie ufa trenerowi, to nie ufa całemu systemowi szkolenia. To znaczy, że nie ufa też trenerowi kadry A i trenerom bazowym. W takiej sytuacji powinien wybrać inną drogę i podjąć się treningu indywidualnego. Od tego, kto jest w kadrze i sztabie trenerskim, jest związek. Jeżeli zawodnikowi to nie pasuje, to nie powinien być w tej drużynie. Jeśli ma jakiś problem, to powinien porozmawiać z trenerami, dyrektorem, menedżerem drużyny, a dopiero później, jak dostanie zgodę, pójść z tym do mediów. W innych krajach taka sytuacja nie miałaby miejsca. Kuba nie został wykluczony z kadry B, ale ma się przygotowywać sam do FIS Cup. W zawodach może startować z trenerami bazowymi. A zobaczymy go w niedzielę, bo uzyskał kwalifikację? - Nie. W jego miejsce nie będzie też innego zawodnika. Wystąpi 49 skoczków. Kuba Wolny wysłał jednak sygnał, że jest pewien problem w kadrze B. PZN będzie to analizował? Klemens Murańka nie chciał podważać słów Kuby Wolnego, ale przyznał, że to był zły czas na takie słowa. - Nie jest wszystko idealnie. Na początku zawodnicy musieli się dograć z trenerem. Pojawiły się organizacyjne problemy. Bywało, że trener coś mówił, ale skoczkowie nie do końca go rozumieli. Szczególnie jeśli chodzi o stabilizację. Nie wiem jednak czemu nie rozmawiają na ten temat. Mamy w kadrze bardzo duży problem komunikacyjny. W takich sytuacjach ważna jest przecież rozmowa. Oczywiście wszystko trzeba przemyśleć i zastanowić się nad tym, jak to ma wyglądać w przyszłości. Gratuluję Klimkowi, że zaczął się przede wszystkim zajmować sobą i tym, jak poprawić swoją kondycję, a nie tym, co jest wkoło. Łatwo jest zrzucić winę na trenera, a nie szukać winy u siebie. Oczywiście są zawodnicy, którzy osiągnęli wielkie sukcesy i jak mają problem, to idą do mediów i mówią o tym, ale dość delikatnie. Jeśli jednak przychodzi zawodnik z kadry B, który kompletnie nie robi postępów od wielu miesięcy, to jest to dziwne. Zawodnik nie może pracować tylko na treningu. On, jeśli ma problem, powinien sam w domu myśleć nad tym, co zrobić, by poprawić swoją sytuację. Nie widzę takiego zaangażowania. Od wielu lat Kuba wykręca narty w powietrzu. I nic się nie zmienia przez wiele lat. Jakikolwiek trener przyjdzie, to będzie miał z tym problem, bo tu wiele zależy od woli samego zawodnika. On musi chcieć. W Wiśle - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport