Siderek: Wielka Krokiew jest osłonięta od wiatru. W Sapporo wieje od morza Michał Białoński, Interia: Najlepsi polscy skoczkowie przegrywają ostatnio na loterii z wiatrem. Dmuchało im w plecy w Zakopanem i nie inaczej było w Sapporo. Dawid Kubacki tracił zwycięstwo na Wielkiej Krokwi, Kamil Stoch miejsce na podium, a Piotr Żyła z Pawłem Wąskiem nawet miejsce w "trzydziestce". Marek Siderek, były dyrektor sportowy PZN-u, wcześniej trener, sędzia i delegat techniczny FIS: To prawda, że naszym skoczkom brakowało szczęścia do wiatru zarówno w Zakopanem, jak i w Sapporo. Wielka Krokiew jest dobrze osłonięta lasem. Skocznia w Sapporo, którą dobrze znam jest specyficzna. Na niej ruch powietrza jest dość znaczący. Podmuchy, które na ogół nadciągają od portu, morza są zmienne. W związku z tym jury musiało ustalić dosyć duży - w mojej ocenie - korytarz. On zazwyczaj jest stały. W jaki sposób podmuchy wiatru przekładają się na odległość skoku? - Biomechanik, który długo był ekspertem FIS-u w zakresie aerodynamiki - profesor Gerhard Hochmuth wyliczył to już dość dawno temu. Jeżeli jeden skoczek skacze w warunkach bezwietrznych, a drugi przy podmuchu metra na sekundę pod narty, to różnica w długości skoku wynosi od 22 do 24 m na skoczni dużej, na małej jest to od około 8 do 10 m, a na mamuciej od 32 do nawet 36 m. Są to wyliczenia z doświadczeń w tunelu aerodynamicznym. Poznałem je na jednym z seminariów narciarskich, które zostało przeprowadzone w czasach, gdy nie było jeszcze żadnych przeliczników za wiatr, ani za belkę. I w Sapporo różnice w warunkach wietrznych były duże. Szczególne w niedzielnym, trzecim konkursie w Japonii. Jedni zawodnicy skakali, mając podmuch o prędkości 1.8, a nawet 2.0 m/s pod narty. Inni musieli sobie poradzić przy podmuchu znacznie słabszym - 0.6-0.7 m/s. Różnica dochodziła zatem blisko do 1.5 m/s, więc przy założeniu, że prędkość najazdowa i siła odbicia z progu były te same, to różnica w odległości, wynikająca tylko z warunków wietrznych, dochodziła do 22-24 m. To przepaść! - Dlatego słabszych skoków nie ma co od razu określać słabszą dyspozycją zawodnika. Oczywiście, dodatkową trudność stanowiła zmiana strefy czasowej, ale sztaby potrafią sobie z tym radzić, wiedzą jak zawodnicy reagują. Podróżowali do Japonii nie po raz pierwszy. Choć w Zakopanem i Sapporo wiatr dzielił i rządził, obecnie konkursy są dużo bardziej sprawiedliwe niż kilka lat temu. Proszę zwrócić uwagę, jakie są różnice pomiędzy zawodnikami. Punkty dodawane za niekorzystny wiatr rekompensują około 60-70 procent straconych z tego tytułu metrów. Dlatego nadal trzeba mieć szczęście do warunków wietrznych. Byłem świadkiem, jak pan potrafi przewidywać długość skoku, na podstawie siły i kierunku wiatru, jakie są w momencie, gdy zawodnik siedzi na belce. Jak to się robi? - To żadna filozofia. Pomiar ruchu powietrza jest już widoczny na serwerze FIS-u, widząc jego podgląd jestem w stanie stwierdzić, czy skoczek jest w stanie uzyskać daną odległość czy nie. Jeżeli ktoś ma podmuch 1.5 m/s pod narty i skacze 140 m, a po chwili Dawid Kubacki siedząc na belce ma wiatr o prędkości tylko 0.6 czy 0.7 m/s, to słabszy o 1 m/s podmuch przekłada się na 15-20 metrów w długości skoku. Zresztą po zawodach Dawid potwierdził, że oddał dobry skok, tyle że nie trafił z warunkami. Podobna była sytuacja z Pawłem Wąskiem, który skakał przy takich warunkach wietrznych, że nie miał nawet prawa dostać się do konkursu. Łatwo jest później powiedzieć, że skoczek jest w słabszej dyspozycji. On oczywiście ma do niej prawo, ale bez szczęścia do warunków nic nie zrobi. Nawet przy wyrównanym pod względem wiatru konkursie, różnicę potrafi zrobić minimalny podmuch o sile 0,1 m/s, bo to na dużej skocznie przekłada się na 2-2,5 m w odległości, o ile prędkość na progu, siła i dokładność odbicia są stałe. Marek Siderek o Borku Sedlaku: On kieruje się przede wszystkim bezpieczeństwem skoczków, ale miał prawo poczekać Po PŚ w Zakopanem w ogniu krytyki znalazł się wicedyrektor FIS, który decyduje o zapaleniu zielonego światła skoczkom Borek Sedlak. Prezes PZN-u Adam Małysz twierdził nawet, że nie zrobił ukłonu w kierunku gospodarzy, gdyż nie poczekał na lepsze warunki dla Dawida Kubackiego i Kamila Stocha. Ten pierwszy minimalnie stracił zwycięstwo, a ten drugi - miejsce na podium. Trener Kazimierz Długopolski stwierdził, że inne ekipy "zjadłyby" Sedlaka, gdyby czekał na dobrą pogodę dla Polaków. Jakie jest pańskie zdanie? - Oczywiście, Borek Sedlak ma prawo poczekać na poprawę warunków. On otrzymuje sygnał z siedmiu punktów pomiary wiatru. Wszystkich takich punktów jest około 12. Borek Sedlak zapala zielone światło, gdy w jego ocenie warunki są dobre. Musimy pamiętać o jeszcze jednej rzeczy - od momentu zapalenia zielonego światła trener ma 10 sekund na wypuszczenie zawodnika. Oczywiście, będąc na wieży, trener nie ma podglądu na ruch powietrza, więc korzysta z pomocy asystentów, którzy ów podgląd mają. Nie mamy też wpływu na zmianę warunków, która może nastąpić w krótkim czasie od startu skoczka z belki do jego wybicia z progu. Dlatego skoczkowie podchodzą do tego spokojnie - wiedzą, że raz trafią dobre warunki, a innym razem gorsze. Natomiast pamiętajmy, że najważniejszą rzeczą jest bezpieczeństwo skoczków i tym również kieruje się Borek Sedlak. Nie dziwię się też odczuciom prezesa Małysza, według którego Sedlak mógł poczekać, bo istotnie, dyrektor ma takie prawo. Nie ma szans na sprawiedliwe warunki dla wszystkich zawodników? - Gdybyśmy chcieli wszystkich skoczków potraktować równo pod względem ruchów powietrza, to musielibyśmy przenieść zawody do hali. Przypomnę, że w Finlandii zrodziły się już projekty budowy krytej skoczni w hali. Na razie trafiły do archiwum. Choć się wydaje, że czasem jest bezwietrznie, to ruch powietrza jest cały czas i to wzdłuż całego zeskoku. Jednym sprzyja, innym przeszkadza. Skoro ekspert FIS z zakresu biomechaniki prof. Hochmuth udokumentował, że niekorzystny wiatr o sile metra na sekundę skraca skok o ponad 20 m, to dlaczego rekompensaty punktowe nie są równie duże? - To już pytanie nie do mnie. Ja swego czasu postulowałem o ich urealnienie, stworzenie określonego algorytmu dla każdej skoczni, by na każdej przelicznik za wiatr był inny i by odpowiadał realnym stratom czy korzyściom w odległości skoku, wynikającym z ruchów powietrza. Z mojej wiedzy wynika, że dzisiejsze przeliczniki rekompensują maksymalnie 75 procent strat lub zysków, wynikających z warunków wietrznych. Czytaj też: Borek Sedlak: Żal mi Dawida Kubackiego Rozmawiał Michał Białoński, Interia