Z raportu The Nielsen Company wynika, że skoki narciarskie ubiegłej zimy były najchętniej oglądane w Niemczech. Ten kraj pod tym względem wyprzedził dotychczasowego lidera - Polskę. Nasz kraj, jeśli chodzi o skumulowaną publikę drugą publikę, zaliczył jednak spadek oglądalności aż o 22,7 proc. w porównaniu do poprzedniego sezonu. Większy miały - z grona potęg - tylko Norwegia - 37,4 proc. i Japonia - 24,8 proc. Urodził się nie jako Sven Hannawald. Wielki rywal Adama Małysza opowiedział o tym, jak był blisko śmierci Adam Małysz wskazuje drogę FIS. "To kręci ludzi" Z analizy Nielsena wynika, że Niemcy wyprzedziły też Polskę i stają się rynkiem wiodącym pod względem oddziaływania medialnego. Tutaj nasi zachodni sąsiedzi zanotowali wzrost o 28 proc. przy spadku Polski aż o 21 proc. To nie są dobre dane dla tego sportu w naszym kraju, który zdaje się wkraczać w zupełnie nową fazę. Nasi wielcy mistrzowie są już dosyć wiekowi i nie gwarantują ciągłych sukcesów, jak jeszcze kilka lat temu. Kiedyś można było być spokojnym o ich dyspozycję, dziś trzeba liczyć na to, że błysną choćby w pojedynczych konkursach. Najgorsze jest to, że nie mamy młodzieży, która byłaby w stanie przejąć od nich pałeczkę. Latem błysnął Paweł Wąsek, który wygrał Letnie Grand Prix. To zawodnik, który dąży do tego, by być najlepszym na świecie i teraz wkracza w idealny wiek dla sportowca. To z pewnością skoczek, którego stać na regularne zajmowanie miejsce w "10". - To, co się działo z naszymi skoczkami ubiegłej zimy, ma duże przełożenie na oglądalność skoków w telewizji. Myślę, że duża też w tym rola FIS. Ta powinna zachęcić kibiców do tej dyscypliny sportu. Pokazuje to choćby ten skok Ryoyu Kobayashiego na Islandii. To ludzi kręciło. Tymczasem FIS przede wszystkim kładzie nacisk na bezpieczeństwo, nie patrząc na to, że jest jednak sport ekstremalny - powiedział Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, który dla Interia Sport analizował dane dotyczące oglądalności. - Sami zawodnicy też chcą daleko skakać. Zresztą było widać reakcje innych skoczków po tym wyczynie Kobayashiego. Każdy z nich chciałby latać, jak Japończyk pod 300 metrów. W tym wypadku pokazali, że można zbudować dużą i bezpieczną skocznię. Zresztą wszystkie obiekty, na których dzisiaj skaczą zawodnicy do lotów narciarskich, spokojnie nadawałaby się do latania pod 300 metrów - dodał sternik związku. Adam Małysz zaskoczył: formuła skoków powinna zostać zmieniona, zaczyna się robić nudno Skoki od lat mają tradycyjną formułę. Są kwalifikacje, na podstawie których do konkursu awansuje 50 skoczków. Po pierwszej serii zostaje 30. I z niej wyłania się zwycięzcę. Nowy format zawodów testowano przy okazji ostatniego Raw Air. Finałowe zawody tego cyklu odbywały się na zupełnie nowych zasadach, które FIS zatwierdziła. Do konkursu dopuszczono 30 najlepszych zawodników Raw Air po przeprowadzeniu dotychczasowych konkursów. Po pierwszej serii zostawało ich 20, a w finałowej brała udział najlepsza dziesiątka, ale kolejność w niej ustalana była nie na podstawie klasyfikacji w konkursie, ale na podstawie klasyfikacji w Raw Air. Zapytany o to, jak upchać skoki w godzinę, odparł: - Są różne formuły. Może rywalizację powinien rozstrzygać jeden skok. Prezes PZN przyznał, że spadek oglądalności czołowej dyscypliny sportu w naszym kraju, jest dużym problemem dla związku. On przecież czerpie korzyści z ekspozycji. - To jest na pewno dla nas problem. Nie jest to jeszcze tragedia, ale już trzeba myśleć, co z tym zrobić. Staramy się, by to nie była tendencja. Niedawno uruchomiliśmy program "Akademia Lotnika". Jeździmy po Polsce ze skoczniami i staramy się zachęcić ludzi do skoków. Pokazujemy, że jest to sport dla każdego. Przyznam, że jestem zaskoczony fajnym odbiorem tego naszego programu, który ma na celu popularyzację ruchu i dyscypliny. FIS ogłosiła ważne zmiany. "To jest strzał w kolano" Małysz zauważył też, że FIS niektórymi decyzjami wcale nie pomaga skokom narciarskim. Tak jest - jego zdaniem - choćby z ujednoliceniem kalendarza. FIS dąży do tego, by zawody kobiet i mężczyzn odbywały się w tych samych terminach w jednym miejscu. - Dla mnie to jest złe rozwiązanie. To jest po prostu strzał w kolano dla skoków narciarskich. Nie każdego organizatora stać na to, by przeprowadzać zarówno konkursy kobiet, jak i mężczyzn. Z jednej strony FIS mówi, że są mniejsze koszty, bo zawody obsługują te same osoby, ale dla organizatora zwiększenie liczny konkursów, to są jednak dodatkowe koszty, a już zaczynają się pojawiać problemy finansowe. Właśnie z tych powodów nie odbędą się konkursy w Klingenthal w miejsce odwołanych zawodów w Predazzo. Niemców po prostu nie było stać na organizację. Jeśli zatem oglądalność skoków narciarskich będzie dalej spadać, to będzie też coraz gorzej, jeśli chodzi o organizację zawodów. Zaczną się wykruszać kolejne miejsca - tłumaczył Małysz.