Tournee po Azji okazało się być bardzo udane dla kilku naszych skoczków narciarskich, a szczególnie dla Macieja Kota, który na skoczniach w Sapporo i Pjongczangu wygrał dwa z czterech turniejów. Szczególnie cenny był pierwszy triumf, odniesiony w Japonii ex-aequo ze Słoweńcem Peterem Prevcem. Jeszcze inny, może nawet lepszy smak, miało zwycięstwo Kota na olimpijskiej skoczni w Korei Południowej. - Tym razem Maciek już nie musiał dzielić się z nikim miejscem na najwyższym stopniu podium. Bardzo dobre skoki dały mu wygraną, a kolejny konkurs w Pjongczangu zakończył się dla nas świetnym wynikiem - napisał na swoim oficjalnym profilu mistrz z Wisły, pełniący od ubiegłego roku obowiązki dyrektora kadry skoczków i kombinatorów norweskich w Polskim Związku Narciarskim. Ostatni akord rekonesansu w Azji, przed przyszłorocznymi zimowymi igrzyskami olimpijskimi, nie ułożył się najlepiej dla Kamila Stocha. O ile jeszcze w pierwszym konkursie w Pjongczangu skoczek z Zębu zdołał zająć trzecie miejsce, o tyle w drugim konkursie po pierwszej serii był dopiero 18. w stawce. Swoją lokatę wydatnie poprawił finałowym skokiem, awansując aż na 6. miejsce, ale uszczuplił swoją przewagę w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata nad najgroźniejszymi rywalami. - Kamil zepsuł pierwszy skok, ale druga próba, w finale, była już w porządku. Stąd spory awans w wynikach - stwierdził Małysz i pochwalił innego z naszych skoczków, sklasyfikowanego w czwartek na 8. miejscu. - Po raz kolejny miejsce w pierwszej dziesiątce zajął Dawid Kubacki - zauważył. Puentując daleką wyprawę, dyrektor kadry pokusił się o następujące podsumowanie. - Wyjazd do Azji można więc udać za bardzo udany. Teraz przed nami mistrzostwa świata w Lahti. Bardzo groźni będą Stefan Kraft i Andreas Wellinger, ale do grona groźnych zawodników dołączył też Maciek Kot. Bardzo się z tego cieszę. AG