Adam Małysz wskazuje. To może być przełom w polskich skokach, ale też przestrzega
Przed nami decydujące momenty letniego sezonu w skokach narciarskich. Konkursy w Hinzenbach (18-19 października) i Klingenthal (25-26 października) pokażą, jaki układ sił mamy tuż przed rozpoczęciem sezonu zimowego. Przed rokiem po zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Letniego Grand Prix sięgnął Paweł Wąsek, a potem w sezonie zimowym należał do światowej czołówki. Teraz wciąż szanse na końcowy triumf mają Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Maciej Kot. Czy zatem już teraz możemy mówić o powrocie polskich skoczków do światowej czołówki? Adam Małysz mówi o tym, że w najbliższy weekend możemy być świadkami przełomu w naszych skokach.

W skrócie
- Polskie skoki narciarskie przechodzą okres zmian, z nowym trenerem Maciejem Maciusiakiem i powrotem do formy doświadczonych zawodników.
- Nadzieje na sukces budzi młode pokolenie, zwłaszcza 18-letni Kacper Tomasiak, który może wkrótce dołączyć do światowej czołówki.
- W skokach kobiet postępy notuje Anna Twardosz.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
W ubiegłym roku najlepszym skoczkiem Letniego Grand Prix był Paweł Wąsek. To był bardzo duży sukces zawodnika z Ustronia, ale on przeszedł bez większego echa. Zimą Wąsek potwierdził swoją dyspozycję i należał do grona najlepszych skoczków Pucharu Świata. Wiele razy był blisko podium, aż w końcu dopiął swego i stanął na nim w Lahti.
To był zdecydowanie najjaśniejszy punkt polskiej drużyny ubiegłej zimy. Dobry sezon, ale już nie taki, jak dwa lata temu zaliczył Aleksander Zniszczoł. Reszta naszych skoczków była tylko tłem.
Wiosną zatem doszło do zmian. Nowym trenerem kadry został Maciej Maciusiak. Wigor odzyskała stara gwardia, która latem pokazała, że nie należy ich jeszcze skreślać. Na tym jednak koniec. Kompletnie z radarów zniknął nam Wąsek, który po wielu miesiącach wraca do rywalizacji w Hinzenbach. Światełkiem w tunelu jest za to 18-letni Kacper Tomasiak. On w Klingenthal (18-19 października) będzie walczył o końcowy triumf w Letnim Pucharze Kontynentalnym, a potem ma dostać szansę debiutu w LGP.
Adam Małysz: Jest szansa na zwycięstwo Kacpra Tomasiaka. To byłby przełom
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Przed rokiem w Letnim Grand Prix triumfował Paweł Wąsek, ale w polskiej kadrze nastroje były minorowe, bo reszta zawodników miała problemy. Teraz mamy trzech zawodników w "10" klasyfikacji generalnej LGP i to z szansami na końcowy triumf. Widać wyraźną poprawę kadrowiczów w porównaniu do poprzednich miesięcy.
Adam Małysz: - Odżyła cała drużyna. I to widać na treningach. Zachowują się zupełnie inaczej. Widać, że znowu im się chce. Znowu jest dobra atmosfera. Lepsza jest też komunikacja w grupie. Wiedzą, jak pracują. Teraz do całej kadry znowu dołączył Kamil Stoch. On wprawdzie ma swojego trenera Michala Doleżala, ale ten trener świetnie dogaduje się z Maćkiem Maciusiakiem. Są zgrani. I od razu widać też efekty na skoczni. Nie ma tylu pretensji, co wcześniej. Nawet jeśli czasem nie idzie, to są rozmowy, o tym. Wcześniej był jakiś dystans między zawodnikami i trenerem. Nie wiadomo było, o co się rozchodzi. Nie ukrywam, że mamy też teraz - jako zarząd - lepszą komunikację ze sztabem. Oczywiście z Thomasem też nie było źle, bo on przychodził do biura i rozmawialiśmy. Teraz mamy typowo polski zespół i on jest jednak bardziej otwarty. Widać, że na każdym polu jest lepsza współpraca. Oby to przyniosło efekty zimą, bo ona jest dla nas najważniejsza.
Latem będzie trudno o końcowy triumf, ale za to jest szansa na zwycięstwo Kacpra Tomasiaka w Pucharze Kontynentalnym. I to byłby przełom, bo potrzebujemy młodych zawodników. Kamil już ogłosił, że to jest dla niego ostatni sezon. Zobaczymy, jakie decyzje podejmą po sezonie pozostali nasi weterani. My też - jako związek - nie możemy chuchać i dmuchać tylko na nich. Potrzebujemy nowych nazwisk w Pucharze Świata.
Wiele wskazuje na to, że jak nic się nie zepsuje, to niebawem wielu młodych zawodników zacznie nam się pojawiać coraz częściej w Pucharze Świata. Mamy chyba bardzo zdolną młodzież. Za plecami tych najbardziej doświadczonych skoczków czai się już szeroka grupa zawodników?
- Wśród juniorów i młodzieży mamy rzeczywiście bardzo dużą grupę skoczków na wysokim poziomie. Trafiło nam się bardzo zdolne pokolenie. W ostatnich latach talentów jednak też nie brakowało. Dochodzili do pewnego momentu i potem nagle nam znikali. Nie było rotacji w kadrze A. Pojawiali się w niej ciągle ci sami zawodnicy. To powoduje, że nie ma w kadrze wewnętrznej rywalizacji. Do tego, że teraz młodzież idzie falą, przyczyniły się chyba też reformy, jakie przeprowadziliśmy w juniorach, likwidując kadrę w tej kategorii wiekowej. Postawiliśmy na szerokie podstawy w oparciu o Szkoły Mistrzostwa Sportowego i to procentuje. Zawodnicy wiedzą, że każdy z nich ma szansę na to, by się pokazać. Z kolei ci najlepsi nie spoczywają na laurach po tym, jak trafili do kadry, tylko cały czas muszą pracować nad tym, by być branym pod uwagę przy ustalaniu składów na zgrupowanie i zawody.
Kacper Tomasiak to talent, jakiego dawno u nas nie było. Od lat wiele mówi się o tym skoczku, ale teraz zaczyna pokazywać się szerszej publiczności. 18-latek może namieszać w składzie na zimowe igrzyska olimpijskie?
- Oby. On się nie pojawił znikąd. To jest owoc Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Od dawna skacze, ale teraz złapał naprawdę bardzo wysoką formę i skacze bardzo dobrze. Wiem, że Maciek Maciusiak chce dać mu szansę w Klingenthal w LGP. Zobaczymy, jak on się zachowa w stawce najlepszych zawodników na świecie. Czy wytrzyma psychicznie presję zawodów jednak znacznie wyższej rangi? Na pewno chcielibyśmy, by dołączył do naszych najlepszych skoczków. Czekamy też pozostałych naszych młodych skoczków. Sam jestem bardzo ciekawy tego, jak rozwinie się jego kariera.
"To jest okres przejściowy, który trzeba przetrwać"
To zawodnik w takim wieku, kiedy zdarzają się jeszcze wahania formy. Sam doskonale wiesz, jak to wygląda, bo też błysnąłeś jako nastolatek, a potem zniknąłeś na kilka lat, by znowu wystrzelić.
- To jest rzeczywiście trudny okres dla skoczków. Jeszcze nie jest do końca ustabilizowany wzrost. Do tego może skakać waga. To jest taki okres przejściowy, który trzeba przetrwać. Bardzo wiele w tym czasie zależy właśnie od samego zawodnika, a nie od trenerów. Jeśli uda mu się przejść przez ten trudny czas, to może naprawdę odnosić sukcesy. Tak było z Gregorem Schlierenzauerem, który błysnął jako nastolatek, a potem przez wiele lat odnosił wielkie sukcesy. To jest zatem możliwe. Mnie z kolei nie udało się to do końca, bo wpadłem w dołek na kilka lat. Ale przetrwałem ten trudny czas i potem wróciłem na wysoki poziom. Nie wolno się poddawać w momentach kryzysów. Trzeba się tylko koncentrować nad tym, co jest do zrobienia. I co najważniejsze, trzeba kontrolować wagę.
Wróćmy jednak do naszej kadry i zmian, jakie w niej zaszły. Odnoszę wrażenie, że teraz sztab bardzo szybko reaguje na to, co się dzieje. Tego mi brakowało w okresie, kiedy kadrę prowadził Thomas Thurnbichler. Jakiekolwiek zmiany trwały tygodniami, teraz wiele się zmienia nawet w ciągu weekendu.
- Cały sztab pracuje naprawdę bardzo solidnie. Jeszcze raz podkreślę doskonałą współpracę Maćka Maciusiaka i Michale Doleżala. Jak trzeba, to pewne rzeczy robią nawet w nocy. Ciągle korygują kombinezony, jeśli pojawia się problem. Ta zmiana sprzętu trochę namieszała. Wszystkie kadry są w takim okresie przejściowym. Próbują rozeznać się, na czym stoją.
Michal Doleżal nie skorzystał z propozycji PZN. Ważną rolę odegrał Stefan Hula
Wiele mówisz o Michale Doleżalu. Tym samym, którego zwolniłeś w 2022 roku po tym, jak Dawid Kubacki zdobył brązowy medal zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Teraz z perspektywy czasu uznasz to za błąd, czy jednak ta zmiana była wówczas konieczna?
- Doszło do takiej sytuacji, że ta zmiana była potrzebna. I będę tego bronił. Nie ukrywam, że wtedy Michal otrzymał od nas propozycję, ale z niej nie skorzystał. Chcieliśmy wprowadzić zupełnie inne rozwiązania. Nie chciałbym teraz mówić o tym. Człowiek jednak, jak wiadomo, ciągle się uczy. Nie powiem jednak, że błędem było ściągnięcie Thurnbichlera. Pamiętam przecież pierwszy sezon jego pracy. Był naprawdę bardzo dobry. Zrobił wówczas wiele zmian. Wrócił też do samego początku, bo widział błędy, jakie zostały wcześniej popełnione. I to wypaliło. Potem jednak zaczęły się w kadrze nieporozumienia. To wynikało pewnie z różnic, jakie dzielą nasze narody. Tym największym problemem była komunikacja. Skoczkowie twierdzili, że Thomas bardzo często zmienia zdanie. On z kolei tłumaczył to tym, że chciał reagować na bieżąco na sytuację. Do tego zawodnicy - tak mówił Thomas - nie mówili mu o problemach. Sugerowałem mu, żeby to on jako pierwszy wyciągnął rękę. Pokazał też, że ma trenerski talent. Potrafił dobrze pracować z Pawłem Wąskiem i Olkiem Zniszczołem. Moim zdaniem byłby świetnym trenerem do juniorów, ale niestety nie zdecydował się na pracę u nas.
Przejdźmy do kobiet, bo mamy zawodniczkę światowego formatu w skokach. Postawa Anny Twardosz tego lata jest zaskoczeniem dla wszystkich. Mamy też dobrze rokującą Polę Bełtowską.
- Z tą ostatnią mamy teraz duży problem, bo sporo urosła. Bardzo zmienił się jej środek ciężkości. Zrobiła przez to krok w tył. Pozostaje mieć nadzieję, że zaraz znowu ruszy do przodu. Wróciło się u niej to, co było w ubiegłym roku. Na pewno ma duży potencjał, ale musi pilnować wagę. Ania Twardosz mocno się za to wzięła i są efekty. Do skakania wróciła Kamila Karpiel. Ona nigdy wcześniej nie była taka szczupła. Szkoda mi Nicole Konderli, bo ma to coś, a do tego jest szczupła. Nie chce jednak trenować z kadrą. Woli to robić pod okiem Łukasza Kruczka. I miewa przebłyski. Ona jednak boi się skakać na dużych skoczniach.
W 2019 roku kadrę kobiet prowadzili Marcin Bachleda i Sławomir Hankus. To był czas, kiedy nasze dziewczyny zaczęły się pokazywać z bardzo dobrej strony. Dokonaliście jednak zmian w sztabach trenerskich, a po sześciu latach jesteśmy w punkcie wyjścia, jeśli chodzi o trenerów.
- No nie, bo teraz asystentem Marcina Bachledy jest Stefan Hula. I on akurat odegrał bardzo ważną rolę. Te dziewczyny potrzebują kogoś, komu uwierzą. Stefan miał osiągnięcia w skokach, a do tego dziewczyny go lubiły. To na pewno miało znaczenie. Nie ukrywam, że zmian dokonywaliśmy, bo chcieliśmy szybko zrobić coś więcej. Weszły miksty, a my na nich dużo traciliśmy. Przecież po medal olimpijski potrafiła sięgnąć Kanada. Co stało na przeszkodzie, żeby to była nasza drużyna? Wzięliśmy zatem najlepszego trenera w kobiecych skokach - Haralda Rodlauera. I on się trochę przestraszył, że nie jest w stanie nic zrobić. W końcu zrezygnował. Wcześniej wszystkie nasze dziewczyny leciały za nartami, a Ania bardzo zmieniła swój styl. Czasami nawet leci aż za bardzo aktywnie. To jednak pokazuje, że się da. Potrzeba było jednak kogoś, kto przekona te dziewczyny do tego, że tak można.
Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:














