Tomasz Kalemba, Interia Sport: W piątek ogłosiłeś zmianę na stanowisku trenera kadry skoczków i od razu posypały się na ciebie gromy. Adam Małysz: - Powiem szczerze, że nie czytam, co ludzie piszą. Nigdy wszystkim się nie dogodzi. Teraz podjąłem taką decyzję i jest krytyka, ale gdyby jej nie podjął, też byłaby krytyka. Co mogę więcej powiedzieć. Thomas Thurnbichler nie potrafił zbudować drużyny. Stracone trzy lata. PZN powinien zrobić to dawno Adam Małysz: musieliśmy to zrobić, żeby oczyścić atmosferę Straciliśmy trzy lata? Wydaje mi się, że wróciliśmy trochę do punktu sprzed trzech lat, kiedy nasza starszyzna chciała Michala Doleżala i Grzegorza Sobczyka za trenerów. Teraz "Dodo" też ma być w sztabie kadry i pewnie będzie pracował nie tylko z Kamilem Stochem, ale też Dawidem Kubackim i Piotrem Żyłą. - Wtedy - przed trzema laty - było wiele krytyki, bo uznano, że za bardzo zajmujemy się starszymi zawodnikami, a nie myślimy o młodych. Teraz, po decyzji o rozstaniu z Thomasem Thurnbichlerem, tłumaczyłem to i miałem otwartą dyskusję na swoim profilu w mediach społecznościowych. Fani mogli zadawać pytania dotyczące sytuacji. Gdybyśmy wtedy podjęli złą decyzję, to pierwszy rok pracy Thomasa nie byłby okraszony takimi sukcesami. Nie mogliśmy też powiedzieć tym starszym zawodnikom: zrobiliście swoje i możecie pójść swoją drogę, a my poszukamy waszych następców. Oni chcieli dalej skakać, a my nie mogliśmy odebrać im takiej szansy. Jeśli chodzi o juniorów, których aktualnie mamy, to od Pucharu Świata dzieli ich jeszcze duża przepaść. Oni potrzebują spokojnego treningu i budowania pewności siebie. Nie ma możliwości, żeby wypuścić ich od razu na Puchar Świata. Wtedy moglibyśmy ich w ogóle stracić, bo mogliby się szybko zniechęcić. Maciek Maciusiak został trenerem kadry i to on będzie decydował o tym, jak będzie wyglądał sztab szkoleniowy. "Dodo" będzie z nim współpracował, ale przede wszystkim będzie głównym trenerem Kamila Stocha. Nie jest tak, że przejmie też Dawida i Piotrka. Będzie jednak pomagał kadrze, jeżeli chodzi o sprzęt. Oczywiście Maciek zapowiedział, że będzie też z nim normalnie na wieży trenerskiej, a nie tak, jak było do tej pory, że nie miał na nią wstępu. Ta współpraca będzie zatem bardzo ścisła. Można powiedzieć, że będą właściwie tworzyć jedną kadrę. Kamil i Michal jednak zrozumieli, że dużo tracą, kiedy trenują sami, choć pewnie - od czasu do czasu - wyjadą niezależnie od innych na zgrupowanie. Thomas Thurnbichler był chyba jednym z najbardziej krytykowanych trenerów polskiej kadry w ostatnich latach. Teraz kiedy został zwolniony, to jednak wielu kibiców go broni. - Zawsze tak jest. Już przyzwyczaiłem się do Polaków. Nigdy nie można nam dogodzić. Zawsze będą tacy, którzy będą krytykować, ale też będą tacy, którzy będą chwalić. Przykre jest to, że często wypowiadają się na ten temat osoby, które kompletnie nie mają pojęcia, jak wygląda sytuacja. Naprawdę robimy wszystko w tym kierunku, by skoki się rozwijały. Zrobiliśmy dwie skocznie do "Akademii Lotnika", które zachęcają dzieciaków do uprawiania tego sportu. Mamy naprawdę dużą grupę bardzo dobrych juniorów i dlatego zaproponowaliśmy Thomasowi, by przyczynił się do rozwoju polskich skoków i zajął się nimi. On nadawałby się idealnie do pracy z tymi zawodnikami. Tam jest wielki potencjał, którego nie chcemy stracić. Thomas, zanim jeszcze podjęliśmy rozmowy, wyprzedził nas i zaproponował podział kadry na nowych zasadach. Jak to miało wyglądać? - On w ogóle nie chciał zajmować się naszymi najbardziej doświadczonymi skoczkami. Postanowił, że skupi się na młodszym pokoleniu, bo przyszedł czas na zmiany. Maćkowi zaproponował, by ten zajął się starszyzną. I Maciek nie widział problemu w tym. Trzecią grupę mieliby stanowić zawodnicy pod okiem Wojtka Topora. Tyle że wszyscy mieliby tworzyć jedną wielką kadrę narodową. Ten model już jednak przerabialiśmy i to kompletnie nie zdało egzaminu. Bardzo wiele zależy od samych zawodników. W kadrze A tylko Paweł Wąsek uwierzył i w pełni zaufał Thomasowi. I na tym wygrał. Pozostali nie wierzyli. To wszystko powodowało, że w drużynie nie było atmosfery. I właśnie przez jej brak nie było możliwości na wykonanie kroku do przodu. Paweł oczywiście otrzymał propozycję, że jeśli chce, to może trenować z Thomasem, bo ten i tak ma ważny kontrakt z nami. Postanowił jednak zostać z całą kadrą. Wiele lat o nią walczył, więc nie dziwię się jego decyzji. Thomas poczuł w pewnym momencie duży opór ze strony zawodników? Zrozumiał, że coś się wypaliło, bo o tym wspominał Piotrek Żyła? Był gotowy sam na odejście ze stanowiska? Czuł się w tym wszystkim osamotniony? - Na pewno trochę tak było, choć ze strony związku miał stuprocentowe wsparcie. Nie miał jednak dobrego kontaktu z zawodnikami. Po prostu większość go nie słuchała. I przez to było mu trudno cokolwiek zrobić. Nastąpiła zmiana retoryki w związku. Przez trzy lata mówiliście o tym, że trzeba mniej uwagi poświęcać starszym zawodnikom, bo oni są na tyle doświadczeni, że sami sobie poradzą, ale za to trzeba się zajmować młodymi zawodnikami. Teraz kiedy zobaczyliście, że tylko starszyzną można coś jeszcze zdziałać na igrzyskach za rok, to chcecie jeszcze wycisnąć ich jak cytryny? Przecież, poniekąd na prośbę starszyzny, dokonaliście zmiany trenera? - Trochę tak jest, ale wciąż w nich wierzymy i tej wiary nigdy nie straciliśmy. Nigdy nikt z nas nie mówił, że trzeba odstawić tych wielce zasłużonych skoczków dla Polski. Trzon kadry, jakby nie patrzeć, tworzą zawodnicy po "30". Tylko Paweł jest od nich kilka lat młodszy. On nie chciał się wypowiadać, ale postanowił zostać przy kadrze. Przyznał, że zmiana trenera nie jest dla niego tragedią. Tym bardziej że z czasów juniorskich zna Maćka i dobrze wspomina tamtą współpracę. Przyznam, że musieliśmy coś zrobić. Choćby dlatego, żeby oczyścić atmosferę. Chcieliśmy, podobnie jak kibice, postawić na młodzież, ale co możemy zrobić w sytuacji, kiedy starsi zawodnicy są wciąż najlepsi w kraju. Nie można tak totalnie tego odciąć i postawić tylko na młodych skoczków, bo to nie byłoby fair. Oczywiście Thomas miał się zając młodszymi zawodnikami, ale w kadrze dostał też starszych i nie miał wyjścia. Musiał z nimi pracować. Dzisiaj mówi, że pewnie to był trochę błąd, że nie postawił na swoim, nie oddzielił grubą kreską starszyzny od młodzieży. Z drugiej strony też nie chciał zostawiać tak utytułowanych skoczków. W tym pierwszym roku wszystko działało i wydawało się, że będzie w porządku, ale potem zaczęło się wszystko sypać. Blef ze strony PZN? Maciej Maciusiak ma szalenie trudne zadanie Blefowaliście przez połowę sezonu, mówiąc, że na rok przed igrzyskami na pewno nie zmienicie trenera? Czy jednak decyzja zapadła w ostatniej chwili? - Decyzja na pewno zapadła w ostatnich tygodniach. Ostateczna oczywiście na zarządzie przed Planicą. Rozmawiałem przed nim i z Thomasem, i ze skoczkami, ale też z Maćkiem Maciusiakiem, Michalem Doleżalem i Kamilem Stochem. Z dwoma ostatnimi rozmawiałem, kiedy trenowali w Wiśle w czasie mistrzostw świata w Trondheim. Oni prosili mnie wówczas, bym coś zrobił, bo kompletnie nie było współpracy z kadrą A. Na nic innego nie liczyli, jak tylko na wspólne treningi od czasu do czasu i jasne zasady, jeśli chodzi o wyjazdy na zawody. Ich zdaniem tego nie było. Z drugiej strony Thomas dawał z siebie wszystko. Nie można mu zarzucić tego, że się obijał. Robił, co mógł. Jeśli jednak nie miał posłuchu u zawodników, to była to droga donikąd. Miałeś naciski z zarządu, by dokonać zmiany, bo jednak byłeś zwolennikiem Thomasa. Może to była cześć gry politycznej, bo zbliżają się wybory w związku? - Nie. To była wspólna decyzja całego zarządu. Wiemy, że decyzja jest podjęta w trudnym momencie, bo na rok przed igrzyskami. Czego byśmy jednak nie zrobili, to i tak po tym sezonie spotkałaby nas krytyka. I tak też się stało. To na pewno nie jest łatwe dla Maćka Maciusiaka. Dla niego zawsze było celem prowadzenie kadry A. To nawet było jego marzenie. Tyle że przejmuje ją w bardzo trudnej sytuacji. Mamy bowiem zaraz igrzyska i oczekiwania po dwóch słabych sezonach będą wielkie. Jestem jednak przekonany, że tylko poprawienie atmosfery sprawi, że wszystko ruszy do przodu. To nie jest przypadkiem projekt na rok? Jak nie będzie wyników, to przecież za wszystko oberwie Maciusiak? - Mam nadzieję, że nie. To, co planuje Maciek, ma sens. Teraz trzeba liczyć na to, że to wszystko zagra. W Planicy - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport