Za nami dwa weekendy z Pucharem Świata w skokach narciarskich. Polacy zawiedli nie tylko w Ruce, ale też w Lillehammer. Wydaje się, że gdzieś został popełniony błąd, a teraz potrzebna jest dobra diagnoza. Bez niej ani rusz. Nasi skoczkowie są tylko tłem, za to Niemcy i Austriacy tak zdominowali rywalizację, że aż trudno w to uwierzyć. Ekspert załamany formą Polaków na początku sezonu. Wskazuje rozwiązanie Adam Małysz w rozmowie z Interia Sport powiedział o tym, że najpewniej mają coś w kombinezonach, czego nie mają inne kraje. Zauważył też, że tej zimy nasi skoczkowie wyglądają trochę, jak Niemcy ubiegłej zimy. - Na pewno kadra jest w trudnej sytuacji, ale nie sądzę, by była napięta atmosfera między zawodnikami a sztabem - powiedział Małysz. Adam Małysz czeka na diagnozę problemów Polaków. "Wszystkich to zaskoczyło" Tomasz Kalemba, Interia Sport: Za nami dwa weekendy Pucharu Świata w skokach narciarskich, a nasi zawodnicy są tylko tłem. Były jakieś sygnały, że może być tak duży problem już na starcie sezonu? Adam Małysz, prezes PZN: - Nie. Nic na to nie wskazywało. Wręcz przeciwnie. Cały czas dochodziły do mnie sygnały, że wszystko jest pod kontrolą i zmierza w dobrą stronę. Teraz mam trochę innych obowiązków, więc nie jestem tak blisko drużyny, ale co jakiś czas udaje mi się spotkać z trenerami. Przygotowania wyglądały dobrze, a tu spotkała nas taka niespodzianka. Najpierw w Ruce, a teraz w Lillehammer. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Przypomina mi się nasza rozmowa przed finałem Letniego Grand Prix w Klingenthal, kiedy okazało się, że po raz pierwszy od ośmiu lat żaden z Polaków nie stanie na podium klasyfikacji generalnej. Pytałem wówczas, czy to nie jest sygnał, że dzieje się coś niepokojącego. Rozmawiał pan wówczas z trenerem Thomas Thurnbichlerem, ale on uspokajał. Mówił o tym, że latem tak to miało wyglądać, bo zawodnicy byli w ciężkim treningu, ale zimą będzie zupełnie inaczej. Można mówić o tym, że jednak popełnił gdzieś błąd? Jest przecież młodym trenerem. - Nie ma co mówić, że Thomas jest młodym trenerem, bo w tym sztabie nie pracuje sam. Za cały trening motoryczny odpowiada przecież Mark Noelke. Jeśli jest zatem wina z ich strony, to obaj ponoszą za to odpowiedzialność. Byłbym jednak ostrożny z wydawaniem wyroków. Jeszcze za wcześnie? - To na pewno, a poza tym widzimy, co się dzieje. To był sezon, w którym było wiele zmian w sprzęcie, ale też w pomiarach zawodników i widać, że najlepiej do tego wszystkiego przystosowali się Niemcy i Austriacy. To ma wielki wpływ. Szczególnie na starszych zawodników, a nasza drużyna jest najstarszą w stawce. Wciąż liczymy na naszych weteranów, a to już czas, że powinni się pokazywać młodzi. Rozmawiałem o tym z Thomasem, to teraz to wygląda tak, że jak nasi starsi zawodnicy są w słabszej dyspozycji, to nie ma kto ciągnąć polskich skoków. Nikt nie mówi, że młodzi skoczkowie mają od razu wygrywać, ale powinni zacząć się pojawiać w czołówce. Jeśli nad tym nie popracujemy, to zrobi się wielka dziura i wtedy będziemy mieć ogromny problem. Adam Małysz: dawno tak źle nie było Ostatni tak fatalny start sezonu Polacy mieli 11 lat temu. Wtedy nie zagrały kwestie sprzętowe i już po niespełna miesiącu nasi skoczkowie zaczęli stawać na podium i pokazywać się w czołówce, a potem sięgali po medale w mistrzostwach świata. Thomas Thurnbichler sugeruje, że tym razem to nie jest wina sprzętu, a raczej gorszej techniki skoczków. Taka naprawa może zatem potrwać dłużej? - Od razu nasuwa się pytanie, czy w ogóle jest postawiona dobra diagnoza, jeśli chodzi o to, co dzieje się z naszymi zawodnikami. Moim zdaniem chłopaki są mocno pasywni na rozbiegu. Nie ma u nich aktywności. I u większości z nich skok wygląda tak, że jadą za bardzo z tyłu i potem rzucają się do przodu na progu. Wtedy noga nie pcha tak, jak powinna. Thomas rozmawiał o tym z zawodnikami, ale jest w trudnej sytuacji, bo ciężko jest mu przekonać skoczków do tego, że on ma dobrą wizję. Nie ma innego wyjścia. Muszą się do niej przekonać i zaryzykować przynajmniej na treningach. Widać, że świat zaczął skakać trochę inaczej. Niemcy odrobili lekcję i jak odstawali w ubiegłym sezonie - poza mistrzostwami świata - to teraz wiodą prym. Teraz to my skaczemy trochę jak Niemcy ubiegłej zimy. Zbyt statycznie. Odbicie jest kierowana bardziej do progu, ale pod prawie prostym kątem. Widać, że Niemcy czy Austriacy mają inny kierunek odbicia. Myślę zatem, że ta "naprawa" może trwać nieco dłużej. Wierzę jednak w to, że nasi skoczkowie poradzą sobie z tym. Najpierw muszą jednak znaleźć swoją pozycję dojazdową. Od tego wszystko się zaczyna. Brak aktywnej pozycji ma przełożenie na cały skok. I to na pewno jest jeden problem. A kolejne? - W tym momencie trudno jest mówić, co mogą mieć w sprzęcie Niemcy i Austriacy, że tak odskoczyli światu. A myślę, że jednak coś mają. Przede wszystkim, jeśli chodzi o kombinezony. Wystarczy zobaczyć, że problemy mają też Norwegowie. W czołówce pojawiają się pojedynczy Słoweńcy i Ryoyu Kobayashi. Poza nimi w czubie są sami Niemcy i Austriacy. I to takie nazwiska, na które nikt by nie stawiał. To jest niewiarygodne. Stefan Kraft robi na skoczni, co chce. Nie ma godnego rywala. Może poza Andreasem Wellingerem. Nasi skoczkowie sugerowali, że są mocno przemęczeni, a to ma wpływ na technikę. Tyle że Thomas Thurnbichler zapowiadał, że na świeżych nogach ruszą już od pierwszego konkursu Pucharu Świata. - Myślałem, że właśnie po to lecą na Cypr, by złapać trochę świeżości przed rozpoczęciem sezonu. Nie byłem zwolennikiem tego wyjazdu. Bywało, że kiedy jeszcze startowałem, to też zdarzały nam się takie wyjazdy. Ja jednak po takim czasie potrzebowałem około miesiąca, by znaleźć dobre czucie na skoczni. Oczywiście to jest bardzo indywidualna sprawa. Dlatego nie będę mówił, czy to było dobre rozwiązanie, czy nie. Tym bardziej że nasi zawodnicy takie wyjazdy praktykowali już za Stefana Horngachera. Nie była to zatem dla nich nowość. Może problemem było to, że prosto z Cypru polecieli do Lillehammer na zgrupowanie. Dzisiaj możemy tylko gdybać. Najważniejsze jest jednak to, by znaleźć rozwiązanie sytuacji i zastanowić się też nad tym, co zrobić, by w końcu w Pucharze Świata zaczęła punktować nasza młodzież. Czuć, że w kadrze jest napięta atmosfera? - Nie jestem teraz tak blisko kadry, jak kiedyś. Dostaję tylko meldunki. Na pewno kadra jest w trudnej sytuacji, ale nie sądzę, by była napięta atmosfera między zawodnikami a sztabem. Nie dziwię się, że najbardziej doświadczeni zawodnicy są sfrustrowani wynikami. Oni nie dostrzegali niepokojących sygnałów w okresie przygotowań. Gdyby takie były, to pewnie porozmawialiby o tym z trenerem albo przekazali nam w PZN. Jeśli zawodnik nie czuje się komfortowo, to w pierwszej kolejności powinien udać się do szkoleniowca i o tym z nim porozmawiać. Zawsze można zwrócić się też z problemem do nas w PZN. Tymczasem ani Thomas, ani zawodnicy nie dawali żadnych sygnałów, że coś jest nie tak. Chyba ich wszystkich też to zaskoczyło. Popatrzmy choćby na Dawida Kubackiego. W Klingenthal i wcześniejszych konkursach wyglądało, że jest wszystko w porządku. On nie pojechał na zgrupowanie na Cypr, a jednak też nie jest w dyspozycji, w jakiej powinien być. Zawiodły chyba ostatnie dni przygotowania do startu sezonu, ale też - moim zdaniem - coś zawiodło w sprzęcie. I dlatego wygląda to tak, jak wygląda. Dawno tak źle nie było. Problemem jest też brak skoczni w kraju gotowych do treningu. Śniegu nie brakuje, a zawodnicy nie mają, gdzie trenować. To sytuacja tak dziwna, jak z torbą z butami Pawła Wąska w Lillehammer. - Akurat teraz są nam te skocznie bardzo potrzebne, a tu takie problemy. A co do Pawła? To jestem zły na niego. Nawet jeśli idzie się do toalety, to takich rzeczy, jak własny sprzęt, po prostu się pilnuje. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy zostały zmienione przepisy. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Kamil Stoch stanowczo o fatalnym starcie sezonu. Zabrał głos ws. sztabu szkoleniowego