Adam Małysz o sytuacji Thomasa Thurnbichlera: nie jest łatwa. Tłumaczy brak zmian w składzie
Aleksander Zniszczoł dwukrotnie stał w Willingen przed szansą stanięcia na podium zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich. W obu przypadkach kończył na ósmej pozycji. Teraz rywalizacja wyprowadziła się z Europy. Może w USA lub w Japonii będzie sprzyjało mu szczęście. Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, przyznał w rozmowie z Interia Sport, że jak tylko 29-latek odda dwa dobre skoki, to jeszcze w tym sezonie stanie na podium Pucharu Świata.

To ciekawa sytuacja, bo od lat nie było tak, żeby na półmetku rywalizacji w Pucharze Świata w skokach narciarskich najlepszym z Polaków nie był ktoś z dwójki Kamil Stoch lub Dawid Kubacki.
W tym sezonie przed obu wyskoczył Aleksander Zniszczoł, który po 16 z 32 konkursów zajmuje 23. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Lokata najlepszego z Polaków tylko pokazuje, co się stało z naszymi skokami w tym sezonie.
Poza Zniszczołem reszta naszej kadry spisywał się w Willingen przeciętnie albo wręcz słabo. Mimo tego Thomas Thurnbichler nie zdecydował się na dokonanie zmian w składzie na zawody w Lake Placid i Sapporo. Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, wyjaśnił dlaczego.
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Za nami półmetek zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich. I mamy niespodziankę. Nie Kamil Stoch, nie Dawid Kubacki i nie Piotr Żyła, a Aleksander Zniszczoł jest sklasyfikowany najwyżej z polskich skoczków w Pucharze Świata. Przeszło ci kiedykolwiek przez myśl, że Olek może być liderem tej kadry?
Adam Małysz: - Latem miał naprawdę dobre wyniki. Patrząc na to, jak się rozwijał, to można było przypuszczać, że będzie czołowym skoczkiem kadry. Teraz jest w takiej dyspozycji, że pewnie niebawem zobaczymy u niego dwa dobre skoki. Pokazał już, że jest w stanie walczyć o podium. Brakuje mu jednak tego ostatniego skoku.
Co się mogło stać w drugiej serii niedzielnego konkursu w Willingen. Prowadził, ale ostatecznie był ósmy. Nie wytrzymał presji?
- Rozmawiałem z Thomasem Thurnbichlerem i był strasznie wkurzony na Borka Sedlaka, że nie poczekał, jak w przypadku innych zawodników, tylko puścił go w 13. sekundzie. Na buli miał na tyle zły wiatr, że nie miał szans skoczyć. Olek do tego ma taką technikę, że dosyć szybko kładzie się na narty i dociska je. Wtedy, jak w pierwszej fazie lotu jest źle, to potem jest ciężko odlecieć. To miało duży wpływ. Z progu było dobrze, ale przez ten wiatr boczny i tylny odeszła mu jedna narta. Musiał na nią poczekać i w efekcie zabrakło szybkości na dole.
Myślałem, że na amerykańsko-japońskie tournée po słabych skokach pozostałych naszych zawodników w Willingen, Thurnbichler dokona jednak zmian w składzie kadry. Wciąż jednak jeżdżą ci sami, a wielkich postępów nie ma?
- Nie było za bardzo za kogo zmienić. Maciek Kot wygrał jeden konkurs Pucharu Kontynentalnego. Jakub Wolny był trzeci. To dalej nie są jednak wyniki na punktowanie w Pucharze Świata. To mogłoby gwarantować stałe wejście do trójki w Pucharze Kontynentalnym. Druga sprawa jest taka, że ten wyjazd jest straszliwie drogi. Zmienianie kogoś tylko dla idei, nie miało sensu. Przy takich cenach każda zmiana biletu tylko podniosłaby koszty, a te trzeba było kupić znacznie wcześniej. Poza tym to jest lot dookoła świata. I to są duże wydatki. Jeśli jednak dalej Kuba albo Maciek będą w dobrej dyspozycji, to na pewno Thomas będzie myślał o wymianie.
Patrząc na to, jak skaczą Kamil, Piotrek i Dawid, to im chyba jednak bardziej przydałby się odpoczynek albo spokojny trening.
To już dawno powinni zrobić. Spokojny trening dużo by im pomógł, ale znacznie wcześniej. Oni jednak nie chcieli. Dziwię się, bo może teraz sytuacja byłaby zupełnie inna. Nie jest to jednak łatwa sytuacja dla Thomasa, bo nawet jeśli chce zrobić pewne rzeczy, ale wie, że będzie opór, to nie jest w stanie wyegzekwować tego. Jak zawodnicy zostaną, ale nie będą do tego przekonani, to nie ma to wtedy żadnego sensu.
Thomas stał się dla tych naszych gwiazd bardziej kolegą niż trenerem i tu jest problem?
- Na pewno, jeśli chodzi o tych starszych zawodników, to trochę tak, ale nie w stu procentach. Widziałem jednak kilka takich sytuacji, kiedy Thomas rzeczywiście potrafił stanowczo tupnąć nogą.
Jan Winkiel, sekretarz generalny PZN, przyznał kiedyś w rozmowie ze Sportowymi Faktami, że na pewno nie będzie zmiany trenera po tym sezonie. Rozumiem, że Thurnbichler, ale także ty, macie już jakiś pomysł, jak wybrnąć z tej sytuacji?
- Czekam na Thomasa, który dostał polecenie, że ma przygotować system i plan działania na kolejne lata. Nakreślił mi wizję, ale nie chcę w tej chwili mówić o tym publicznie, dopóki nie będę miał tego na biurku na papierze.
Na razie nie mamy co marzyć o miejscach na podium w Pucharze Świata, ale cieszą nas miejsca Olka w "10". To pokazuje, jak wyglądają teraz polskie skoki. Występy Zniszczoła mogą być światełkiem w tym ciemnym tunelu?
- Jak najbardziej. Ten sezon zbliża się ku końcowi i na pewno trudno będzie coś jeszcze w nim zwojować. Raczej nie liczyłbym na jakieś wielkie przebłyski, ale cały czas jest walka o poprawianie wyników. I to jest możliwe. To tylko kwestia czasu, jak Olek odda dwa dobre skoki i wtedy stanie na podium. Piotrek jest nieobliczalny i on z dnia na dzień może odpalić, jak choćby na mistrzostwach świata w lotach. Trudno mi mówić o Kamilu. On od samego początku powiela ten sam błąd. Raz jest u niego lepiej, a raz jest całkiem źle. Dawid ma przebłyski, ale to dalej nie są takie skoki, jakie potrafi oddawać.
Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:
- Zawody Pucharu Świata odwołane, to już oficjalnie. FIS podał konkretny powód
- Co za występ w PŚ. Wyrównany rekord skoczni, dominator pokonany
- Polacy "zmiażdżeni", fatalna diagnoza. Jasne stanowisko ws. Thurnbichlera
- Głośna afera w polskiej kadrze, "Boss" w końcu przemówił. "Za naszych czasów też tak było"



