"Biało-Czerwoni" minionej zimy nie byli w stanie nawiązać walki ze światową czołówką. Nawet dobre występy Aleksandra Zniszczoła na jej finiszu nie poprawiły ogólnego obrazu sytuacji. W Polskim Związku Narciarskim, mimo braku wyników obyło się póki co bez "trzęsienia ziemi". Chyba, że... za takie uznać decyzję Kamila Stocha, który zdecydował się stworzyć własny sztab i pracować indywidualnie. Na podobny krok nie zdecydowali się dwaj pozostali, doświadczeni skoczkowie w naszej kadrze: Dawid Kubacki i Piotr Żyła. Sprawa trzykrotnego mistrza olimpijskiego również nie była prosta, a swoje trzy grosze wtrąciły w nią... media. Jak przyznał Adam Małysz, niekiedy pojawiające się plotki wyprzedzały wręcz jego czyny. Medialne spekulacje "wyprzedziły" fakty Tak było między innymi w sprawie Michala Doleżala, który będzie indywidualnym trenerem "Rakiety z Zębu". Choć negocjacje w tej sprawie toczyły się już od dłuższego czasu, prezes PZN przyznał z rozbrajającą szczerością, że o tym, iż popularny "Dodo" ma wrócić do pracy w naszym kraju dowiedział się w mocno nietypowy sposób. "Nie byłem przekonany że to możliwe. Dochodziły mnie słuchy, że może pracować w czeskiej federacji. Gdy zrezygnował z roli asystenta Stefana Horngachera myślałem więc, że trafi do ojczyzny" - dodawał. Co ciekawe, nad przejściem do systemu indywidualnego Stoch długo się zastanawiał. Małysz zdradził, że jeszcze w Planicy, gdy zagajał w tej sprawie usłyszał od młodszego mistrza, że ten póki co "nie chce myśleć o skokach". Poprosił o miesiąc-dwa spokoju, a ostatecznie... sam do prezesa PZN zadzwonił. Kamil Stoch na zwycięstwo w konkursie Pucharu Świata czeka od stycznia 2021 roku, kiedy to triumfował w Titisee-Neustadt. Na podium konkursu indywidualnego ostatni raz stanął w grudniu tego samego roku, w Klingenthal.