Inauguracja tegorocznego Pucharu Świata w skokach narciarskich będzie odbywać się dość nietypowo, w sposób hybrydowy. Zawodnicy będą startować na torach lodowych, ale lądować na igielicie. Jak powiedział Adam Małysz w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", dobrze się złożyło, bo w związku z pandemią, wojną w Ukrainie i inflacją, zorganizowanie konkursów w tradycyjnej formie mogłoby się nie powieść. - Patrząc na to, co się dzieje na świecie - mam tu na myśli inflację i kryzys energetyczny - to przyznam, że byłoby ciężko przygotować tę skocznię tak, jak to bywało do tej pory. Myślę sobie nawet, że groziłoby nam odwołanie zawodów - powiedział prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Czytaj także: Znany skoczek postanowił zamieszkać w Polsce Małysz zdradził, że koszt przygotowania skoczni oscylował do tej pory wokół kwoty pół miliona złotych. Teraz, przy inflacji i kryzysie energetycznym, tyle pieniędzy by nie wystarczyło. A budżet, nawet PZN, nie jest z gumy, dlatego los zawodów w Wiśle, przynajmniej w tym terminie, byłby niepewn.