Na kilka tygodni przed startem Pucharu Świata jasne było, że w kadrze mamy w tej chwili tylko dwóch zawodników, którzy są w stanie nawiązać walkę ze światową czołówką. Wszystko wskazywało na to, że będą to Dawid Kubacki i Piotr Żyła. Ten pierwszy, który w ubiegłym sezonie bił się o Kryształową Kulę, zupełnie zawodzi. Jeszcze pod koniec sezonu letniego wydawało się, że jego dyspozycja zaczyna rosnąć po zawirowaniach latem, ale tuż przed startem sezonu wszystko się posypało jak domek z kart. Fatalne wieści z Engelbergu. Kubacki na gorąco: Mogę się tylko bić z myślami Skoki narciarskie. Co dał Engelberg polskim skoczkom? Nic. Dziwna decyzja Thomasa Thurnbichlera Żyła jest najstabilniejszym z Polaków, ale w stawce rywali jest tylko średniakiem. I to straszliwie mierzi naszego mistrza świata, bo on sam doskonale wie, że powinno być zupełnie inaczej. W Engelbergu najlepszy występ w sezonie zanotował Kamil Stoch. U naszego wielkiego mistrza widać było efekt spokojnych treningów, choć wciąż "Rakieta z Zębu" jest daleka od wielkiej dyspozycji. Jego skoki pozwalają co najwyżej myśleć walce o miejsca w "20". Niemniej jednak Stoch zrobił mały krok w porównaniu do początku sezonu, który był katastrofalny. W jego wypadku Thomas Thurnbichler wykazał się odpowiedzialnością. Zareagował najszybciej, jak tylko mógł. Wiedział, że tylko spokojny trening u Stocha da mu możliwość poprawy. To samo sugerował Kubackiemu, ale ostatecznie uległ zawodnikowi. Nasz mistrz pojechał zatem do Klingenthal, bo tak chciał, ale tam nie widać było oczekiwanej poprawy. 32-latek jest zwolennikiem naprawiania skoków w czasie zawodów, co skrytykował zresztą sam Adam Małysz. Prezesowi PZN nie do końca spodobała się też decyzja Thurnbichlera dotycząca składu na zawody w Engelbergu. Małysz sądził, że właśnie nasza starszyzna odpuści zawody w Szwajcarii kosztem spokojnego treningu. "Orzeł z Wisły" doskonale wie, ile takie zajęcia mogą dać korzyści. Ciekawe czy tym razem była to tylko i wyłącznie decyzja Thurnbichlera, czy znowu uległ starszyźnie. W sumie to nie ma znaczenia, bo każda z tych dwóch opcji i tak była zła. Austriakowi zabrakło w tym wypadku albo doświadczenia i wyczucia, albo po prostu większej stanowczości. To pokazuje dobitnie sobotni konkurs w Engelbergu. To miejsce zawsze kojarzyło się z odrodzeniem polskich skoczków. To tam nabierali oni rozpędu na dalszą część sezonu. Zresztą utarło się nawet w Polsce powiedzenie, że sezon tak naprawdę zaczyna się od Engelbergu. Tym razem magia nie zadziałała. Niestety wiele wskazuje na to, że w Turnieju Czterech Skoczni Polacy będą tylko tłem dla rywali. Nie chcę być złym prorokiem, ale pachnie to katastrofą. Paschke wygrał pierwszy konkurs w karierze, Kamil Stoch najlepiej w sezonie