Artur Gac, Interia: Największym wygranym początku sezonu w naszej reprezentacji, patrząc na pozycję z jakiej wchodził do kadry A, jest Jakub Wolny? Adam Małysz, dyrektor w PZN: - Na pewno tak. Kuba zrobił bardzo duży postęp i od niego w tym momencie wymaga się już naprawdę sporo. Cały sztab doskonale wie, że ma potencjał. Kuba miał oczywiście bardzo niemile dwa zdarzenia, które na jakiś czas go wyeliminowały i później musiał się odradzać. Wymagało to od niego wykonania ciężkiej pracy. Które zdarzenia przede wszystkim ma pan na myśli? - Kuba miał problem z kolanem. Później, gdy powrócił po dłuższym okresie i wydawało się, że wszystko będzie okay, kontuzja się odnowiła. Znów musiał wrócić do rehabilitacji i ponownie miał przerwę. A wiemy doskonale, że im dłuższa absencja, tym ciężej wrócić do dobrej dyspozycji, a niektórzy nigdy nie wracają. Tym bardziej cieszymy się, że Kuba w takim stylu wrócił i zaczyna być naprawdę bardzo wartościowym i silnym zawodnikiem. Dzisiaj co jest największym atutem Wolnego? - Powiem szczerze, że chyba spokój. On jest bardzo zrównoważony i bardzo konkretny. Oczywiście jakieś drobne nerwy na skoczni ma, bo zawsze tak jest. Nie da się całkowicie wyeliminować stresu, ale on przekuwa to w atut. Widać wyraźnie, że jego skoki są całkiem powtarzalne i w tym momencie naprawdę możemy na niego liczyć. Znakomicie spisuje się także Piotr Żyła, skaczący bez mała na równi z Kamilem Stochem. - Wymagania wobec niego są od dawna, ale Piotrek był troszkę zagubiony w swoich różnych decyzjach i rzeczach, które robił. Trener Stefan Horngacher pracuje nad nim już dobre dwa lata i wydaje mi się, że systematycznie następowały efekty. W tej chwili Piotrek jest nie tylko bardzo doświadczonym, ale też zrównoważonym zawodnikiem. Widać na rozbiegu skoczni, że gdy przyjmie pozycję dojazdową, to w zasadzie nie robi żadnych zbędnych ruchów. A wcześniej, tych jego różnych "garbików" i "fajeczek" było na tyle dużo, że sporo na tym tracił. Osobiście mam wrażenie, że Żyła, który przyzwyczaił opinię publiczną do swoich śmiesznych wypowiedzi i zachowań, chce się odciąć od wizerunku wiecznego śmieszka, stąd może w ostatnim czasie te zdawkowe wypowiedzi oraz wywiady. Czy podziela pan tę obserwację? - Na pewno coś w tym jest, o czym pan mówi, bo Piotrek cały czas pracuje nad sobą. Nie tylko nad techniką skoków, ale też nad psychiką. Wypracowuje w sobie taki model koncentracji, że jest w stanie skakać naprawdę bardzo daleko, stając się w tym coraz bardziej powtarzalny. Dla całej reprezentacji to bardzo dobra informacja. Ostatnie zawirowania w życiu prywatnym, a następnie, jak wynika z obecnych doniesień, ich unormowanie, w dużym stopniu wpływały i wpływają na postawę "Pietera" na skoczni? - Mnie jest trudno powiedzieć, choć parokrotnie rozmawiałem z Piotrkiem i Justyną, z ich rodzicami, czy dziadkami. Wszyscy potwierdzili, że Piotrek przy tym wszystkim, co się działo, raczej zachowywał stoicki spokój. Teraz jest pytanie, czy to była bardziej gra, w sensie robienia dobrej miny do złej gry, czy faktycznie stał się tak mocny, że potrafi pewne rzeczy oddzielić, a pewne "przegryźć". Myślę sobie, że dla pana, osobiście, to też była i jest niełatwa sytuacja, bo przecież jest pan spokrewniony z panią Justyną. - Oczywiście. Na początku próbowałem im pomóc, ale później już zdecydowałem, że to oni muszą rozwiązać sobie swoje problemy. Poprosiłem tyko o to, bym nie był w to wciągany ze względu na fakt, że Piotrka bardzo lubię i jestem jego kolegą, a Justyna jest moją kuzynką. Nie da się ukryć, że cała ta sytuacja jest dla mnie bardzo niezręczna, tym bardziej że pełnię w Polskim Związku Narciarskim pewną funkcję i później mogłoby mi być wypominane lub zarzucane, że jako członek zarządu zachowałem się tak, a nie inaczej. Dlatego od razu powiedziałem, że nie chcę się w to mieszać, prosząc aby to uszanowali. Gdyby pana nazwisko padało w tym kontekście, to siłą rzeczy - chcąc nie chcąc - dostałoby się panu rykoszetem. - Podejrzewam, że tak by było. Rozmawiał Artur Gac