Na ten moment sytuacja wygląda tak, że żaden z zawodników tak zwanej wielkiej trójki: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła, nie prezentuje poziomu, który gwarantowałby walkę o miejsca na podium w Pucharze Świata, czy mistrzostwach świata. W tej chwili promyczkiem nadziei dla grupy skoczków jest Paweł Wąsek, który wbił się do światowej czołówki i to niewątpliwie jest - co podkreślał Adam Małysz, - sukcesem Thomasa Thurnbichlera. Niedawno prezes Polskiego Związku Narciarskiego skrytykował nieco pracę Alexandra Stoeckla na stanowisku dyrektora sportowego. W rozmowie z Interia Sport przyznał, że został nieco podpuszczony przez dziennikarzy, ale też zauważył, że nie widać efektów pracy Austriaka, a jedyne, co słyszy, to to, że potrzeba czasu i cierpliwości. - Tyle że ten czas się kończy - zauważył Małysz. Jasne słowa Thomasa Thurnbichlera. Kamil Stoch w bardzo trudnej sytuacji, może nie pojechać na mistrzostwa świata Adamowi Małyszowi puszczają nerwy. "Czas się kończy" Tomasz Kalemba, Interia Sport: Do mistrzostw świata nie pozostało zbyt wiele czasu. Jesteś optymistą czy raczej trudno o niego, skoro w Pucharze Świata w skokach narciarskich Polska nie ma ani jednego podium. Nie wspominam w ogóle o biegach narciarskich czy kombinacji norweskiej, bo tam z wynikami jest jeszcze gorzej. Adam Małysz: - Teraz kadra skoczków, poza tymi którzy pojechali na Puchar Świata w Sapporo, ma się przygotowywać w Wiśle i Zakopanem do mistrzostw świata w Trondheim. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zauważyłem, że kiedy zaczynam krytykować, to potem nasi zawodnicy lepiej skaczą. Tak trochę żartuję. Nie ukrywam, że sytuacja nie jest komfortowa. Nikt nie jest zadowolony. Ani my, jako związek, ani trenerzy, ani zawodnicy, ani też dziennikarze kibice. Sukcesy ostatnich lat sprawiły, że poprzeczka została teraz wysoko zawieszona. Na pewno coś drgnęło w ostatnim konkursie w Lake Placid i liczę na to, że to nie był jednorazowy wyskok, tylko to zostanie z naszymi zawodnikami. Wszyscy doskonale wiedzą, że w tym momencie w optymalnej dyspozycji jest tylko Paweł Wąsek. Nawet, jak gorzej skoczy, to i tak kręci się gdzieś w czołówce. Oprócz tego przypadku z pierwszego dnia lotów w Oberstdorfie. Jest ciężko. I mówię to zupełnie szczerze. Nawet trudno to wszystko analizować. Ostatnio puściły mi już trochę nerwy, bo cały czas jesteśmy - jako związek - uspokajani przez sztab trenerski, że potrzebują czasu. Tylko to jest już drugi taki sezon z rzędu? - I właśnie o to chodzi. Rozumiem, że czas jest potrzebny, bo nie zdziała się cudów z dnia na dzień. Tyle że ten czas - nie tylko w tym sezonie - się kończy. Zostało nam raptem kilka indywidualnych konkursów Pucharu Świata plus mistrzostwa świata. Poprzedni sezon też jednak był bardzo trudny. Gdyby nie dwa miejsca na podium Olka Zniszczoła, to byłoby źle. Ten teraz też nie jest rewelacyjny. Oczywiście ma to związek z tym, że następuje w polskich skokach zmiana pokoleniowa. Nie może być jednak tak, ze naraz jest takie odcięcie. Mieliśmy trzech doskonałych zawodników: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła. Rozumiem, że problemy mogłyby dotknąć jednego albo dwóch, ale nie wszystkich. Kamil od tego sezonu trenuje oddzielnie i były też nadzieje związane z jego teamem. Liczyliśmy na to, że pójdzie do przodu, a on stanął w miejscu albo nawet wszystko poszło w drugą stronę. W czym tkwi zatem problem? - Jedną sprawą jest sprzęt. Zmienił się też system skakania. Trudno jest nadążyć za tym wszystkim starszym zawodnikom. Wszyscy oczekujemy jednak lepszych skoków, a nie takiego poziomu, jak obecnie. Nie wymagamy zwycięstw, bo zdajemy sobie sprawę z sytuacji, ale chcielibyśmy, by znowu nasi zawodnicy liczyli się w czołówce. Wspominałeś o tym, że puściły ci ostatnio nerwy. Swoje żale w stosunku do Alexandra Stoeckla, dyrektora sportowego w skokach narciarskich, wylałeś w mediach w programie "Trzecia Seria" w TVP Sport. Od razu podchwyciły to norweskie media i rozpętała się z tego burza. - Słyszałem. Sam Alex napisał mi maila, że chciałby porozmawiać na ten temat. Miał chyba żal do mnie o to, że o moim zdaniu dowiedział się z mediów. Przyznaję, że zostałem jednak trochę podpuszczony przez dziennikarzy, ale z drugiej strony mam już dość tego, że ciągle ktoś przychodzi i mówi mi, że od Alexa wymagaliśmy trochę więcej jako związek. Musimy wymagać, bo solidnie mu płacimy. Tymczasem nie ma konkretów, a do tego od początku zarząd PZN ciągle słyszy, ze potrzeba czasu i cierpliwości, a wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Tyle że gdyby nie Paweł Wąsek, to nie byłoby tego widać. On jest potwierdzeniem tego, że jeśli zawodnik ufa trenerowi, to wtedy wszystko dobrze działa. Niektórzy twierdzili, że Thomas Thurnbichler sobie nie radzi w roli głównego trenera. Skoro jednak potrafił dojść do światowej czołówki z Pawłem, to potrafi z każdym wykonać taką pracę. Pytanie tylko, w czym jest problem? Dlaczego mamy tylko jednego takiego zawodnika? Myślałem, że po ostatnim dobrym sezonie, w tym na wyższym poziomie będzie skakał Olek. Liczyłem na to, że będziemy mieli przynajmniej dwóch zawodników, którzy regularnie będą w "10" i z aspiracjami walki o podium. W Titisee-Neustadt zaskoczył Kuba Wolny. Oddał kilka bardzo dobrych skoków i wydawało się, że utrzyma poziom, a on znowu wrócił do tego, co wcześniej. Ten ostatni konkurs w Lake Placid dał jednak znowu nadzieję. Pytanie tylko, czy już złapie stabilizację, czy nadal się będzie męczył? Dużo tych pytań. To martwi. Dla ciebie będzie dużą porażką to, jeśli nasi skoczkowie z Trondheim wrócą bez medalu? - To będzie na pewno moja porażka, ale też sztabu trenerskiego. Nas wszystkich. To ja dałem zaufanie temu sztabowi i na mnie spoczywa odpowiedzialność. Trenerzy dostali wszystko, co chcieli. Mieli wielki kredyt zaufania ze strony PZN i to po tak słabym sezonie, jak ten ostatni. Nikt nie domagał się zmian, tylko zaufaliśmy ich planowi. Wszyscy sytuację sprzed roku tłumaczyliśmy sobie zmianą pokoleniową. Dlatego chcieliśmy dać szansę. Ruszył przecież Olek. Liczyliśmy, że za nim pójdą kolejni. Tymczasem nasza młodzież została w tyle. Cały czas ubolewam nad tym, że Jan Habdas, Kacper Juroszek i Tomek Pilch nie pokazują swojego wielkiego talentu. Tymczasem ich po prostu nie ma, choć niedawno przebudził się Kacper. Dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe, że zawodnicy z takimi predyspozycjami do skoków, nie rozwijają się. Nie wiem, skąd się to bierze. To jest dla mnie wielka zagadka. Thomas Thurnbichler miał za zadania pociągnąć naszą młodzież? - To prawda. To było jedno z jego głównych zadań. Trafił jednak na trudny moment, bo chciał też pomóc tym starszym zawodnikom, by dalej odnosili sukcesy. Przede wszystkim jednak miał koncentrować się na młodzieży. Oni mieli mocno ruszyć do przodu. Mieli zacząć się pojawiać w Pucharze Świata i robić punkty. Tego jednak nie ma. Jedynym, którego pociągnął w górę Thomas, jest Paweł. Rozumiem, że będą rozmowy ze Stoecklem i Thurnbichlerem? - Tak. Będę na mistrzostwach świata i pewnie przeprowadzę z nimi kilka rozmów w Trondheim. Mam nadzieję, że uda się nam jeszcze porozmawiać przed mistrzostwami świata. Na pewno taka poważna rozmowa nas nie ominie. To są jednak trudne rozmowy. My, Polacy, trochę inaczej postrzegamy pewne rzeczy. To, co dla Austriaków jest oczywiste, dla nas niekoniecznie. Z tym się zderzył Thomas w ubiegłym sezonie, kiedy mieliśmy problemy z Markusem Noelke. On o niczym nie wiedział, podczas gdy wszyscy w koło o tym wiedzieli. Był wówczas bardzo zły na tę sytuację. Tłumaczyłem mu, że Polacy są mili, ale mają problem z otwartością. Nie potrafią powiedzieć wprost o swoich bolączkach, bo obawiają się reakcji drugiej strony. Nie da się przenieść systemu austriackiego do Polski. Trzeba stworzyć nasz system na bazie tego, co robią Austriacy. Ruszyło się nam trochę zaplecze, bo regularnie w "10" Pucharu Kontynentalnego są Maciej Kot i Kacper Juroszek. Ten pierwszy nawet wygrał jeden zawody, a w jednych stał na podium. - Pytanie jest jednak, czy to już jest poziom na mistrzostwa świata, bo jednak jest spora różnica. Niestety wciąż poziomem odbiegają nasi juniorzy. A w Lake Placid startują też jednak mistrzostwa świata juniorów. Tam uda się nam coś wywalczyć? - Mam taką nadzieję, ale zobaczymy. W ostatnich latach w mistrzostwach świata juniorów było całkiem nieźle. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport