Powiedzieć dzisiaj komuś, że Polska nie liczy się w skokach narciarskich kompletnie to herezja. Przed 30 laty nikogo podobna teza nie dziwiła - stanowiła fakt. To jedne z najmroczniejszych czasów w dziejach polskich skoków narciarskich, nazywanej niekiedy metaforycznie i ironicznie "A jednak mamy Polaka w drugiej serii". To zdanie, które w tamtej epoce czasem wygłaszali komentatorzy skoków, którymi byli zwłaszcza Jerzy Mrzygłód czy Krzysztof Miklas. Gdy kończyły się jakiekolwiek zawody, poszukiwanie polskich reprezentantów w czołówce mijało się z celem. Zajmowali pozycje w czwartej, piątej, nawet szóstej dziesiątce i to nie jest żart. Spójrzmy na wyniki na przykład mistrzostw świata w 1989 roku, gdy mieliśmy w Polsce przełom ustrojowy oraz zimy z temperaturami do 20 stopni na plusie. Tej ciepłej zimy na mistrzostwach świata w Lahti najlepszy z Polaków był Bogdan Papierz, który na skoczni dużej zajął... 43. miejsce. Jan Kowal był 51., a Jarosław Mądry - 58., a ponad 100 punktów za zwycięzcą, Jarri Puikkonenem z Finlandii. Kilka dni później mieliśmy jednak rewanż na skoczni mniejszej. Spójrzmy na wyniki Polaków - jak zwykle najlepszy był Bogdan Papierz, tym razem... 55.! Jarosław Mądry zajął 56. pozycję, a Jan Kowal okazał się 58. zawodnikiem zawodów. Polskie skoki narciarskie na dnie Analiza wyników z tamtych czasów jest doprawdy porażająca. Weźmy Puchar Świata w sezonie 1988/1989. Najwyższa lokata Polaka w klasyfikacji generalnej: 34. Jana Kowala. Przypomnijmy - najwyższa! Klasyfikacja Pucharu Narodów, czyli inaczej mówiąc klasyfikacja drużynowa - Polska na 12. miejscu! Przed biało-czerwonymi znaleźli się wówczas nie tylko skoczkowie potęg jak Norwegii, Finlandii czy Austrii, ale również Czechosłowacja, USA, Szwajcaria czy Szwecja. Czy ktoś dzisiaj widzi jakichkolwiek szwedzkich skoczków? Wtedy jednak startował Jan Boklöv - twórca stylu V. Szwedzi mieli gwiazdę skoków, my nie. Żeby się jednak aż tak okropnie nie dołować, dodajmy że Polska wyprzedziła wówczas Japonię czy Kanadę. W kolejnych dwóch sezonach nie sklasyfikowano żadnego polskiego zawodnika, a zimą 1991/1992 Zbigniew Klimowski czterokrotnie wszedł do drugiej serii jakichkolwiek zawodów, Jan Kowal - dwukrotnie, a Bogdanowi Papierzowi i Alojzemu Moskalowi nie udało się to ani razu. Najlepszą pozycją Bogdana Papierza w zawodach była 57., a Polska w klasyfikacji generalnej zajęła miejsce trzecie od końca, jedynie przed Kanadą i Bułgarią. Turniej Czterech Skoczni. Przebił się tylko Wojciech Skupień Jeszcze bardziej przygnębiający był sezon 1992/1993. Wojciech Skupień był wówczas jedynym polskim skoczkiem, który w Garmisch-Partenkirchen wszedł do drugiej serii Konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Był wtedy 28. Najlepsza pozycja Zbigniewa Klimowskiego: 48., Stanisława Styrczuli - 56., a Roberta Matei - 58. To pokazuje, z jakiego poziomu wychodziły polskie skoki, gdy w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych Adam Małysz zaczął się liczyć na światowych skoczniach.