Damian Gołąb: W Sofii reprezentacja Polski wygrała z Brazylią i USA, a u siebie, w Gdańsku, przegrywa z niżej notowanym Iranem. Ta porażka pokazała, że w drużynie Nikoli Grbicia jeszcze nie wszystko funkcjonuje tak, jak należy? Ryszard Bosek, złoty medalista igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, były selekcjoner reprezentacji Polski: Odniosłem wrażenie, że siatkarze byli po jakiejś ciężkiej siłowni, bo w miarę postępowania meczu wyraźnie słabli motorycznie. Poza tym trener próbuje jeszcze różnych wariantów. Wiadomo, że chciał przetestować Bartosza Bednorza, który musi dużo grać. Wyraźnie było po nim widać, że miał długą przerwę. Mimo że momentami cierpiał, trener starał się go trzymać na boisku. Być może trwają już przygotowania do finałów w Bolonii i sztab nałożył duże obciążenia. Mam nadzieję, że mam rację. Trener po meczu podkreślał, że nie chce się tym tłumaczyć, ale rzeczywiście jego zawodnicy są w trakcie ciężkiego treningu. Stwierdził też jednak, że obciążenia są takie same jak w Sofii. A tam jednak gra wyglądała znacznie lepiej. - Kiedy przeprowadza się ciężkie przygotowania, pierwsze mecze są trudne. Siatkarze się starali, ale motorycznie czy w obronie byli wolniejsi niż normalnie. Myślę, że z kolejnymi meczami będzie lepiej. Na pewno przez moment będą mieli pod górę. Ale czy cięższym treningiem można też tłumaczyć serie błędów? Polscy siatkarze wpadali z Iranem w spiralę pomyłek. Stracone prowadzenie 12:5, pasmo przegranych akcji w tie-breaku. Tak dotkliwych serii w wykonaniu mistrzów świata dawno nie widzieliśmy. - Myślę, że to wynikało trochę z ogólnego przestraszenia. Ale musimy pamiętać, że Mateusz Bieniek wyprowadził nas z trudnej sytuacji zagrywkami, podobnie Tomasz Fornal. Były więc i lepsze strony tego meczu. Było widać, że siatkarze bardzo chcieli przy 10 tysiącach kibiców, ale im się nie składało. Nałożyło się wiele rzeczy. Wszedł Jan Firlej, ale było po nim na początku widać, że jest zdeprymowany tym, co się dzieje. Trochę szkoda tego meczu, ale trzeba przyznać, że Irańczycy grali bardzo dobrze. Poczuli krew, wykorzystali szansę. Najważniejsze, by wyciągać z porażek pozytywne wnioski. By drużyna nie załamała się, że nagle ktoś nas może ograć, tylko przełożyć kartkę w kalendarzu i grać dalej. Mecz z Iranem mógł być dla kogoś negatywną weryfikacją w oczach Grbicia? - Chyba nie. Było jednak widać, że gdy siatkarze są przy pełnych obciążeniach, mają większe problemy z przyjęciem. Bednorz i Aleksander Śliwka poprawili się w tym elemencie, ale ich atutem zawsze był atak. Tym razem musieli więcej się natrudzić w przyjęciu. Irańczycy celowali bardzo dobrze. W miarę, jak mecz postępował, było widać, że naszym zawodnikom “wyłącza się prąd". Bednorz po raz pierwszy w tym sezonie dostał szansę w Lidze Narodów, wcześniej był kontuzjowany. Do rzetelnej oceny jego gry potrzeba więcej występów? - Musi dostać szansę, przecież przez trzy miesiące tylko się gimnastykował. Widać, że brakuje mu ogrania, rywalizacji z przeciwnikiem. Na pewno to nie był Bednorz w pełnej formie, a raczej na jej początku. W pierwszej części meczu dawał sobie radę w ataku, przyjmował trochę nerwowo, ale w punkt. A potem było coraz trudniej. Potrzebuje więcej gry. Jego poziom jest zdecydowanie inny niż to, co pokazał z Iranem. To zawodnik potrzebny tej kadrze? Bez Wilfredo Leona mamy trochę mniej siły i wzrostu na lewym skrzydle. - Atutem Bednorza jest atak, dopiero na drugim miejscu jest przyjęcie. W tej drużynie, złożonej z zawodników bardzo technicznych, na pewno Bednorz w formie byłby potrzebny. Potrafi grać na wysokiej piłce nawet lepiej niż na szybkiej. Na pewno się przyda. Ale musi dojść do formy, a żeby to zrobić, musi grać. Pan zabrałby na mistrzostwa świata jego czy Bartosza Kwolka? To chyba między nimi toczy się rywalizacja o ostatnie miejsce w gronie przyjmujących. - Trudno powiedzieć. Wiadomo, że siatkówka zaczyna się od przyjęcia. Kwolek ma w tym elemencie przewagę, jest bardziej techniczny w ataku. Trener musi sobie to ustawić. A jest jeszcze Fornal, który przyjmuje bardzo dobrze i równie dobrze wypada w ataku. Jest więc rywalizacja, która do pewnego momentu musi trwać. Ale nie jest tak, że jak ktoś odpada na tym etapie, to wypada z kadry. Może później dojść do formy i być potrzebny na inny turniej. Ci zawodnicy są przyszłością naszej reprezentacji. Bednorz ma “aż" albo “dopiero" 27 lat. Oni wszyscy są jeszcze młodymi ludźmi. Najważniejsze, by doszlifować cały zespół do igrzysk olimpijskich. W kadrze na ostatni turniej Ligi Narodów dość niespodziewanie znalazł się Jan Firlej. Wyobraża pan sobie, że to on, a nie Grzegorz Łomacz, będzie drugim rozgrywającym na mistrzostwach świata? Że Grbić zabierze na turniej Firleja i Janusza, dwóch rozgrywających z niewielkim doświadczeniem w kadrze? - Bez problemu mogę to sobie wyobrazić. Firlej grał w Kanadzie lepiej, z Iranem było widać, że na początku był wyraźnie zdeprymowany. Ale to zawodnik, który lubi ryzykować, grać szybko. Potrzebuje tylko doświadczenia. Myślę, że ta rywalizacja jeszcze trochę potrwa. A jeżeli nie na mistrzostwach świata, to później na pewno może być drugim rozgrywającym, a nawet pierwszym. Ma bardzo pozytywny trend rozgrywania. Widzi, co dzieje się po drugiej stronie, lubi grać szybko. Wszystko przed nim. Firlej w Kanadzie wypadł dobrze w otoczeniu kilku innych debiutantów. Teraz ma szansę zagrać z pierwszoplanowymi siatkarzami polskiej kadry. - W meczu z Iranem widział, że wszyscy mają ciężko. Chciał wejść, naprawić sytuację, ze dwa razy niedokładnie wystawił. Jeśli chodzi o technikę i taktykę, nie ma problemu. Potrzebuje jednak po prostu ogrania, meczów. To jego pierwszy sezon w reprezentacji, ale ma wielki kredyt zaufania. Grbić pożegnał kilku doświadczonych zawodników. Niektórzy, jak Michał Kubiak, sami zrezygnowali. To był już czas, by aż tak przemeblować kadrę? - Jeśli chcemy przygotować się do igrzysk i myśleć o tym, by je wygrać, to był ostatni moment, by zrobić zmianę. Następne sezony będą po to, by ugruntować skład - mniej więcej 16 zawodników, którzy będą przygotowywać się tak, by zdobyć złoto igrzysk. To odpowiedni czas, będziemy mogli wykorzystać fakt, że mamy w kadrze sporą konkurencję. Wydaje mi się, że przy tym ci siatkarze są na takim poziomie, że w tym roku spokojnie mogą grać o mistrzostwo świata. I tworzyć drużynę, której na pewno jeszcze nie ma. Wyraźnie jednak widać, że atmosfera jest dobra, że zawodnicy chcą. Kadrze zostały jeszcze trzy mecze w Gdańsku. Z Chinami poradzi sobie pewnie bez problemu. Czy Holendrzy lub Słoweńcy mogą napsuć więcej krwi polskim siatkarzom? - Jeśli ktoś, to Słoweńcy. Ale oni też mają problemy. Irańczycy nagle poczuli, że mogą osiągnąć dobry wynik. Zresztą oni z naszą reprezentacją zawsze chcą dobrze wypaść, rozegrali optymalny mecz. Ale faza zasadnicza Ligi Narodów jest po to, by testować zawodników. Ważne będą finały, bo trener mówi, że chce wygrać wszystko. CZYTAJ TEŻ: Grbić ostro o nowym pomyśle w Lidze Narodów: Mam tego dość!