W zakończonych w niedzielę mistrzostwach Europy polscy siatkarze zostali sklasyfikowani na 11. pozycji. Był to najgorszy występ biało-czerwonych w historii startów w ME. Złoty medal wywalczyli niespodziewanie Hiszpanie, którzy w dramatycznym finale pokonali Rosję 3:2. "Nie można przez cały czas grać na tak wysokim poziomie, jak my czyniliśmy to przez kilka kolejnych miesięcy, jeszcze w pierwszej połowie tego roku. Niestety, nie wytrwaliśmy w formie, ale i w zdrowiu, bo przecież w Moskwie zabrakło dwóch kluczowych zawodników. A w siatkówkę nie można grać jedną szóstką. Trzeba mieć odpowiednie wsparcie graczy z ławki rezerwowych. Nam go podczas mistrzostw Europy zabrakło" - tłumaczył Zagumny. Z występu w ME kontuzja wyeliminowała Piotra Gruszkę. Natomiast Mariusz Wlażły poprosił o zwolnienie z gry w ME z powodu powtarzających się skurczów mięśni. "Piotrek przede wszystkim zawsze w tym zespole był, od dawna nie opuścił żadnej ważnej imprezy. Może nie odgrywał istotnej roli podczas mistrzostw świata w Japonii, ale gdy wchodził na parkiet z ławki, grał bardzo dobrze. W Moskwie brakowało nam jego doświadczenia i umiejętności mobilizowania pozostałych zawodników. On się zawsze przydawał, a najbardziej w krytycznych momentach" - podkreślił "Guma". "Brak Mariusza to na pewno jakiś powód słabej gry, ale nie najważniejszy. Myślę, że gdyby ci, którzy polecieli do Moskwy, grali na swoim normalnym poziomie, wypadlibyśmy lepiej. Może nie wywalczylibyśmy medalu, ale na pewno bylibyśmy w czołówce. Rozumiemy problemy Mariusza. Większość z nas znalazłaby jednak bardziej odpowiedni moment na podjęcie takiej decyzji niż tydzień przed rozpoczęciem mistrzostw Europy. Czy Mariusz Wlazły wbił reprezentacji nóż w plecy? Można tak powiedzieć. Żaden z nas nie jest jednak Mariuszem Wlazłym i nie wie, co w jego głowie faktycznie siedzi..." - wyznał Zagumny. "Czy gdyby Rosjanie stracili przed mistrzostwami Chamuckiego i Połtawskiego, to awansowaliby do finału? Gwarantuję, że nie. Siatkówka to nie piłka nożna, gdzie gra się w jedenastu, więc nawet jeden słabiej dysponowany zawodnik może się przebujać przez 90 minut. U nas jest sześciu graczy na parkiecie i każdy błąd widać jak na dłoni. Poza tym znacznie ważniejsza jest rola zmienników. Jak już mówiłem - właśnie wsparcia z ławki brakowało nam szczególnie. Wcześniej byliśmy silni jako zespół i gdy z całej układanki wypadły dwa elementy, wszystko się posypało..." - stwierdził rozgrywający biało-czerwonych.