Jeszcze rok temu niewielu było kibiców, którzy mogli wyobrazić sobie polską reprezentację bez Wlazłego. Stanowił jej filar przez wiele lat. Pewny w ataku, bojowy, zadziorny. Mówił, co myślał, nie zawsze licząc się z konsekwencjami. Indywidualista w każdym calu. Kontuzja jednak wyeliminowała go z gry w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy w Izmirze. Podstawowym atakującym został Piotr Gruszka. Zastąpił go na tyle dobrze, że na koniec turnieju wybrano go najbardziej wartościowym zawodnikiem czempionatu. Wlazły wrócił do zdrowia, ale jeszcze nie do formy. Gruszka utrzymał natomiast poziom sprzed roku i bryluje na parkiecie. - Nie przeszkadza mi rola zmiennika. Może kiedyś inaczej bym do tego podszedł. Uniósł się honorem. Nie teraz. Wiem, że liczy się dobro całej drużyny. Zmieniłem siebie i swoje podejście do siatkówki - przyznał 27-letni atakujący PGE Skry Bełchatów. Wyraźnie nabrał dystansu i zrozumiał, że drużynę można wspierać nie tylko grając, ale także mentalnie poza boiskiem. - Dotarło do mnie, że są sprawy ważne i ważniejsze. Przeżyłem swoje i wyciągnąłem wnioski. Jeżeli mogę pomóc chłopakom od strony mentalnej to świetnie i mogę się z tego tylko cieszyć. Chcę przekazać trochę dobrej energii. Piotrek w tej chwili jest w znakomitej formie, a każdy przez niego zdobyty punkt, jest dla mnie tak istotny, jakbym sam to zrobił - podkreślił. - Czy nie chciałbym sam być na parkiecie? A po co? Przecież chłopaki świetnie sobie radzą. Są w formie, wygrywają mecze, a to jest przecież najważniejsze. Oczywiście jak dostaję okazję, to chcę się zaprezentować jak najlepiej, by dołożyć swoją cegiełkę do zwycięstwa - dodał. Środa jest dniem odpoczynku dla polskich siatkarzy. W czwartek zmierzą się w Ankonie z Brazylijczykami, a dzień później z Bułgarią. Do trzeciej rundy mistrzostw świata awansują po dwa zespoły z sześciu grup.