Polscy siatkarze nie zostawili po sobie najlepszego wrażenia po ostatnim meczu grupowym na igrzyskach olimpijskich. To, że przegrali z Włochami, mistrzami świata i jednym z równorzędnych sobie przeciwników, miało prawo się zdarzyć. Natomiast nie miało prawa przytrafić się to, co oglądaliśmy w pierwszym secie. Choć w gruncie rzeczy też niesprawiedliwie byłoby powiedzieć, że w całej otwierającej partii. Wilfredo Leon odpędza demony. "Nie będzie miało wpływu na nasze głowy" Natomiast końcowy fakt jest taki, że "biało-czerwoni" zostali w premierowym secie rozbici do 15, co zespołowi tej klasy nie powinno się przydarzyć. Nawet, gdy mierzy się z rywalem pokroju zespołu z Półwyspu Apenińskiego. Swoją drogą Ferdinando De Giorgi był w tak świetnym nastroju, że w strefie mieszanej, rozmawiając ze swoimi rodakami, w pewnej chwili zaczął śpiewać do mikrofonu jeden z włoskich szlagierów. I wychodziło mu to naprawdę przednio! Ale gdy zorientował się, że przyciąga uwagę coraz większe liczby osób, zreflektował się, że być może nie wypada i zaniechał prezentowania wokalnych talentów. Nie wszyscy polscy siatkarze mieli ochotę rozmawiać i mieli do tego prawo. Podzielenia się swoją optyką nie odmówił natomiast między innymi Wilfredo Leon, który w starciu z Brazylią był bohaterem, a tym razem nie miał specjalnych powodów do osobistej satysfakcji. Czego wam najbardziej zabrakło, żebyście zagrali na tym poziomie, co Włosi - zwróciłem się do naszego przyjmującego. - Tutaj niczego nie zabrakło. Oni dobrze zagrali i na zagrywce, i w bloku, i na obronie. Bardzo dobre granie z ich strony. Ale tak, jak w naszym meczu, to ja myślę, że oni cały czas nie będą grali. I tyle. Zobaczymy, jak zagrają w kolejnym spotkaniu i czy będą w stanie utrzymywać taką formę - odparł świeżo upieczony 31-latek. Teraz najważniejszym zadaniem, o czym zresztą już w kółku, uformowanym na swojej połowie parkietu zaraz po meczu uwagę zwracał szkoleniowiec, będzie wymazanie z głowy tego, co się stało. I pełne skupienie na zadaniu, które będzie do zrealizowania już w najbliższy poniedziałek. Znów będziemy drżeć, bo drugie miejsce w grupie oznacza, że Orły Nikoli Grbicia w starciu ćwierćfinałowym skonfrontują się z reprezentacją Słowenii, z którą nie mają najlepszych wspomnień. A skoro taka porażka może siedział w głowach i trzeba ją będzie zdążyć przepracować, zapytałem Leona, czy jest w nim obawa, że na starcie o 1/4 finału pozostanie w zespole choć nutki niepewności o morale. Z kolei po pytaniu innego dziennikarza reprezentant Polski potwierdził, że w konfrontacji z kadra prowadzoną przez Gheorghe Cretu czeka "biało-czerwonych" konkretne wyzwanie. - Myślę, że teraz to już każdy rywal będzie trudny. To są igrzyska, każdy gra na bardzo wysokim poziomie. Czasami jest tak, że się pomyśli, że z danym rywalem będzie dużo łatwiej, a potem okazuje się, że wcale nie. Słowenia gra na bardzo wysokim poziomie, ale będziemy gotowi - zawyrokował jeden z naszych największych asów. Spotkanie w strefie wywiadów zaczęło od zgrzytu, gdy polski dziennikarz z innego medium zdziwił się i dociekał, jak to możliwe, że po takim spotkaniu Leon ze spokojem czeka na ćwierćfinałowe starcie. Kolega po fachu stwierdził, że kibice się martwią, co zauważył w mediach społecznościowych i dodał dziennikarzy. - Bo wy nie jesteście na boisku. I dlatego się martwicie. Ale my gramy i wiemy, co trzeba robić - odrzekł sportowiec. A gdy padło kolejne pytanie o to, dlaczego, skoro wiedzą co robić, tym razem nie wyszło, Wilfredo najpierw chwilę zbierał myśli i zwrócił się do pytającego, czy sam kiedyś grał. A gdy on zaprzeczył, siatkarz dodał: - No to wtedy nie czuć tego. Nie wiem, jak mam ci to opowiedzieć, bo i tak nie będzie to zrozumiałe. Przepraszam bardzo. My nie mieliśmy kłopotów. Po prostu przegraliśmy sportowo. I tyle - stwierdził Leon. Artur Gac, Paryż