Wszyscy wiemy, że w siatkarskiej reprezentacji Polski mamy geniusza, którego zazdrości nam cały świat, ale taki mecz, jak wczorajszy spektakl Orłów z Brazylią, jeszcze bardziej potwierdził, ile znaczy zdrowy Wilfredo Leon na boisku. Wilfredo Leon: Chcę być skoncentrowany, wolę położyć się spać Przed igrzyskami trener Nikola Grbić chuchał i dmuchał na swojego gwiazdora, a dziennikarze dociekali, czy to tylko przezorność ze strony szkoleniowca, czy może jest problem, który będzie rzutował na sytuację podczas igrzysk w Paryżu. Serbski trener Orłów jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że musi zrobić wszystko, aby siatkarz, który jakiś czas temu borykał się z problemami z kolanem, był w możliwie optymalnej dyspozycji właśnie na olimpijski turniej. I gdy przyszedł pierwszy, bardzo poważny sprawdzian, potwierdziło się, że obchodzący tego samego dnia 31. urodziny bombardier potrafi wziąć odpowiedzialność na swoje barki i grać na fantastycznym poziomie. W starciu z Canarinhos Wilfredo zdobył aż 25 punktów, wielokrotnie atakował z bardzo wysokich, czyli najtrudniejszych piłek, a ogółem szturmował połowę rywali aż 48 razy. No i jeszcze ten creme de la creme, czyli moment, gdy przy stanie 13:12 dla "biało-czerwonych" w tie-breaku wszedł na pole zagrywki. W tym momencie pokazał, że nie ma układu nerwowego. Posłał dwie "bomby", które domknęły decydującą partię i rozstrzygnęły losy spotkania. - Zagrywka Wilfredo to jest "one and only". Nie ma drugiego takiego na świecie, kto by w najważniejszych momentach, pod koniec pięciosetowego spotkania, zagrał swoją najlepszą zagrywkę. Dał nam dwa bezcenne punkty, jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni - odpowiedział na pytanie dziennikarza Interii Jakub Kochanowski. I teraz wracamy do samego Leona, który tuż przed wylotem do Paryża z Warszawy powiedział dziennikarzom, że nad Sekwaną chętnie między meczami wyskoczy sobie do muzeów i pozwiedza miasto. Tyle tylko, że ten scenariusz na razie zupełnie nie zaczął się realizować. Reprezentant Polski tym sposobem udowadnia, że jest absolutnym zawodowcem, dla którego jedyną "rozrywką" podczas igrzysk stała się "impreza sportowa" czterolecia. I to wszystko pomimo faktu, że wielość bodźców kusi, o czym zresztą mówił trener Grbić, ale Leon odwołuje się do profesjonalizmu i samoświadomości wszystkich swoich kolegów. - Gdyby ktoś chciał uciekać się do różnych rzeczy, to mógłby to zrobić bez problemu i nikt nie będzie tego widział. Ale na razie jest tak, że wszyscy jesteśmy profesjonalistami i zostajemy w wiosce. Tak że robimy to, co mamy założone na plan dnia - przekazał wszystkim kibicom Wilfredo. Artur Gac, Paryż