Artur Gac, Interia: Urządzasz się już w Polsce? Wilfredo Leon, przyjmujący reprezentacji Polski: - Wróciliśmy już do naszego domu w Polsce, to tutaj rodzina spędzi najbliższe wakacje. Rozumiem, że po tylu latach spędzonych we Włoszech przeprowadzka to nie takie proste przedsięwzięcie? - Niektóre rzeczy tam pozostały, ale wszystko to, co było dla nas najważniejsze, już mamy tutaj. Parę rzeczy zostawiłem najbliższym znajomym i tak dalej, ale masz rację, że w ciągu sześciu lat zdążyłem zgromadzić dużo rzeczy, dlatego potrzebowałem kilku samochodów, żeby to wszystko się zmieściło. Jesteś zmęczony przeprowadzką i tym wszystkim, co działo się w ostatnich dniach? - Oczywiście, że trochę jestem, w sumie zwłaszcza tym przejazdem samochodem z Perugii tutaj, do domu. Trwało to 17 godzin. Ale z drugiej strony jestem zadowolony, bo już więcej nie będę musiał pokonywać tak dalekiej trasy. Dla mnie to duży plus. W Polsce w większość miejsc można dojechać w maksymalnie sześć, siedem godzin. Ostatnio rozmawialiśmy 28 marca i wtedy mi powiedziałeś, że za miesiąc mogę zadzwonić po konkrety. A ja z dobroci serca dałem Ci nawet trochę więcej czasu (śmiech). Zatem dokończ proszę zdanie: moim nowym klubem będzie... - Moim nowym klubem będzie... Ja już wiem, ale nie powiem (śmiech). Przepraszam bardzo. Jesteś dżentelmeńsko umówiony, że nie wyjdziesz przed szereg? - No właśnie o to chodzi. Takie zawarliśmy porozumienie, a skoro umówiłem się, to jako dżentelmen powinienem pokazać klasę. Mam szacunek do takich niepisanych umów, dlatego przepraszam cię bardzo, ale jeszcze nie mogę z tobą podzielić się tą wiadomością. A możesz tylko doprecyzować, kiedy to oficjalnie nastąpi? To kwestia najbliższych godzin, dni, czy trochę dłuższego czasu? - To jest bardzo dobre pytanie, kiedy ta informacja się pojawi, bo wkrótce będę na kadrze i nie wiem, kiedy będę miał możliwości do ogłoszenia tego transferu podczas konferencji prasowej. Dlatego nie potrafię doprecyzować, czy to będzie za kilka dni, a może za dwa tygodnie i jaka będzie formuła ogłoszenia. Na pewno wydarzy się to wkrótce, ale co do dnia nie mam pojęcia. Umówiliście się tak, że to klub pierwszy wypuści ten komunikat, czy zsynchronizujecie przekaz? - Klub ma pierwszeństwo, ale prawdopodobnie tak się to właśnie odbędzie, jak sugerujesz w pytaniu, czyli po prostu razem. Wiesz, tak dla każdej strony byłoby idealnie, dla mnie w komunikacji z kibicami także, abym przykładowo nie zareagował dopiero po kilku godzinach. Przepraszam, że kicham, ale alergia daje mi już tak mocno w kość, że nie mogę. Uroki wiosennego pylenia? - Tak, w dodatku na pyłki kilku drzew, a że blisko miejsca zamieszkania mamy las, to sam rozumiesz. Muszę brać na to lek, a dzisiaj rano zapomniałem i tak mnie męczy. Jak zażyję w porze kolacji, wtedy już poczuję się lepiej. Czy kiedykolwiek byłeś w Lublinie? - Jeśli chodzi o polskie miasta siatkarskie, z tego co pamiętam, to byłem w Rzeszowie, Bełchatowie, Gdańsku, Jastrzębiu, Olsztynie, Katowicach, Kędzierzynie-Koźlu i oczywiście Warszawie. Lublina jeszcze nie widziałem. Zatem jestem ciekaw, czy spodoba ci się choćby Stare Miasto. - Zobaczymy, kto wie (uśmiech). Mam jeszcze trochę miejsc do zwiedzenia, na przykład Suwałki, choć na mapie wygląda, że są daleko. Znam osobę, która tam grała i mi mówiła, że jest to bardzo przyjemne miejsce. Ale potwierdzę dopiero wtedy, gdy będę na miejscu. - Priorytetem jest dla mnie, by znaleźć się w zespole, w którym nie będę graczem, na którym miałaby spoczywać największa odpowiedzialność w myśl zasady: "kto ma Leona, ten wygrywa" - powiedziałeś w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". Mnie się wydaje, że jeśli to będzie klub z Lublina, to taka sytuacja raczej zaistnieje. - To nie jest tak do końca. Ja intensywnie rozmawiałem z rodziną i powiedziałem, że jakikolwiek klub wybiorę, to zawsze będzie z założeniem, by także dla nich to była najlepsza opcja. Nie patrzę tylko tymi kategoriami, czy zespół jest pierwszy w ligowej tabeli, czy ostatni, ale chcę, by wybór zadowolił także moich najbliższych. A odnośnie oczekiwań... każdy będzie liczył na dobre rezultaty. Ale nie występuję na boisku sam. Nigdy nie mam problemu, żeby wziąć na siebie ciężar zdobywania wielu punktów w drużynie, w której występuję, ale w żadnym klubie nie ma co oczekiwać, że zaserwuję, przyjmę, wystawię sobie piłkę i skończę każdy atak. Oferta, którą wybrałeś, jest również najbardziej atrakcyjna pod względem finansowym? - Nie, nie, nie. Jeśli chodzi o propozycję z najwyższym kontraktem, to przyszła ona z zagranicy. Ale mnie w tej chwili nie chodzi o bicie finansowych rekordów, to nie jest dla mnie punkt numer jeden. Ja po prostu w tej chwili chcę być w Polsce, żeby tutaj posłać moje dzieciaki do szkoły. Gdyby nie było tego aspektu, a miałbym patrzeć tylko przez pryzmat pieniędzy, to mogłem dokonać innego wyboru. Czyli znów wracamy do tego, że rodzinę stawiasz na pierwszym miejscu. Tak jest, ja takimi kwestiami kieruję się w życiu. Tak jak powiedziałeś, serio, to się dla mnie liczy najbardziej. Gdyby patrzeć tylko na pieniądze, to powiedzmy otwarcie - dziś wszyscy szliby do Rosji. Mówiąc wprost Zenit Kazań, w którym grałem przed laty, oferował mi większe pieniądze niż Perugia. Do czego zmierzam? Gdyby to był mój priorytet w życiu, to po co miałbym w 2018 roku przenieść się stamtąd do Włoch, a teraz do Polski? Oczywiście pieniądze są ważne, tego nie możemy ukrywać, ale na przeciwwadze równie wysoko stawiam inne kwestie. Przykładowo zdrowia nie kupisz. Twój kontrakt z Perugią formalnie kiedy dobiegnie końca? - Z końcem czerwca. Ale myślę, że to nie spowoduje, byśmy tak długo wstrzymywali się z ogłoszeniem mojego nowego klubu. W wymarzony sposób pożegnałeś się po tylu latach z zespołem Sir Safety Perugia? W ostatnim sezonie wygraliście wszystko, czyli Superpuchar Włoch, puchar kraju, klubowe mistrzostwo świata, a wisienką na torcie było upragnione mistrzostwo Włoch. - Kiedyś już ci to wspominałem i tutaj nic się nie zmieniło - miałem w głowie jeden, najważniejszy cel, którym było wreszcie wygranie scudetto. Przez kilka wcześniejszych lat to nam się nie udawało i była to jedyna rzecz, na której najbardziej mi zależało. Cała reszta, oczywiście też cenna, jest jednak jakby uzupełnieniem. Jestem bardzo zadowolony, bo przecież tyle lat staraliśmy się, aby wywalczyć mistrzostwo kraju. Tak jak powiedziałem w jednym z wywiadów w Perugii, jestem bardzo dumny z drużyny, ale także z siebie, bo w sumie powtórzył się scenariusz z Kazania. To znaczy tam także wygrywaliśmy prawie wszystko, a w ostatnim moim roku w tym klubie zdobyliśmy wszystko, wtedy pięć trofeów. Teraz zdarzyło się to samo, w sezonie, w którym żegnam się z Włochami, wygraliśmy cztery na cztery tytuły. Czyli lepiej nie mogłem sobie wymarzyć. Reprezentant Polski pożegnał Wilfredo Leona. Emocjonalne słowa Niezła prawidłowość na odchodne takie zdobywanie kompletu trofeów. - I tak ma być do końca (uśmiech). To niesamowita sprawa. Ale jest to także wiadomość dla prezesów klubów, którzy czasami myślą, że jeśli zawodnik wygrał z ich klubem już jakiś puchar, to w następnym sezonie nie będzie chciał dać z siebie sto procent. Dlatego tak bardzo chciałem pokazać, że zawsze trzeba grać z klasą. Jeśli coś w swoim życiu kończysz, to musisz pozostawić po sobie wrażenie, że chciałeś jak najlepiej. Dzięki panu Bogu dziś mogę powiedzieć, że najpierw w Kazaniu skończyłem z klasą, a teraz podobnie zamknąłem rozdział w Perugii. Jak wyglądało pożegnanie z drużyną? Wybrałeś się z chłopakami na obiad lub kolację? - Tak naprawdę w tym roku mieliśmy kilka wspólnych kolacji, wszyscy razem. Wspólnego czasu spędzaliśmy w gronie drużyny bardzo dużo, a mnie najbardziej brakowało czasu dla rodziny. I inni zawodnicy uważali podobnie, też chcieli zaraz po sezonie poświęcić się swoim żonom, partnerkom i dzieciakom. Dlatego, odpowiadając na pytanie, poza kolacją kończącą sezon zorganizowaną przez władze klubu, takiego jednego, dedykowanego wyjścia pożegnalnego nie zorganizowałem. W trakcie sezonu mieliśmy jednak dużo okazji do spotkań poza halą i to był duży plus, bo było widoczne, że złapaliśmy fajny kontakt, były żarty, dużo rozmów o siatkówce i tematy z życia. Według mnie to budowało tę drużynę i sprawiło, że byliśmy tak dominujący. Po ostatnim meczu usłyszałem od kolegów wiele pięknych słów, które zostaną we mnie na długo. Za czym, co pozostawiłeś w Italii, najbardziej będziesz tęsknił? - Będę tęsknił za ludźmi, którzy byli przy mnie w trudnym i dobrym czasie. Tacy ludzie są na wagę złota i wielki dla nich szacunek. Takich ludzi w życiu potrzebujemy najbardziej, bo w trudniejszych chwilach ma się w nich oparcie. Zawsze mówili do mnie: "czekamy na ciebie, wiemy że będziesz wracał, a na boisku zawsze zostawisz wszystko to, co masz najlepsze". Dodawali, że wiedzą kim jestem i że mogę dołożyć istotną część w zwycięstwo w finale. Miałem taki okres, gdy sam zadawałem sobie wiele pytań, ale dzięki tym osobom poradziłem sobie w trudniejszych sytuacjach. A poza tym na pewno będę tęsknił za kilkoma zawodnikami, sześć lat w Perugii to kawał czasu w moim życiu. Wiesz, jak to jest, z takimi ludźmi, z którymi przebywasz na co dzień, raz trenujesz, a za chwilę rozmawiasz o sprawach prywatnych i generalnie życiowych. Więc siłą rzeczy zaczynasz z nim stanowić trochę taką drugą rodzinę i tego nie da się ukryć. W gronie takich osób, na dobre i na złe, był właściciel klubu Gino Sirci? - Na dobre i na złe? Nie. Przy czym należą mu się podziękowania za wszystko to, co robi dla siatkówki w Perugii. Tak jak każdy tam mówi, gdyby jego nie było, wówczas tej drużyny nie byłoby już od kilku lat. To on od początku ciągnie ten projekt i dzięki niemu, a także innym sponsorom, którzy są tam od początku, są obecne sukcesy. Za to mogę mu podziękować, ale w ostatnim czasie nie mieliśmy bliskiego kontaktu. Te osoby, o których wspomniałem w poprzedniej odpowiedzi, to ludzie spoza klubu. Lada moment dołączysz do kolegów z reprezentacji, którzy od przeszło tygodnia już trenują w Spale. Prawdą jest, że dojedziesz 13 maja? - Owszem, tego dnia przyjadę na zgrupowanie. Przed wami wielka misja, której spełnienie ma nastąpić na przełomie lipca i sierpnia podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Czujesz pozytywne wibracje na samą myśl, że lada moment rozpoczniesz z kadra misję specjalną? - Jestem teraz w domu i tutaj na pewno wszystko jest bardzo pozytywne, a co będzie na kadrze? Myślę, że tak samo. Patrzę w internet, jak chłopaki już trenują i nie da się ukryć, że głowa po trochu już też tam się przenosi. Przed nami sporo wspólnej pracy i wiele meczów, ale są duże przesłanki, że w tym roku będziemy bawić się dobrze. W tym sensie, że przez świadomość wyzwania każdy z nas, na każdym treningu, będzie dawał swoje sto procent. Czy już wiesz, jak w twoim przypadku będzie wyglądała indywidualizacja na kolejne tygodnie? Od razu wejdziesz na wysokie obroty, a może miałbyś rozpocząć nieco spokojniej? - Nie mam pojęcia. Natomiast jak kończył się poprzedni sezon z kadrą, to trener powiedział każdemu z nas, co trzeba robić w klubie i nad czym bardziej szczególnie się skupić. I ja się stosowałem do tych zaleceń, a patrząc po meczach widziałem zdecydowany progres. A co będzie teraz? Trener na pewno będzie analizował kilka ostatnich meczów, które rozegrałem, a już także pytał trenera z Perugii Angelo Lorenzettiego o moją osobę. Być może pojawią się w moim przypadku jeszcze jakieś specjalne ćwiczenia. Z pewnością każdy potrzebuje trochę czegoś innego, a celem jest to, aby w słabszych elementach stawać się coraz lepszym. Na mistrzostwach Europy pięknie mi wyłożyłeś filozofię na temat swojego stosunku do medalu. Brązowym medalem, który już miałeś w kolekcji, w ogóle nie byłeś zainteresowany, mówiąc że nie da ci żadnej radości. Natomiast przed finałem dodałeś, że interesuje cię tylko złoto, zaś srebro nie będzie cieszyć, bo jest to medal przegranych. Czy w kontekście igrzysk, z uwagi na fakt, że nikt z was poza trenerem nie ma żadnego medalu tej rangi, już nawet ten najmniej atrakcyjny byłby ogromnym zadowoleniem, czy jednak brąz to zawsze minimum radości? - Od razu zrobię ci małą korektę, bo przecież ja już wygrywałem igrzyska olimpijskie. Tyle że w młodzieżowcach (śmiech). A teraz na poważnie... Filozofia zostaje taka sama, jedyna rzecz, którą dołożę, to jest mój pierwszy cel, tak zwany plan minimum. I ustalam go na poziomie ćwierćfinału, czyli tam, gdzie przez ostatnie igrzyska reprezentacja Polski kończyła olimpijską drogę. A jeśli meczu tej fazy nie przegramy, to kolejnym celem jest już złoto. Ja nie celuję w medal brązowy, ani srebrny. Patrzę tylko na złoto i będę ciężko pracował, aby zadowolić siebie i wszystkich. Oczywiście trener będzie wymagał od nas, abyśmy szli krok po kroku i wygrywali kolejne mecze. I jako drużyna musimy tak grać, ale ja odpowiadam na to pytanie za siebie, jako Wilfredo Leon. Będę przygotowywał się na złoto, a zadaniem minimum jest ćwierćfinał. Bardzo podoba mi się taki plan. - A teraz mała historia, bo wspomniałem o tych młodzieżowych igrzyskach, które odbyły się w 2010 roku. Wtedy była taka sytuacja, że reprezentacja Kuby nie była faworytem. Nasz trener jednak powiedział nam, że kluczowe będzie zwycięstwo w grupie, czyli jak gdyby wygrany ćwierćfinał, a później droga do złota już będzie prosta. I to się sprawdziło. W półfinale pokonaliśmy Serbię 3:0, a w finale zmierzyliśmy się z Argentyną, którą pokonaliśmy 3:1. Dlatego w Paryżu tak ważny będzie ten ćwierćfinał. Bo wiesz, jak to już gra się półfinał? Wychodzisz na boisku z całym sercem, nic już nie kalkulujesz i wszystko rzucasz na szalę. Przepraszam za słowo, ale w takiej sytuacji na kadrze mówimy między sobą: "trzeba wyjść i napier*** ile tylko się da". Przy czym my, wiedząc co działo się wcześniej, z takim nastawieniem musimy wyjść już na ćwierćfinał. Jakby jutra miało nie być. Snujemy piękne wizje, ale... Powiedz mi z ręką na sercu, czy jest w tobie niepokój, że możesz przegrać walkę o miejsce w finałowej "12" na igrzyska? Nie da się ukryć, że trener Grbić znów będzie miał szalony ból głowy. - Przykładam rękę do serca i odpowiem tak: mam poczucie, że jedyna rzecz, która mogłaby pozbawić mnie miejsca w dwunastce, to ewentualny duży problem ze zdrowiem. Ale nawet jeśli zdrowie nie będzie w stu procentach doskonałe, to - znów z ręką na sercu - pan Bóg da mi tyle siły, abym pojechał na igrzyska i wywalczył z chłopakami złoto. Ja nie przygotowuję się do olimpiady od teraz, czy od miesiąca, tylko już tyle lat na to pracuję. Myślę, że mam po swojej stronie na tyle umiejętności, że jestem w stanie pomóc tej reprezentacji, niezależnie jaka miałaby być moja rola. Zresztą trudniejszy czas przechodziłem ostatnio w klubie, to były trzy miesiące problemów przez kłopoty ze zdrowiem i niektórzy już zaczęli mówić, że z Leona pewnie nic nie będzie oraz inne "bla, bla, bla". A skończyło się tak, że jednak pomogłem drużynie podczas finałów. Niestety niektórzy mają dużą łatwość, by szybko kogoś skreślać. I nie chcę, żeby ktoś widział to co mówię jako pychę, bo mam dużo szacunku do kolegów, którzy rywalizują ze mną o wyjazd na Igrzyska. Oczywiście, ostatecznie decyzję zawsze podejmuje trener, ale wierzę, że sportowo wywalczę sobie miejsce w składzie. Rozmawiał: Artur Gac