Ile czasu dziennie zajmuje panu poznawania polskich siatkarzy i analiza ich gry? Vital Heynen (trener reprezentacji Polski siatkarzy): Bardzo trudne pytanie. Przede wszystkim nie analizuję gry. To nie jest mi w tej chwili potrzebne. Dla mnie najważniejsze teraz są rozmowy, a te prowadzę codziennie - jak nie z zawodnikami, to z kimś ze związku albo z dziennikarzami. Każda taka dyskusja daje mi dużo do myślenia. Poznaję waszą mentalność, dowiaduję się, co jest dla was - jako dla narodu, ale i dla poszczególnych osób - ważne. Chcę jak najdokładniej poznać nie tylko wasz język, ale i kulturę. Od samego początku obiecywał pan, że nauczy się pan języka polskiego. Jak idą postępy?- Pani jest szczęściarą, bo już zna ten język. Polski jest bardzo trudny i niepodobny do żadnego z tych, które już znam. Uczę się, staram się być w tym pilny. Poświęcam na to dziennie od godziny do dwóch, mam nauczycielkę, która codziennie do mnie przychodzi i próbuje czegoś nauczyć. Ale zanim udzielę wywiadu w waszym języku, jeszcze chyba trochę czasu minie. Stawia pan przede wszystkim na rozmowy z zawodnikami. Z iloma udało się już skontaktować? - Nie liczyłem, ale obstawiam, że jestem po ok. 30 takich rozmowach. W jednym z wywiadów pewien zawodnik powiedział, że zadzwoniłem do niego i przez 30 minut tylko mówiłem. Ale przecież mógł mi przerwać! Zawsze liczę na dyskusję, na interakcję, wymianę zdań. To cenię najbardziej i zdecydowana większość tych rozmów właśnie tak wyglądała. Czy z tymi, którzy grają za granicą też pan rozmawiał? - Oczywiście, chyba nawet głównie z nimi. Osobiście byłem np. w Ankarze, żeby spotkać się z Bartoszem Kurkiem i Dawidem Konarskim. To nie była rozmowa o reprezentacji, jej planach i przyszłości. Spędziliśmy ze sobą czas. Poznałem żonę Dawida, siedzieliśmy razem cały wieczór. Poznałem tych chłopaków nie tylko od strony sportowej, ale także ludzkiej. Chciałem się dowiedzieć, co jest dla nich ważne, jakie mają cele, również w codziennym życiu. To była rozmowa absolutnie o wszystkim. Zresztą większość tak właśnie wygląda. Kurek, Kubiak, ale i Fabian Drzyzga - oni stanowili trzon reprezentacji w ostatnich latach i wspominali po ostatnim sezonie, że nie są pewni, czy nadal chcą grać w narodowych barwach. Czy usłyszał pan od nich deklaracje, że są gotowi? - Nie o to chodziło w tych rozmowach. Zależało mi na tym, żebyśmy się poznali. Na takie konkretne deklaracje przyjdzie jeszcze czas. Cieszy mnie jednak, że od żadnego z nich nie usłyszałem, że nie chcą spróbować. A ktoś tak powiedział? Ktoś panu odmówił? - To nie tak, że odmówił. Karol Kłos poinformował mnie, że już dawno zdecydował, iż chce w tym sezonie odpocząć od reprezentacji. Potrzebuje przerwy. Rozmawiałem z nim bardzo długo i szczerze. Nie namawiałem go, bo to jest jego decyzja. Szanuję ją i nie będę nalegać, tym bardziej, że jestem zdania, iż w reprezentacji muszą grać ci, którzy tego naprawdę chcą. To nie może być kara czy przymus. Która rozmowa była dla pana najtrudniejsza? - Hm..., żadna nie była trudna. Nie nazwałbym tego tak. Wszystkie były bardzo dobre, dały mi dużą wiedzę i co jest najważniejsze - okazało się, że wszyscy są bardzo zmotywowani, wiedzą, jaką drogą chcą iść. To dla mnie kolejny pozytywny impuls do działania. Z tego, co słyszę nie szykuje pan wielkiej rewolucji w kadrze. Nie kusi pana, by odmłodzić reprezentację w obliczu igrzysk w Tokio? - Nie jestem fanem żadnych rewolucji. Stawiam na ewolucję, a to oznacza, że nie mogę wymienić nagle całej szóstki. Wprowadzić samych nowych czy młodych zawodników. Nie o to chodzi w siatkówce. Proszę spojrzeć na najlepsze drużyny na świecie. Są tam siatkarze powyżej 30. roku życia, ale też tacy po 28, 25, 23, 20 lat. To jest mieszanka i takie ekipy spisują się bardzo dobrze. Też będę do tego dążyć. Kiedy planuje pan pierwsze zgrupowanie? - I tu zaczynają się schody... Bardzo późno w tym sezonie jest Final Four Ligi Mistrzów (12-13 maja - przyp. red.), będę w nim albo ja z VfB Friedrichshafen, albo ZAKSA. Obie sytuacje będą bardzo trudne. Chciałbym rozpocząć pierwszy obóz 9-10 maja. Czy się uda? Zobaczymy. A ilu zawodników chciałby pan na niego zaprosić? - Idealnie byłoby mieć do dyspozycji 25 siatkarzy. To będzie taka moja pierwsza lista. Gdzie chce pan trenować? W poprzednich latach ośrodkiem dla siatkarzy była Spała. Czy tak zostanie? - Pierwsze zgrupowanie, które potrwa ok. 10 dni pewnie będzie w Spale. Nie chciałbym się jednak ograniczyć tylko do tego jednego miejsca. W przyszłości chciałbym znaleźć i spróbować także innych ośrodków. Czy w Polsce? Tak. Pierwszy turniej Ligi Narodów odbędzie się w dniach 25-27 maja w Katowicach i Krakowie. Rozgrywki, które zastąpiły Ligę Światową, potrwają miesiąc i sprawią, że będziecie przemieszczać się niemal po całym świecie. Postawi pan na jeden skład i zgranie podstawowych zawodników czy będzie to czas na eksperymenty? - Moim celem jest przygotować zespół tak, by każdy mecz był dobry. Eksperymenty? Nie lubię tego słowa. Będę rotował - to na pewno. Przede wszystkim dlatego, że nie znam graczy, nie wiem, jak reagują na obciążenia treningowe, jak będą zmęczeni po sezonie, itp. Będziemy się wzajemnie uczyć. Jest pan trenerem, który lubi przyjaźnić się z zawodnikami, czy raczej takim, który wymaga dyscypliny i granica jest bardzo jasno określona? - Lubię mieć dobry kontakt z ludźmi, z którymi pracuję. Nie jestem jednak typem trenera-przyjaciela, nie ustalam też z góry jakiś granic. Zależy mi na jednym - na punktualności. Jeśli ustalam trening na daną godzinę, to oczekuję, że wszyscy się zjawiają o wyznaczonej porze, a nie parę minut później. To jedyna reguła? Czy np. wymaga pan też wspólnego spożywania posiłków? - O nie! Nie wyobrażam sobie, żebyśmy na zawołanie schodzili na śniadanie. Każdy ma jeść wtedy, kiedy chce, np. ja należę do rannych ptaszków. Chciałbym zobaczyć miny siatkarzy, gdybym zarządził śniadania np. o siódmej rano. Jeśli jednak okaże się, że właśnie tego będą chcieć zawodnicy, będzie im to potrzebne, oczywiście wprowadzimy takie zasady, nie tylko dotyczące posiłków.