Znając specyfikę turnieju olimpijskiego chyba trudno było oczekiwać, że pomimo potężnej różnicy klas, Polacy w pierwszym meczu z Egiptem zagrają tak, aby wbić w parkiet najniżej notowanego rywala na igrzyskach. Przywilej rozegrania spotkania z takim przeciwnikiem był dla nich okazją, aby łapać właściwy rytm, a w warunkach bojowych skalibrować swoją siatkówkę do wymagań tej hali. Równocześnie rywal także starał się ze wszystkich sił pokazać, że nie stanowi przypadkowej kadry, skrzykniętej chwilę przed igrzyskami. Dzięki temu emocji może było nieco więcej, ale w kluczowych momentach "biało-czerwoni" odjeżdżali przeciwnikom i pewnie wygrali każdy z trzech setów. Tomasz Fornal ma swoją rolę w wiosce olimpijskiej. Jasna linia podziału - Czekaliśmy na to spotkanie, tak samo jak wy oraz kibice. Pierwsze mecze turnieju oczywiście rządzą się swoimi prawami i wiedzieliśmy, że możemy się spodziewać specjalnych, dobrych zagrań w drużynie Egiptu. Grunt to przeczekać, trochę cierpliwości, bo wiedzieliśmy, że prędzej czy później ich złamiemy - przyznał Paweł Zatorski, libero naszej kadry. Rozmowa z naszym 34-letnim rutyniarzem jak na dłoni pokazała, jakim szacunkiem traktują się sami nasi zawodnicy. Gdy zaraz na początku "Zator" zobaczył kątem oka, że do dziennikarzy zmierza także Bartosz Kurek, jakby uznając wyższość kapitana zachęcił nas, byśmy spokojnie przeszli sobie do największego lidera zespołu. Tym ujmującym zachowaniem jeszcze bardziej ściągnął na sobie uwagę. Dzięki Zatorskiemu dowiedzieliśmy się, jak wielki komfort mają obie reprezentacje Polski, męska i żeńska, od początku paryskich igrzysk. - Dla mnie to są trzecie igrzyska, więc spodziewałem się jak to będzie wyglądało. Warunki są specjalne, to coś innego niż mistrzostwa świata, Europy czy inne turnieje pod szyldem FIVB. Oczywiście jest bardziej chaotycznie, ale wszystkie zespoły mają tak samo. Nie możemy narzekać, my i tak mamy luksus w swojej hali treningowej razem z drużyną dziewczyn, bo możemy z niej korzystać kiedy chcemy. Czyli w dniach, gdy nie mamy hali meczowej, możemy tam trenować. Dzięki temu mamy luksus nietrenowania o godzinie 8 rano czy 22 - wyraźnie podkreślił jeden z głównych rutyniarzy w kadrze. Miał na myśli zarezerwowaną przez PZPS halę Cergy, którą od Paryża dzieli niespełna 30 kilometrów, a czas przejazdu oscyluje mniej więcej wokół pół godziny autokarem - wszystko jednak zależy od natężenia ruchu. W wiosce olimpijskiej wybrańcy Nikoli Grbicia oczywiście są zakwaterowani w bloku razem z całą reprezentacją, a do ich dyspozycji oddano dwa apartamenty. - Misja dzieliła apartamenty, więc przydział był z góry i tak wylosowaliśmy - zaznaczył Jakub Kochanowski, a dzięki rozgrywającemu Marcinowi Januszowi dowiedzieliśmy się, jaki dokładnie jest zestaw osobowy jednego z mieszkań, składającego się z kilku pokoi. "Jak Tomek powie, że nie ma spania, to nie ma" - Mieszkanie jest siedmioosobowe. Ja jestem w jednym pokoju z Kamilem Semeniukiem, a są jeszcze także: Bartek Kurek, Tomek Fornal, Paweł Zatorski, Łukasz Kaczmarek i Olek Śliwka. Wyposażenie takich apartamentów, o czym wysłannik Interii miał okazję przekonać się osobiście goszcząc u polskich pięściarek, nie jest bogate, ale taka jest idea igrzysk, aby było dość minimalistycznie. Zresztą przygotowanie całego miasteczka, które w Paryżu powstało od podstaw, a po igrzyskach będzie osiedlem mieszkaniowym, to i tak potężna inwestycja. Podział obowiązków w apartamencie, który zajmuje m.in. Marcin Janusz, jest dość prosty. A jedną z wiodących ról wziął na swoje barki Tomasz Fornal, który odnosząc kontuzję kostki w meczu z Egiptem rozpoczął walkę z czasem, lecz sam jest dobrej myśli. Dobry humor i optymizm zaprezentował na opublikowanej w mediach społecznościowych fotografii, zaś na co dzień wesoło z nim mają pozostali współmieszkańcy. Siatkarz Jastrzębskiego Węgla tak wczuł się w swoje powinności, że biada tym kolegom, którzy potrzebują nieco dłużej pospać. - Raz było dość wcześnie. Nawet nie pamiętam godziny, bo byłem tym, który spał - rozkręcił się nasz rozgrywający, doprecyzowując, że playlista serwowana przez Fornala ma dość jasny wydźwięk. - Jest taka mocno dyskotekowa. To sposób na dobudzenie się - parsknął śmiechem. Żartowaliśmy, że skoro w jednym skrzydle mieszka siedmiu zawodników, to w drugim, żeby liczba się zgadzała, pewnie zakwaterowany jest Nikola Grbić. - Nie, nie, nie. Coś takiego chyba by nie przeszło - samopoczucie nie opuszczało naszych zawodników. Jak na sytuację z "rozśpiewanym" apartamentem połowy drużyny patrzą pozostali? O tym z kolei opowiedział Jakub Kochanowski na zasadzie zdecydowanego kontrastu. - My jesteśmy przeciwieństwem tego, co dzieje się w drugim apartamencie. Bo z tego, co właśnie słyszałem, tam jest muzyczka i za bardzo nie ma spania. Jak Tomek powie, że nie ma, to nie ma - barwnie przedstawił sytuację podstawowy środkowy. Marcin Janusz z wdzięcznością podkreślił rolę, jaką w wiosce odgrywa nasza misja olimpijska, której "urząd" mieści się w pomieszczeniu na najniższej kondygnacji bloku. - Ktoś, kto potrzebuje pomocy, śmiało może się tam udać. Po kilku dniach widać, że te osoby są bardzo pomocne, każdy problem chcą rozwiązać. To będzie bardzo cenne na ten, mam nadzieję, długi czas, gdy tutaj będziemy przebywali - z nadzieją zaakcentował nasz podstawowy rozgrywający, dodając że w takich okolicznościach jest okazja spotykać wielu polskich sportowców. A kto wie, być może naszym siatkarzom uda się także zobaczyć na żywo rywalizacje innych rodaków? Nasz specjalista od rozdzielania piłek, jeśli tylko zaistnieje taka sposobność, celuje m.in. w obiekty Rolanda Garrosa. - Ja bym chętnie wyszedł, oczywiście w granicach rozsądku i na pewno nie w dniu meczu czy dzień przed. A co bym wybrał? Na pewno koszykówkę i "Dream Team" z USA, a jeśli chodzi o polskich sportowców, fajnie byłoby zobaczyć na żywo Igę Świątek, mimo tego że specjalnie nie interesuję się tenisem - zapowiedział. Artur Gac, Paryż