Grzegorz Wojtowicz, Polska Agencja Prasowa: Niedawno zakończyła się pierwsza część zgrupowania w Spale. Jak ocenia pan spędzony tam czas i wykonaną pracę? Wilfredo Leon: Oj, ciężko tam było, ale to normalne, gdy się miało tak długą przerwę w treningach. To zgrupowanie miało trochę inny przebieg niż wcześniejsze w Spale. Każdy z nas mieszkał sam w pokoju, ale miło było się spotkać po tak długiej przerwie. Teraz wszyscy chcemy jak najszybciej znowu razem trenować i cieszę się, że będzie do tego okazja już za tydzień. Niedługo minie rok, gdy został pan reprezentantem Polski. Jak się pan odnalazł w tej roli? - Bardzo dobrze, czuję się jakbym grał w polskiej kadrze już z pięć lat. Trochę presji odczuwałem tylko przed pierwszym meczem. Była pełna hala, niepewność, jak mnie przyjmą kibice, głowa się trochę gotowała. Było jednak fajnie i teraz też jest wszystko w porządku. W tym roku mieliście walczyć o medal olimpijski. Jak przyjął pan informację o ich przełożeniu o rok? - Byliśmy przygotowani, że w tym sezonie zagramy o wszystko, bo igrzyska to najważniejsza impreza. Byliśmy w dobrym momencie jako drużyna, ale decyzja o przełożeniu igrzysk była słuszna. Nie było innego wyjścia. Za rok reprezentacja Polski będzie miała jeszcze więcej doświadczenia. W kadrze jest kilku młodych zawodników, którzy do niej wchodzą, więc będzie okazja jeszcze lepiej się poznać, a oni jeszcze się rozwiną. Gdy wybuchła pandemia koronawirusa przebywał pan we Włoszech, czyli w kraju, który został bardzo mocno nią dotknięty. Jak pan odbierał to, co się tam działo, czy bał się o zdrowie swoje i rodziny? - O siebie aż tak bardzo się nie bałem, ale przede wszystkim o moje dzieci i żonę. Wiadomo, że grając w siatkówkę miałem kontakt z kibicami, więc istniało ryzyko, że mogę się zarazić. Dość szybko przeprowadzono nam testy i okazało się, że nie mam koronawirusa, choć miałem w tym okresie podwyższoną temperaturę.