Francuzi swój pierwszy mecz turnieju zagrali w piątek o godz. 20.30. Następnego dnia zmierzyli się z Polską o godz. 15.00. Na koniec stoczyli pojedynek z Tunezją o godz. 12.00. Jeszcze przed rozpoczęciem turnieju "Trójkolorowym" nie podobał się terminarz, który, ich zdaniem, faworyzował "Biało-Czerwonych". Polacy tłumaczyli, że jako gospodarz mają prawo ułożyć plan gier pod siebie. Wskazywali, że taka praktyka stosowana jest na wielu dużych imprezach."Biało-Czerwoni" w Gdańsku zaprezentowali się znakomicie. Wygrali wszystkie spotkania i zapewnili sobie występ na igrzyska w Tokio 2020. Podopieczni Vitala Heynena świetnie spisali się zwłaszcza w pojedynku z najgroźniejszym rywalem Francją. Rozgromili "Trójkolorowych" 3:0, a ich zwycięstwo ani przez chwilę nie było zagrożone. Dominacja mistrzów świata na boisku była bezdyskusyjna. Nawet taki siatkarz jak Earvin N'Gapeth nie był w stanie nic zrobić. Lider Francuzów został przyćmiony przez Wilfredo Leona. N'Gapeth skończył tylko 8 z 24 ataków, a przyjęciu zagrywki też spisywał się słabo.N"Gapeth postanowił kontynuować sprawę terminarza. W filmie opublikowanym w mediach społecznościowych pretensje skierował do Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB)."Mam pytanie do FIVB. Czy wydaje się wam normalne, że nasza drużyna, która jak wszyscy inni przygotowuje się do kwalifikacji olimpijskich od czterech lat, przylatuje do Polski i musi grać w piątek o 21 ze Słowenią i o 15 następnego dnia? Przyjechaliśmy do hotelu o północy, zjedliśmy kolację, mieliśmy masaże. Poszliśmy spać o 2, 3 w nocy, a 12 godzin później graliśmy mecz o wyjazd na igrzyska. Czy dla was to rzecz normalna, do zaakceptowania? Chcąc jechać na igrzyska musieliśmy wygrać dwa mecze w mniej niż 24 godziny. Czy to normalne? Czy możecie mi odpowiedzieć?" - powiedział N"Gapeth. Francuzi zajęli drugie miejsce w Gdańsku i szansy na przepustkę do Tokio będą szukać w kontynentalnym turnieju kwalifikacyjnym, który zostanie rozegrany w styczniu. RK