Kiedy Polska grała z USA w ostatnim sprawdzianie przed wylotem do Paryża, kibice reprezentacji przez dwa sety rwali włosy z głowy. Rywale rozbijali drużynę Nikoli Grbicia zagrywką i pewnie zmierzali ku zwycięstwu. Jak to jednak w siatkówce bywa, trzeci set nieoczekiwanie odmienił wszystko i "Biało-Czerwoni" wygrali po tie-breaku. Zagadnięty wówczas w Gdańsku przez dziennikarzy trener John Speraw stwierdził, że chętnie zagrałby z Polską w finale igrzysk w Paryżu. Los i wyniki meczów fazy grupowej sprawiły jednak, że obie drużyny trafiły na siebie już w półfinale. "Biało-Czerwoni" przystąpią do niego lżejsi o bagaż oczekiwań, jaki ciążył na ich barkach od 20 lat. Nie ma się co dziwić, że Bartosz Kurek, kapitan i najbardziej doświadczony na igrzyskach zawodnik kadry, tuż po wygranej ze Słowenią przed kamerą Eurosportu symbolicznie odrzucił kartkę z napisem "klątwa ćwierćfinału". "Wygrana w ćwierćfinale, szczególnie po oczekiwaniach i presji, które na nas spoczywały, to świetnie potwierdzenie tego, co robimy. Ale nie chcemy zostawać w tym miejscu, zachwycać się ćwierćfinałem. Potrzebujemy takiej samej energii, by pokonać USA, które jest zdecydowanie jedną z najlepszych drużyn na tym turnieju" - uważa Grbić. Jedna klątwa została zdjęta. Polscy siatkarze faworytem? "Klątwa ćwierćfinału" trwała 20 lat, ale na półfinał igrzysk polska siatkówka czekała znacznie dłużej, bo aż 44. Poprzednio w tej fazie turnieju "Biało-Czerwoni" zagrali w 1980 r. w Moskwie, kiedy przegrali spotkanie 0:3 z Bułgarią, a potem mecz o trzecie miejsce z Rumunią. By cofnąć się do zwycięskiego półfinału, trzeba wspomnieć wcześniejszy, złoty dla Polski turniej w Montrealu. Grbić zaznacza, że teraz przed jego siatkarzami stoi jeszcze większe wyzwanie niż w spotkaniu przeciwko Słowenii. Po drugiej stronie stanie zespół USA, który w tym sezonie nie miał łatwo. Ligę Narodów rozpoczął rezerwami, ale potem również podstawowa kadra nie zdołała wywalczyć awansu do turnieju finałowego. W Paryżu wygrali wszystkie mecze, ale w fazie grupowej postraszyli ich Niemcy. A w ćwierćfinale mecz z Brazylią też był w ich wykonaniu daleki od ideału. "Na igrzyskach momentami prezentują się wyśmienicie, ale też są momenty, w których można podrapać się w głowę i zastanowić, czy to na pewno reprezentacja Stanów Zjednoczonych. Bo choćby w spotkaniu z Brazylią momentami kontrolowali mecz, mieli kilka punktów przewagi, a potem szli łeb w łeb, popełniali proste błędy, które nie bardzo przystoją Stanom" - ocenia Kamil Semeniuk, przyjmujący polskiej kadry. Kontuzja Mateusza Bieńka. Zastępca jest oczywisty W spotkaniu z Amerykanami nie wystąpi Mateusz Bieniek. Podstawowy środkowy reprezentacji doznał kontuzji lewej stopy - podobnej do tej, którą odniósł przed rokiem, choć wtedy była to druga noga. Do składu wskoczył więc atakujący Bartłomiej Bołądź, który znajdował się na liście rezerwowej. W szóstce Bieńka powinien jednak zastąpić Norbert Huber. "Może po meczu ze Słowenią nastąpiło delikatne rozluźnienie, bo mieliśmy mnóstwo czasu, by odpocząć, przemyśleć to, obejrzeć inne spotkania. Ale kolejnego dnia już pełen fokus na następnym meczu. Czego się spodziewam? Minimum tak ciężkiego spotkania, jak w ćwierćfinale. A w ogóle bym się nie zdziwił, gdyby było jeszcze cięższe" - przewiduje Jakub Kochanowski. Spotkanie Polska - USA o olimpijski finał rozpocznie się o godz. 16. Z Paryża Damian Gołąb