Robert Kopeć, Interia: Z waszej perspektywy Asseco Resovii paradoksalnie chyba lepiej, że ten sezon PlusLigi już się skończył. Marcin Komenda (rozgrywający Asseco Resovii Rzeszów i reprezentacji Polski): Rozumiem aluzję, ale żałujemy, że nie mogliśmy grać dalej, mimo że ten sezon był bardzo słaby w naszym wykonaniu. Chcieliśmy godnie zakończyć i pożegnać się w możliwie najlepszym stylu. Zwycięstwo w Zawierciu pomogło nam "złapać" trochę pewności siebie. Wiadomo, jaka jest sytuacja. Zdrowie jest najważniejsze. Logiczne posunięcie ze strony władz i myślę, że to było jedyne rozsądne wyjście.Trudno było trwać w niepewności, zwłaszcza że nie wiadomo, kiedy sytuacja się unormuje.- Zgadza się. Takie czekanie bez treningów, to nie wiadomo, co by przyniosło.W okresie oczekiwania trenowaliśmy w domach. Jak to wyglądało?- Każdy z nas miał rozpiskę od trenera przygotowania fizycznego. Tyle co się dało, to wykonywaliśmy w domu. W mieszkaniu jednak ciężko jest przeprowadzić odpowiedni trening. Brałem "na barana" żonę i jakieś obciążenie było (śmiech).Jak wygląda sytuacja w klubie? Z tego co słychać, to w Asseco Resovii zanosi się na duże wietrzenie szatni. Ty masz jeszcze rok ważny kontrakt. Zostajesz w Rzeszowie?- Rozmawiałem wstępnie z prezesem i z obu stron jest chęć dalszej współpracy. Ja chciałbym pomóc klubowi w przyszłym sezonie, jak tylko mogę, żebyśmy zajęli zdecydowanie lepsze miejsce niż w tym roku. Co do innych kontraktów, to pewne ruchy zostały już poczynione. My też musimy być elastyczni w obecnej sytuacji, bo każdy na tym traci. Myślę, że tylko kompromis może pomóc w tym, żeby i kluby i zawodnicy nie wyszli na tym źle. Każdy musiał podejść ze zrozumieniem do sytuacji, bo na pewno nie jest łatwo.Czy mieliście podsumowanie sezonu z władzami klubu? Czy też w związku z pandemią koronawirusa do takich rozmów nie doszło, gdzie pewnie musiałyby paść gorzkie słowa?- Nie było ku temu okazji. Przypuszczam, że władze chciały się z nami spotkać po sezonie i taki pewnie był plan. Koronawirus pokrzyżował plany. Nawet nie było kiedy, bo wszystko działo się bardzo szybko. Jeszcze przygotowywaliśmy się do kolejnego meczu w lidze, a tu nagle przyszła wiadomość, że hale są pozamykane i jest ciężka sytuacja w Polsce. Generalnie nie było nawet czasu na oficjalne zakończenie czy pożegnanie. Obcokrajowcy dość szybko pojechali do domów. Myślę, że każdy powinien spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, co mógł zrobić lepiej.Teraz macie wolne, ale trzeba dbać o formę fizyczną. Jak sobie radzisz w tej sytuacji, kiedy jest dużo ograniczeń odnośnie poruszania się? A może "resetujesz" się po tym słabym sezonie?- Mentalnie na pewno odpocząłem, bo już chwilę nie mamy ani treningów, ani meczów. Fizycznie staram się coś robić, na ile pozwalają na to warunki, żeby potem nie było problemów z powrotem do normalnych treningów.Czy macie w ogóle datę, choćby ramową, powrotu do klubu, żeby rozpocząć przygotowania do następnego sezonu? Czy po prostu czekacie na rozwój sytuacji?- Nie mamy takiej daty, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak to się potoczy. Liczymy na to, że w ciągu miesiąca czy dwóch pandemia się uspokoi i będzie można wrócić do normalnych treningów. Nie wiemy, jak to będzie wyglądało, co z sezonem reprezentacyjnym. Póki co czekamy, musimy uzbroić się w cierpliwość i przede wszystkim siedzieć w domu, bo tylko tak możemy szybciej uspokoić pandemię.Główną imprezą dla reprezentacji Polski miały być igrzyska olimpijskie w Tokio, które z powodu koronawirusa zostały przełożone na przyszły rok. To dobry ruch MKOl-u i organizatora igrzysk?- Wydaje mi się, że to była bardzo przemyślana decyzja. Igrzyska olimpijskie to ogromne przedsięwzięcie. Organizatorzy zdali sobie sprawę, że w tym roku może być problem, żeby je przeprowadzić. Dobrze, że ta decyzja została podjęta ze sporym wyprzedzeniem, co jest bardzo ważne dla sportowców.Presja sportowców i rożnych krajowych komitetów olimpijskich też odegrała w tym rolę.- To jedna sprawa. Druga to to, że większość zawodniczek i zawodników nie ma gdzie trenować. Sytuacja w niektórych krajach jest bowiem dramatyczna. A po trzecie, w wielu dyscyplinach wciąż nie są rozstrzygnięte kwalifikacje. Wydaje mi się, że to była jedyna możliwa decyzja w tym momencie.Selekcjoner Vital Heynen kontaktował się z tobą?- Tak. Rozmawiałem z trenerem Heynenem. Generalnie szkoleniowiec stara się kontaktować z większością zawodników, z którymi współpracował w kadrze. Na ten moment wszyscy czekamy, jak sytuacja się dalej rozwinie. No właśnie. Będzie sezon reprezentacyjny czy nie?- Tego nikt nie wie i jest to duży problem. Trener i my zawodnicy chcielibyśmy się przygotować, a póki co, nie wiemy, jak to będzie wyglądało. Myślę, że jak sytuacja się uspokoi, koronawirus nie będzie się rozprzestrzeniał w takim tempie, to myślę, że Liga Narodów się odbędzie. Jednak obecnie ciężko wyrokować, bo wszystko może się zdarzyć. Ważniejsze od sportu jest zdrowie.Czy w ogóle jest sens rozgrywać Ligę Narodów w takiej formule, kiedy trzeba jeździć z kraju do kraju na poszczególne turnieje? Czy nie lepiej po prostu w tym roku "odpuścić"?- To na pewno dobre pytanie i wiele osób będzie się nad tym głowiło. Myślę, że ludzie za to odpowiedzialni zrobią tak, żeby to było pod każdym względem najbezpieczniejsze rozwiązanie, żeby nie narażać zdrowia zawodników, trenerów i kibiców. Z drugiej strony, żeby nie ucierpiały zobowiązania. Umowy przecież są podpisane. Jestem bardzo ciekawy, jakie będą decyzje, choć nie ukrywam, że dla mnie najważniejsze jest teraz to, żebyśmy przetrzymali w zdrowiu całą tę sytuację. Rozmawiał Robert Kopeć