- Nie ma sensu o tym już rozmawiać, bo tego nie zmienimy. Trener Daniel Castellani w tej sprawie przeprowadził także spotkanie z zawodnikami i poprosił ich, by nie dyskutować na ten temat. Teraz najważniejsi są najbliżsi rywale - podkreślił Roman. Polacy po trzech zwycięstwach (nad Kanadą, Niemcami i Serbią) w pierwszej fazie turnieju znaleźli się w "grupie śmierci". W czwartek zmierzą się z obrońcami tytułu Brazylijczykami, dzień później z brązowymi medalistami sprzed czterech lat Bułgarami. - Na pewno są to przeciwnicy o większym ciężarze gatunkowym. Nie ma znaczenia, że z "Canarinhos" graliśmy w tym roku już pięć razy. Tyle samo czasu poświęcone zostanie na analizę ich gry i poszczególnych zawodników, co przy innych rywalach - zapowiedział menedżer kadry. Wszyscy w polskiej ekipie zdają sobie sprawę z tego, że nawet układ rozgrywania najbliższych spotkań jest niekorzystny dla "Biało-czerwonych". - Jako jedyni awansowaliśmy do kolejnej rundy bez porażki i z pierwszego miejsca, a musimy rozgrywać mecze jako pierwsi. Nie mamy też możliwości odpowiedniej regeneracji, bo pierwsze spotkanie mamy o 21.00 a kolejne o 17.00 następnego dnia, w przeciwieństwie chociażby do Brazylijczyków, którzy mają po rywalizacji z nami cały dzień wolny - przypomniał. Najgorsze, według Romana, jest jednak, że w dużej mierze nie od nich może zależeć, czy znajdą się w kolejnej rundzie mistrzostw. - Musimy wygrać oba mecze, wtedy nie będzie wątpliwości. Jeśli jednak potknie nam się noga, będziemy musieli czekać na wynik spotkania Brazylijczyków i Bułgarów. Ten układ nie daje nam żadnego komfortu, mimo że to my znaleźliśmy się w tej fazie z najlepszym bilansem - zaznaczył. Siatkarze do Ankony dotarli po siedmiu godzinach podróży autokarem. We wtorek wieczorem mieli jeszcze zajęcia na siłowni i w hali. Na środę zaplanowany jest jeden trening i odprawy, analizujące najbliższych przeciwników.