Mateusz Bieniek został powołany do reprezentacji Polski na poprzedni sezon kadrowy i miał pełnić rolę jednego z liderów drużyny. Siatkarski mistrz świata z 2018 roku pojechał na mecze fazy grupowej Ligi Narodów rozgrywane na Filipinach, jednak już tam borykał się z problemami zdrowotnymi. Do zespołu wrócił, jednak w finale rozgrywek ponownie doznał kontuzji stopy, która okazała się brzemienna w skutki. "Po badaniach i konsultacjach medycznych sztab szkoleniowy i Mateusz Bieniek podjęli decyzję o zakończeniu sezonu reprezentacyjnego. Rehabilitacja ma doprowadzić do odzyskania pełnej sprawności. Mateuszowi życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Do zobaczenia w sezonie olimpijskim" - informował wówczas Polski Związek Piłki Siatkowej. Bieńka, który po sezonie klubowym odszedł ze Skry Bełchatów i związał się z Aluron CMC Wartą Zawiercie, zabrakło na mistrzostwach Europy i w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk. Na boisko wrócił dopiero na początku listopada, w ligowym meczu przeciwko GKS-owi Katowice. Do tej pory wystąpił w sumie w 20 spotkaniach PlusLigi, zdobywając w tym czasie 209 punktów. Polski siatkarz przyznał to po historycznym triumfie. Bał się o swoje zdrowie Mateusz Bieniek ujawnił. Podczas Ligi Narodów popełnił błąd Po kontuzji Bieńka nie ma już śladu i wiele wskazuje na to, że będzie liczył się w walce o miejsce w składzie reprezentacji Polski na igrzyska w Paryżu. Teraz w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet wrócił pamięcią do momentu odniesienia kontuzji oraz przyznał, że czas rehabilitacji był dla niego bardzo trudny. "Były też takie momenty, że kiedy chłopaki przychodzili na popołudniowy trening, ja robiłem okrzyk z całym zespołem i od razu wychodziłem z hali, bo denerwowało mnie, że nie mogę grać razem z nimi. Moja głowa źle na to wszystko reagowała, ale udało się przetrwać ten okres i wrócić mocniejszym" - wyznał. Niespełna 30-letni zawodnik ujawnił też kulisy odniesienia urazu. Przyznał, że gdy podczas meczu na Filipinach zaczął odczuwać ból w stopie, zdecydował się dokończyć mecz. Teraz już wie, że był to błąd. Utytułowany siatkarz wyznał też, że jego powrót prognozowano na listopad, ale ten już we wrześniu wywierał presję na fizjoterapeutów, żeby ci pomogli szybciej wrócić mu do regularnych treningów. Ci niewiele sobie z tego robili, ale Bieniek dzięki współpracy ze sztabem i tak zameldował się na boisku trzy tygodnie wcześniej, niż prognozowano. " Żona też była dla mnie ogromnym wsparciem w tym okresie. Czasami bywało tak, że ja już budziłem się zły, a ona musiała znosić ten mój nastrój" - podsumował. Wielkie świętowanie siatkarzy. Specjalne pozwolenie od trenera. "Wybłagaliśmy"