"Biało-Czerwoni" rozpoczęli zmagania w Lille od starcia z Rosją. "Sborna", która do Francji przyjechała niemal w najmocniejszym zestawieniu, wygrała 3:1. Ten wynik postawił Polaków w trudnym położeniu. Nasi siatkarze musieli wygrać z Amerykanami, żeby marzyć o awansie do półfinału. Miejsce w czwórce dawało im zwycięstwo 3:0. Amerykanie to jednak bardzo niewygodny rywal, z którym nie wiedzie nam się najlepiej. Ostatni raz wygraliśmy ze Stanami Zjednoczonymi w Pucharze Świata w 2015 roku. W tegorocznej edycji Ligi Narodów "Biało-Czerwoni" zmierzyli się z USA w Hoffman Estates na przedmieściach Chicago. Orły nie zdołały ugrać nawet seta. Ten wynik powtórzył się również w Lille.W porównaniu do pojedynku z Rosją trener Heynen dokonał zmian w wyjściowym składzie. Niespodziewanie na ławce usiadł Bartosz Kurek, który w starciu ze "Sborną" spisywał się bardzo dobrze. Jego miejsce na pozycji atakującego zajął Damian Schulz. Za rozegranie odpowiadał tym razem Fabian Drzyzga, a nie Grzegorz Łomacz. Żadnego wyboru Heynen nie miał na środku siatki. Z powodu kontuzji Mateusza Bieńka musiał postawić na duet Jakub Kochanowski - Bartłomiej Lemański.Przeciwko Rosji szwankowała zagrywka. Nasi siatkarze nie robili krzywdy tym elementem. Amerykanie również nie mieli większych kłopotów w przyjęciu. Dobrze jednak reagował polski blok ułatwiając zadanie obrońcom. W efekcie oglądaliśmy walkę punkt za punkt. Tak było do stanu 10:10. Wtedy kontrę skończył Matthew Anderson, a chwilę później asa posłał Taylor Sander. Przerwa, o którą poprosił trener Heynen, wybiła z uderzenia rywali. Polacy szybko doprowadzili do remisu (12:12). Pomógł nam w tym Anderson, który wpadł w siatkę. Długą wymianę kibice oglądali przy stanie 14:14. Jedni i drudzy popisywali się atomowymi atakami i jeszcze lepszymi obronami. Schulz chciał odbić piłkę od bloku, żeby kontynuować akcję, ale zrobił to źle i punkt zapisali na swoim koncie Amerykanie.Zażarta walka trwała do końca inauguracyjnej odsłony, która rozstrzygnęła się na przewagi. Polacy stawili mocny opór. Obronili trzy piłki setowe m.in. za sprawą Schulza i Artura Szalpuka. Przy czwartej mieli jednak pecha. Piłka po zagrywce Sandera zahaczyła o taśmę i spadła po naszej stronie. Żaden z naszych zawodników nie miał szans, żeby podbić piłkę. W takich okolicznościach przegraliśmy 26:28.Drugą odsłonę "Biało-Czerwoni" zaczęli źle. Największym mankamentem aktualnych mistrzów świata był atak. Próby Schulza, Szalpuka czy Bartosza Kwolka bronili rywale i wyprowadzali zabójcze kontry. Na pochwałę nasi siatkarze zasłużyli tylko za grę w defensywie. Zwłaszcza libero Paweł Zatorski. Co z tego, skoro nie miał kto skończyć ataku. Jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną Heynen wykorzystał jedną z przysługujących mu przerw. Trudno się dziwić, skoro traciliśmy cztery punkty do Amerykanów (3:7). Potem selekcjoner "Biało-Czerwonych" wpuścił na boisko Bartosza Bednorza. Niewiele to dało. Siatkarze Johna Sperawa dominowali i jeszcze powiększyli przewagę (13:8). Świetnie grą Amerykanów kierował Micach Christenson, który często kompletnie gubił nasz blok. Iskierka w tunelu zaświeciła się dla Polaków, kiedy asa zaserwował Schulz (10:13). Rywale jednak szybko odbudowali wysoką przewagę głównie za sprawę nieomylnego i dynamicznego w ataku Benjamina Patcha (16:11).W naszych szeregach mnożyły się błędy. Do słabego ataku doszło jeszcze niepewne przyjęcie. Z tak klasowym zespołem jak USA nie można sobie na coś takiego pozwolić, jeśli chce się nawiązać walkę. Rozpędzeni Amerykanie grali jak z nut, bawili się siatkówką. Oddali nam kilka punktów np. popsutymi zagrywkami i gdyby nie to, drugi set zakończyłby się pogromem Polaków. Wynik 17:25 mówi, jak wyraźną przewagę mieli rywale.Kto liczył na to, że Polacy przebudzą się w trzeciej partii i zagrają przynajmniej tak jak w pierwszej, srodze się zawiódł. Amerykanie dzielili i rządzili na boisku. W naszym zespole nie było zawodnika, który "pociągnąłby" grę. Tym bardziej dziwi, że Heynen nie zdecydował się posłać w bój Kurka, który całe spotkanie oglądał z kwadratu dla rezerwowych. W grze "Biało-Czerwonych" w trzecim secie trudno znaleźć jakieś pozytywy. Wszystkie atuty mieli w rękach Amerykanie. Atak, blok, zagrywka, obrona - w każdym z tych elementów ich przewaga nie podlegała żadnej dyskusji. Na drugiej przerwie technicznej tracili do rywali sześć punktów (10:16). Potem było jeszcze gorzej. Amerykanie "odskoczyli" na 20:12. Jedyną niewiadomą pozostawały rozmiary ich zwycięstwa. Serca fanów USA zadrżały, kiedy na boisko upadł Sandler. Na szczęście znakomity przyjmujący o własnych siłach zszedł z boiska, ale trener wolał nie ryzykować i na boisku pojawił się Aaron Russell. Nie miało to żadnego wpływu na wynik. Amerykanie wygrali trzeciego seta wyraźnie 25:18 i cały mecz 3:0. Rywalizację w grupie B zakończy piątkowy mecz drużyny USA z Rosjanami. Stawką tego spotkania będzie pierwsze miejsce w grupie. Obie drużyny mają już pewny awans do półfinału. Polacy wracają do domu. Polska - USA 0:3 (26:28, 17:25, 18:25) Polska: Artur Szalpuk, Damian Schulz, Bartłomiej Lemański, Fabian Drzyzga, Jakub Kochanowski, Bartosz Kwolek, Paweł Zatorski (libero) oraz Maciej Muzaj, Grzegorz Łomacz, Aleksander ŚliwkaUSA: Matthew Anderson, Taylor Sander, Micach Christenson, Maxwell Holt, Benjamin Patch, David Smith, Erij Shoji (libero) oraz Daniel McDonnell, Aaron RussellSędziowali: Nasr Shaaban (Egipt) i Denny Francisco Lassi (Dominikana) Robert Kopeć Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Polska - USA! Zapis relacji na urządzenia mobilne