Wspominanie "złotej" drużyny Huberta Jerzego Wagnera z Montrealu to zawsze oddawanie hołdu legendarnym siatkarzom i trenerowi, a Memoriał Wagnera stał się kapitalną imprezą i zyskał renomę na całym świecie. Ale od tej pory obok mistrzów z 1976 r. już zawsze będziemy wspominać tych, którzy po 48 latach zakończyli medalową posuchę polskiej siatkówki. Tym bardziej że drużyna Nikoli Grbicia zrobiła to po meczu, który przejdzie do historii polskiej siatkówki. Półfinał z USA to zwycięstwo wyrwane przeciw wszystkiemu - najpierw czucie w palcach lewej ręki stracił libero Paweł Zatorski, potem z kontuzją pleców musiał zejść Marcin Janusz. Mimo to Polska wygrała 3:2, a żołnierskie słowa Tomasza Fornala do kolegów wypowiedziane w trakcie jednej z przerw lotem błyskawicy obiegły internet. Wspomnienia z tego meczu już zawsze będą kojarzyć się z igrzyskami w Paryżu. Zanim jednak "Biało-Czerwoni" dotarli do meczu z USA, nie zachwycali. Spotkania z niżej notowanym Egiptem oceniać nie ma sensu, ale z Brazylią udało się wygrać dopiero po tie-breaku, a na koniec fazy grupowej zdecydowanie lepsi okazali się Włosi. Dużo lepiej było dopiero w meczu ze Słowenią, dzięki czemu wreszcie, po 20 latach prób, Polska pokonała barierę ćwierćfinału. Tego kamery nie widziały. Polski siatkarz przyznaje: "Rozpłakałem się jak dziecko" Polscy siatkarze wyrwali medal. Ale twórcy "dream teamu" ich nie docenili W Paryżu z pewnością nie zawiódł Wilfredo Leon, którego zagrywki w ważnych momentach dawały zespołowi kluczowe punkty. Został najlepiej punktującym i zagrywającym zawodnikiem igrzysk, a jego brak w drużynie marzeń turnieju jest trudny do wytłumaczenia. A przecież o Leona można było się obawiać, niemal cały ostatni sezon w klubie spędził na leczeniu kontuzji. Sprawdził się też Tomasz Fornal, który po raz pierwszy w karierze został podstawowym zawodnikiem reprezentacji Polski. Kapitalnie wypadli polscy środkowi - tutaj Jakub Kochanowski został już doceniony i trafił do "dream teamu". Bartosz Kurek świetnie wypadł w ćwierćfinale, do momentu kontuzji bardzo dobrze grał Janusz, ciężar dużego turnieju tradycyjnie udźwignął Zatorski. Dla niemal wszystkich 13 siatkarzy można znaleźć powody do pochwał. Mimo wszystko wydaje się jednak, że "Biało-Czerwoni" mogą grać jeszcze lepiej. To była nieco słabsza dyspozycja niż przed rokiem, kiedy rozstawiali po kątach wszystkich rywali bez wyjątku. Tym bardziej więc brawa, że zdobyli srebrny medal. Sam finał też mógłby potoczyć się inaczej, gdyby Zatorski i Janusz nie grali na środkach przeciwbólowych, a Grbić miał do dyspozycji kontuzjowanego Mateusza Bieńka. Koniec końców Francuzi, którzy wcześniej przegrali ze Słowenią i męczyli się z Niemcami, akurat w najważniejszym meczu byli nie do ruszenia. Polskie siatkarki bez szans z potęgami. Niespodzianki nie było Polskie siatkarki jechały do Paryża w innej roli niż siatkarze. Nie jako niemal pewny kandydat do medalu, a raczej kandydat do sprawienia niespodzianki. Dwa medale Ligi Narodów z rzędu i wielki postęp, jaki kadra zrobiła pod wodzą Stefano Lavariniego, pozwalały na to liczyć. Ostatecznie się jednak nie udało. "Biało-Czerwone" opuściły Paryż z jednym wartościowym zwycięstwem - z Japonią. Wygraną 3:1 w dużym stopniu przyczyniły się do tego, że rywalki pożegnały się z turniejem już po fazie grupowej. Poza tym Polki wygrały z Kenią, ale to był rywal z siatkarskiego punktu widzenia zupełnie egzotyczny. W dwóch kolejnych meczach drużyna Lavariniego trafiła już na światowe potęgi, przyszłe medalistki olimpijskie. I "Biało-Czerwone" było stać tylko na rozegranie z nimi jednego wyrównanego seta. A właściwie szalonego, bo 38:36 dla Brazylii również zapisze się w historii igrzysk. W pozostałych setach "Canarinhos" były znacznie lepsze. Podobnie było w ćwierćfinale. W ostatnich sezonach Polki co prawda regularnie ogrywały Amerykanki, ale potwierdziło się, że drużyna USA z igrzysk olimpijskich i z innych turniejów to dwie zupełnie różne bajki. Polki nie potrafiły przeciwstawić się rywalkom w żadnym elemencie, po porażce 0:3 wylały wiele łez. Od półfinału, który byłby pozytywną niespodzianką, było jednak bardzo daleko. Choć drużyna Lavariniego potrafiła ostatnio wygrywać z potęgami, w najważniejszym turnieju nie udało się tego powtórzyć. Potężna wyrwa w kadrze siatkarek. Grbić będzie mieć łatwiej od Lavariniego Kadra siatkarek w ostatnich latach notowała stały postęp, ale po igrzyskach będzie musiała wymyślić się na nowo. Z gry w reprezentacji rezygnuje bowiem jej kapitan i największa gwiazda, zdecydowanie najbardziej ceniona na świecie polska siatkarka. Oczywiście przed rokiem Katarzyna Wenerska pokazała, że i z nią kadra może grać świetnie, ale jednak odejście Joanny Wołosz będzie wyrwą trudną do zasypania. I to mimo sporej grupy młodych talentów w Tauron Lidze. Wielkie pożegnanie z męską kadrą na razie nie zostało potwierdzone. Mowa oczywiście o Kurku - temat wywołał Michał Kubiak, jego wieloletni kolega z kadry. Ewentualna rezygnacja Kurka także będzie ciosem dla reprezentacji, bo to wciąż siatkarz z wielką sportową jakością. Ale mimo wszystko Grbić ma większy wybór już doświadczonych i sprawdzonych na wielkich arenach atakujących niż Lavarini rozgrywających.