Powołanie Vitala Heynena na fotel selekcjonera polskiej kadry nie było zaskoczeniem. Od grudnia 2017 Belg był faworytem w wyścigu o stanowisko, więc gdy PZPS w 7 lutego 2018 zaprezentował nowego opiekuna reprezentacji, wszyscy byli gotowi na spotkanie z Heynenem. A może nie byli, bo od pierwszego dnia ekscentryczny trener pokazał, że potrafi zaskakiwać. - Jestem zajęty siatkówką przez 365 dni w roku, tylko w urodziny mojej żony nie pracuję. Wtedy nie mogę - powiedział szkoleniowiec, który prowadził z sukcesami reprezentacje Niemiec i Belgii, by trafić do Polski. Jaką metodę w pracy z mistrzami świata - który po złotym medalu w 2014 roku i brązowym w Pucharze Świata 2015 stopniowo obniżali loty, by zaliczyć fatalny sezon 2017 - zdecydował się przyjąć Belg? - Codziennie będziemy próbować coś zmienić, ale jeśli przez 100 dni będziemy się zmieniać po jednym procencie, to po trzech miesiącach zmieni się wszystko - powiedział Vital Heynen. Konferencja prasowa z nowym selekcjonerem zaczęła się lekkim opóźnieniem, ale trener już na wstępie zaskoczył wszystkich. Podszedł do każdego dziennikarza, który znajdował się w sali i podał mu rękę na przywitanie. Wręczył też żurnalistom czekoladki i zaskoczył swoją otwartością, wesołością i spontanicznością. Zaskoczył też śmiałą deklaracją, po której na sali pojawiły się uśmiechy. Jak się okazało, Heynen słowa dotrzymuje. - Mam przeświadczenie, że zaczyna się właśnie znakomity projekt. Celem jest 2020 rok, wszystkim członkom zarządu przywiozłem ze sobą czekoladowe medale, ale nie dałem go jednej osobie - prezesowi, bo obiecałem mu, że dostanie prawdziwy krążek - zapowiedział nowy selekcjoner, odnosząc się do igrzysk w Tokio i medalu olimpijskiego, który nawet dla naszych siatkarzy okazał się być poza zasięgiem. A zdobywali w tym czasie krążki wszystkich wielkich imprez międzynarodowych. Heynen był bardzo zmobilizowany, by pracować z Polską. Zerwał umowę z reprezentacją Belgii, co jeden z jej gwiazdorów - Sam Deroo z Zaksy Kędzierzyn-Koźle - skomentował później bardzo dosadnie w "Przeglądzie Sportowym". - Heynen nas zdradził - powiedział o swoim rodaku kapitan Belgów. Nowy selekcjoner ostro zabrał się do pracy. Rozmawiał ze wszystkimi kandydatami do gry w reprezentacji Polski. Codziennie uczył się języka polskiego i zaczął budowę nowej drużyny. - Nie jestem fanem żadnych rewolucji. Stawiam na ewolucję, a to oznacza, że nie mogę wymienić nagle całej szóstki - powiedział Belg. Jak później się miało okazać, te słowa były nieco na wyrost. Słowa "rotacja" i "pierwszy skład" szły od tej pory ze sobą w parze. Dopiero decydujące mecze na mundialu sprawiły, że nasz zespół grał stałą "szóstką". Początkowo nowy selekcjoner musiał łączyć pracę w VfB Friedrichshafen z obserwacją kandydatów do gry w kadrze. Kursował między Polską i Niemcami, aż w maju spotkał się z drużyną na pierwszym zgrupowaniu. Od razu widać było zmianę atmosfery, uśmiechy na twarzach siatkarzy, a czasem i niedowierzanie, bo Belg słynie z nietypowych treningów. Debiut? Nie wypadł okazale, w katowickim Spodku "Biało-Czerwoni" przegrali 19 maja 2018 z Kanadą i... Stephanem Antigą 1:3 (20:25, 26:24, 23:25, 25:27)/ Kadra szybko wpadła w wir meczów w Siatkarskiej Lidze Narodów, a Heynen znalazł się w swoim żywiole. Trenował. Podpowiadał. Integrował. Chodził po górach (selekcjoner to kocha!). Zaskakiwał dziennikarzy (wielokrotnie, choćby przeprowadzając wywiad z reporterką TVP). Budował u podstaw. Budował nowy zespół, zespół walczący i rozwiązujący problemy na parkiecie. W finałach VNL jeszcze się nie udało, Polacy przegrali dwa razy (1:3 z Rosją i 0:3 z USA) i zajęli piąte miejsce. Coś drgnęło w Memoriale Wagnera, który nasz zespół w Krakowie wygrał (3:0 z Kanadą i po 3:2 z Francją i Rosją). Przed mundialem, który był już tuż tuż, ciężko było ocenić siłę polskiej kadry. - Chłopaki czują się dobrze, ja także. Już nie mogę się doczekać jutrzejszego spotkania, żeby zobaczyć jak będą wyglądały efekty naszej pracy z ostatnich tygodni - mówił tajemniczo przed pierwszym meczem w Warnie. Później wszystko toczyło się swoim torem, choć nie można powiedzieć, że naszej drużynie turniej udał się jak po maśle. Było jak w życiu, raz z góry, później pod górę. I w tych ciężkich chwilach, gdy "Biało-Czerwoni" byli o krok od pożegnania z MŚ, Belg pokazał klasę. Spotkał się z radą drużyny, wysłuchał głosów siatkarzy i potrafił dostosować się do ich pomysłów. Tajemnicze zebranie w Warnie po dziś dzień owiane jest tajemnicą, ale na pewno leży u podstaw sukcesu w finale i wywalczenia złota. Gdyby nie elastyczność, otwartość i skromność Vitala Heynena, nie byłoby w Turynie finału Polska - Brazylia. Ale był, 30 września 2018 nasz zespół wygrał starcie o mistrzostwo świata 3:0 (28:26, 25:20, 25:23) i obronił tytuł. A Vital Heynen zapisał się w historii polskiej siatkówki. Złotymi zgłoskami. - Wierzę w każdego z moich 14 siatkarzy w 100 procentach. Rozmawiamy o wszystkim. Gdy mają problemy, to mogą do mnie z tym przyjść. Porozumienie z nimi jest dla mnie bardzo istotne - zdradził po finale sekret swojego sukcesu, tajemnicę złota i odrodzenia drużyny, która przez trzy lata nie była w stanie wygrać żadnej poważnej imprezy. Belg, w swoim stylu, dodał, że nie wie, czy dalej będzie pracował z "Biało-Czerwonymi". Podpisując umowę z PZPS zagrał va banque, zrezygnował z wielkiej pensji na rzecz premii za sukces. Podpisał krótką umowę. I dopiął swego, bo to związek musiał się starać, by selekcjonera zatrzymać. Pięć miesięcy po wywalczeniu złotego medalu MŚ Vital Heynen już myślami jest przy nadchodzącym sezonie i walce o olimpijski awans. - Największy błąd, jaki możemy teraz popełnić, to pomyśleć, że wszystko gotowe. Otóż nie. Może w kadrze znajdą się ci sami zawodnicy, ale to nie będzie ta sama drużyna - przestrzega dziś selekcjoner reprezentacji Polski w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". I jak mantrę powtarza, że jego celem jest medal olimpijski. Medal, na który polska siatkówka czeka od 1976 roku i złota słynnej drużyny Huberta Jerzego Wagnera. Poza tym Belg jest normalnym, choć nieco ekscentrycznym facetem. - Kiedy budzę się rano, to czuję się trenerem. Po prostu trenerem. Bo kocham siatkówkę. Śpię świetnie siedem godzin, budzę się i od razu startuję z pracą - zdradza tajemnicę swojego podejścia do życia. Kris