Msza święta w intencji ŚP. Arkadiusza Gołasia zostanie odprawiona o godz. 15.00 w Kościele Środowisk Twórczych pw. św. Brata Alberta i św. Andrzeja Apostoła, na Placu Teatralnym 20 w Warszawie. Mszę odprawi duszpasterz siatkarzy ksiądz Mirosław Choroszy. Arkadiusz Gołaś zginął w wypadku samochodowym w okolicach Klagenfurtu w Austrii. Wraz z żoną Agnieszką jechał do Włoch, do swojego nowego klubu - Lube Banca Macerata. Oto jak Arka wspomina ks. Mirosław Choroszy: "Nie pamiętam kiedy Arek 'zaistniał' w moim życiu. Nie jestem w stanie określić czasu i okoliczności naszego pierwszego spotkania. Po prostu był. Tak naturalnie i zwyczajnie, jakbyśmy znali się z podwórka. Był jak kolega, przyjaciel czy brat. Jaki był? Jakim go pamiętam? A raczej jakim jest i jak go dalej widzę? Ilekroć go wspominam w różnych rozmowach, na katechezie pośród młodzieży, w modlitwie, widzę człowieka i mistrza. Mistrza w tym, co robił w życiu - w rzemiośle siatkarskim. Widzę mistrza siatkówki, ale i może przede wszystkim - mistrza pokory. Im większą sławę zdobywał - tym bardziej był pokorny, a przed sławą uciekał. Im popularniejszy się stawał - tym bardziej on przed tym się chował. Im większe umiejętności osiągał - tym więcej braków widział i z mozołem je eliminował. Pokora była tak wielka, iż nie śmiał nikomu odmówić choć chwili na rozmowę czy wspólną fotografię. Zawsze radosny, uśmiechnięty i pogodny. Choć sławny i popularny i częstokroć kochany - to nad wyraz pokorny, a nawet wstydliwy. Pośród wrzawy oklasków, które towarzyszyły jego wyjściu na boisko, zagrywkom, zdobywanym punktom czy udanym akcjom - przytłaczająca była cisza i spokój, jakie biły od niego. Grał tak naturalnie, ze świadomością, iż właśnie po to jest na boisku. Wtapiał się w parkiet. Taki dobry duch drużyny. Wodzirej tego parkietowego wesela. I taki był w życiu. Zawsze odpisał na sms. Miał czas na krótszą czy dłuższą rozmowę. Dzielił się radościami, ale i problemami. Czy go brakuje? Na pewno! Brakuje jego obecności, sposobu bycia, gry, uśmiechu. Ale pozostał w sercach wielu: Kochanych Rodziców, Ukochanej żony Agnieszki, kolegów z drużyn, trenerów czy wiernych kibiców. Jest i będzie obecny. Bo o dobrych ludziach się nie zapomina. A nawet jeśli ktoś zapomni, to przecież czytamy w Ewangelii św. Łukasza: "Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą". Rok temu Arek wykonał ostatnią zagrywkę. I choć wyszła poza parkiet życia, to jednak była na tyle perfekcyjna, iż zaowocowała najdroższym transferem - transferem do drużyny zbawionych. Wierzę w to mocno i o to ciągle się modlę." <a href="http://sport.interia.pl/gal?galId=5462&photoId=185790&prv=1">Zobacz galerię zdjęć "Arkadiusz Gołaś - wspomnienie"</a>