Co nas nie zabije, to nas wzmocni - to powiedzenie pasuje do polskich siatkarzy. W Pucharze Świata nie osiągnęli celu, jakim było wywalczenie awansu na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro, ale z optymizmem można patrzeć w przyszłość. Stephane Antiga tworzy zespół, który nie boi się nikogo i mierzy w najwyższe cele. Rok temu "Biało-czerwoni" sprawili nam ogromną radość zdobywając złoty medal mistrzostw świata. Na tak wielki sukces czekaliśmy bardzo długo - 40 lat. Już podczas ceremonii dekoracji dowiedzieliśmy się, że reprezentacyjną karierę kończy jeden z ojców sukcesu Mariusz Wlazły. W jego ślady poszli: Michał Winiarski, Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak. Selekcjoner Orłów - Stephane Antiga stanął przed trudnym zadaniem: jak sprostać rozbudzonym oczekiwaniom na kolejne medale wielkich imprez bez trzonu kadry? Francuski szkoleniowiec reprezentacji Polski próbował, eksperymentował, wybierał. Do tego posłużyła mu Liga Światowa 2015. "Biało-czerwoni" wywalczyli awans do Final Six z trudnej grupy, a w turnieju finałowym zajęli 4. miejsce. Mały niedosyt pozostał, ale Antiga dostał materiał do analizy, żeby osiągnąć najważniejszy cel sezonu, czyli awans na igrzyska w Rio de Janeiro z Pucharu Świata. Nikt nie ukrywał, że w bogatym sezonie reprezentacyjnym, to właśnie turniej w Japonii zajmował pierwsze miejsce. Zabrakło tak niewiele W Kraju Kwitnącej Wiśni wszystko układało się po myśli Polaków. "Biało-czerwoni" szli jak burza. Dziesięć zwycięstw z rzędu zrobiło wrażenie. Były trudne momenty, jak choćby w pojedynku z Rosją, kiedy przegrali wydawało się wygranego seta, a później rozstrzygnęli mecz na swoją korzyść. Czy choćby twardy pięciosetowy bój z Iranem - od 0:2 do 3:2. Nie załamały ich chwilowe niepowodzenia, potrafili wyjść z opresji. Pokazali odporność psychiczną, a przecież w przeszłości różnie z tym bywało. W pokonanym polu zostawili odrodzoną "Sborną", Amerykanów, groźnych Irańczyków i Argentyńczyków. Obawy budziły starcia z teoretycznie słabszymi rywalami, ale w tym przypadku obyło się bez wpadek. Przed ostatnią serią spotkań tego morderczego turnieju Polacy prowadzili w tabeli i wszystko mieli w swoich rękach. Wystarczyło wygrać dwa sety w boju z Włochami, a cel zostałby osiągnięty. Niestety, sprawdził się najczarniejszy scenariusz. Porażka z Italią 1:3 sprawiła, że w polskim obozie zapanował grobowy nastrój. Jeszcze tliła się iskierka nadziei, ale Argentyna musiała pokonać USA. W taki obrót sprawy nie wierzyli nawet nasi siatkarze, bo w sporcie trzeba liczyć przede wszystkim na siebie. Amerykanie szansy nie zmarnowali. Pokonali Argentyńczyków (3:1) zdobywając Puchar Świata i przepustkę ma igrzyska w Rio. Drugie miejsce premiowane awansem zajęli Włosi, a "Biało-czerwoni" z pierwszego spadli na trzecie. W tym przypadku akurat najgorsze. Miejsce na podium dużej imprezy chyba nigdy nie smakowało tak gorzko. Nastrój w polskiej ekipie najlepiej oddają słowa kapitana Orłów Michała Kubiaka: - Nie uznaję tego, że to jest medal. To jest coś, co przywieźliśmy, coś bezwartościowego. Może głupio to zabrzmi, ale każdy z nas wyrzuciłby to do kosza. Michał Kubiak - przywódca drużyny - Mieli na wyciągnięcie ręki pierwszy w historii polskiej siatkówki Puchar Świata. Mają świadomość tego, że przegrali właśnie tym jednym meczem z Włochami. To pokazało, jak sport potrafi być piękny, a zarazem brutalny - powiedział w rozmowie z Interią były reprezentant Polski Krzysztof Ignaczak.Czy jedną porażką można przekreślić cały turniej? Fakt, zabrakło awansu, ale uznanie polskim siatkarzom się należy. W Japonii pokazali, że w tym zespole drzemie ogromny potencjał. - Fajna drużyna, która tworzy superkolektyw. Dogadują się znakomicie, a przed nimi świetlana przyszłość. Żaden inny zespół nie ma tak młodej, perspektywicznej kadry, jak my. Pewnie potrzebne jest przetarcie w kilku turniejach, żeby złapać ostateczny szlif - ocenił popularny "Igła". Świetne zawody rozegrał Bartosz Kurek, któremu służy przestawienie z pozycji przyjmującego na atakującego. 27-letni zawodnik jest w pełni zaangażowany i oddaje serce na boisku. Widać, że nieporozumienia z ubiegłego roku poszły w niepamięć z pożytkiem dla reprezentacji.Z bardzo dobrej strony pokazał się Rafał Buszek. Objawienie sezonu - Mateusz Bieniek potwierdził, że nie przez przypadek ma miejsce w podstawowym składzie. Na wysokim poziomie zagrali: Michał Kubiak, Mateusz Mika, Piotr Nowakowski, Paweł Zatorski, nasi rozgrywający - Fabian Drzyzga i Grzegorz Łomacz. Może rzeczywiście Stephane Antiga trochę za mało korzystał ze zmienników, ale z drugiej strony przecież selekcjoner wie najlepiej, jak zawodnicy się czują, czy potrzebują odpoczynku. Ignaczak zauważa jeszcze jedną ważną rzecz - rolę kapitana Michała Kubiaka. - Wywiązuje się z tego bardzo dobrze. Potrafił ujarzmić swoją bestię, która niekoniecznie pomagała mu na boisku. Ukierunkowuje to w dobry sposób podrywając zespół do walki. Widać, że dojrzał jako zawodnik. A ma taki charakter i taką osobowość, że niejeden poszedłby za nim w ogień. Te jego działania budują kolektyw - zaznaczył. Kubiak wyrósł na prawdziwego przywódcę drużyny. Mistrzostwa Europy jak turniej towarzyski Puchar Świata to już jednak historia. Droga do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro nie została zamknięta. Kolejna okazja na wywalczenie przepustki na IO nadejdzie w styczniu, podczas europejskiego turnieju kwalifikacyjnego. Czasu na odpoczynek "Biało-czerwoni" nie mają wcale, bo trzeba się szykować do mistrzostw Europy, które już 9 października rozpoczynają się w Bułgarii i we Włoszech. Trzecia duża impreza w ciągu jednego sezonu - tak piekielną dawkę zafundowały FIVB (Światowa Federacja Piłki Siatkowej) i CEV (Europejska Federacja Piłki Siatkowej). - To głupota obu federacji. Chyba ani jedna, ani druga nie patrzą w kalendarz?! Nie wiem, czy działają jak dwa osobne twory? Wygląda na to, że nie mają żadnej świadomości, co się dzieje. To jest jakiś absurd. W tym momencie, jak byśmy policzyli zawody łącznie z kwalifikacjami olimpijskimi, to wychodzi na to, że trzeba w ciągu pięciu miesięcy przygotować cztery szczyty formy. To graniczy z cudem - krytykuje Ignaczak."Śmiejemy się, że ME to turniej towarzyski, bo nie daje nic z perspektywy awansu na IO" - mówił po powrocie z Japonii środkowy naszej kadry Marcin Możdżonek. Grać jednak trzeba. Stephane Antiga zdecydował, że na czempionat Starego Kontynentu pojedzie ta sama "14", co na Puchar Świata. - Myślę, że ta kadra ma też dużo do udowodnienia nie tylko nam kibicom, ale przede wszystkim sobie - podkreślił Ignaczak. "Atmosfera w zespole jest chyba nawet lepsza niż przed Pucharem Świata. To być może brzmi bezsensownie, ale czasami porażki cementują zespół, szczególnie gdy doznane zostały w tak dramatycznych okolicznościach. Wierzę w moich chłopaków, wiem że stać nas na wygranie z każdym zespołem i jestem pewien, że w najważniejszym momencie będziemy gotowi" - stwierdził francuski szkoleniowiec Orłów. Autor: Robert Kopeć