Ostatnie dni przyniosły pierwsze zmiany na stanowiskach trenerów wśród uczestników zakończonych w niedzielę mistrzostwa świata. Z posadą pożegnał się prowadzący Bułgarów Płamen Konstantinow, a pan ogłosił, że rozstaje się z ekipą Kanady... Stephane Antiga: - Zastanawiałem się trochę nad tym. To była trudna decyzja, bo to świetna praca, która bardzo mi się podobała. Miałem dużo radości z łączenia funkcji w klubie i reprezentacji. Nie było to łatwe, ale miałem z tego dużą satysfakcję. Ale to było też bardzo trudne dla mojej rodziny... W którym momencie postanowił pan, że dłużej już tak się nie da? - Nie pomogła na pewno Liga Narodów. To pasjonująca praca, ale bardzo męcząca. Cztery miesiące bez rodziny i tak przez pięć lat z rzędu. To za dużo. Teraz skupię się tylko na pracy w klubie. Różnica była też taka, że Kanada jest bardzo odległa, a moja rodzina mieszka w Polsce. To sześć godzin różnicy czasu, więc nawet nie było zbytnio szansy na rozmowę z bliskimi. Gdy miałem dzień lub dwa przerwy w zajęciach, to zostawałem sam. Chcę podkreślić, że Kanada to świetna drużyna i wspaniały sztab. Bardzo mi to podobało, ale teraz potrzebuję czasu dla rodziny. W ostatnim finale mistrzostw świata - tak jak cztery lata temu - Polska pokonała Brazylię. Tyle że pan tym razem zamiast stać przy ławce trenerskiej "Biało-Czerwonych", siedział przed telewizorem... - No właśnie, było inaczej. Tym razem towarzyszyły mi oczywiście mniejsze nerwy. Nie jestem jednak też w stanie oglądać meczu jak kibic. Bo cały czas próbuję analizować i dostrzec, jaka jest strategia. Oglądałem więc spokojnie, inaczej. Ale gra "Biało-Czerwonych" naprawdę mi imponowała. Co zrobiło na panu takie wrażenie? Czysto sportowy poziom czy siła mentalna w trudnych momentach? - I poziom gry, i mentalność. Pod względem psychicznym ta reprezentacja była bardzo mocna. To było widać i bardzo mi tym Polacy zaimponowali. Ale chyba nie od początku tę siłę można było dostrzec... - Pierwsza runda była za łatwa, żeby to pokazać. Ale wygrywali wszystko to, co było najważniejsze. Potem cały czas szło im coraz lepiej. Taki mecz jak z Amerykanami... Naprawdę nie spodziewałem się, że są w stanie grać tak dobrze. Wrócili, przegrywając 1:2. Stoczyli zacięty pojedynek z bardzo wymagającym rywalem i cały czas przy tym grali naprawdę dobrze. Półfinał z ekipą Stanów Zjednoczonych chyba wszyscy wskazują jako najtrudniejsze spotkanie Polaków w tej imprezie... - Zgadzam się. Ale też jestem zdania, że ich gra w czterech ostatnich meczach - z Serbami, pierwszy set z Włochami, z USA i finał z Brazylią robiła olbrzymie wrażenie. Ostatnie dwa spotkania to popis przede wszystkim Bartosza Kurka, który został wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem (MVP) mundialu. Podkreślił, że nie byłby obecnie w tym miejscu, w którym jest, gdyby nie to, co wydarzyło się cztery lata temu. Fakt, że zrezygnował pan z niego tuż przed rozpoczęciem MŚ w Polsce okazał się dla niego bolesną, ale i cenną lekcją... - Historia Bartka to dla mnie naprawdę najpiękniejsza sprawa tego roku. Bardzo się cieszę, że zdobywał w tych mistrzostwach tyle punktów, że wywalczył złoty medal i statuetkę MVP, bo na nią zasłużył. Pan był pierwszym trenerem, który jako pierwszy przestawiła go w kadrze na atak. Myśli pan, że jako przyjmujący mógłby dokonać tego samego w tegorocznej imprezie? - Mógłby zagrać bardzo dobrze na tej pozycji, ale nie zostałby MVP turnieju. Czy to były mistrzostwa tylko Kurka? Michał Kubiak też chyba był kluczową postacią w zespole, o czymś się przekonaliśmy dobitnie, gdy go zabrakło z powodu choroby... - Tak, Michał też był bardzo ważny. Właściwie można byłoby przyznać dwie statuetki MVP. Kubiak był bardzo agresywny, regularny. Także zaliczył imponujący występ. Chyba sprawdził się też w roli kapitana. Widać było, że bardzo mocno mobilizował resztę kolegów i prawdziwym liderem... - Tak, on i Kurek to bez wątpienia byli dwaj najważniejsi zawodnicy. Ale pozostali też zaprezentowali się bardzo dobrze - Paweł Zatorski, Piotr Nowakowski, Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski, Artur Szalpuk, Aleksander Śliwka... Trzej ostatni to siatkarze młodego pokolenia. Różne były opinie na temat stawiania przez Vitala Heynena przez pierwszą część sezonu w dużym stopniu na mniej doświadczonych graczy, ale w MŚ chyba oni wszyscy w pełni potwierdzili swoją przydatność... - Tak, to były bardzo dobre wybory. Szalpuk był świetny. Śliwka grał mniej, ale kiedy pojawiał się na boisku, to dobrze się spisywał i był bardzo ważnym elementem zespołu. Nieco mniej widoczny był pana podopieczny z ONICO Warszawa Bartosz Kwolek. - Ale nawet jak mniej grał, to trenował z tą drużyną. To dla niego cenne doświadczenie i jestem pewny, że w przyszłym sezonie będzie dzięki temu dużo mocniejszy. Jest to bardzo ważne dla niego i dla naszego klubu. Dla mnie, jako jego trenera, także. Jestem zadowolony. Bartek jest młodym zawodnikiem. W poprzednim sezonie został mistrzem świata juniorów, a teraz dołożył do tego złoty medal wśród seniorów, to niesamowity rok dla niego. Taką samą drogę przeszedł Kochanowski. Kuba może grał więcej w "dorosłej" kadrze, ale to jest naprawdę supersprawa - i dla Bartka, i dla Damiana Wojtaszka. Wojtaszek, libero ONICO, też przeżył wiele w krótkim czasie, bo przecież ten sezon reprezentacyjny zaczął od operacji kolana. - Właśnie, a zdołał wrócić na mundial. Był taki moment, że dużo grał, bo "Zati" miał kłopoty z plecami. Damian jest superchłopakiem, to lider naszej drużyny klubowej. Omówiliśmy już rolę zawodników. A jaki udział w obronie tytułu miał Heynen? - Oczywiście, rola trenera jest bardzo ważna. Dokonywał celnych wyborów. Jestem pewny, że pod jego okiem "Biało-Czerwoni" dobrze trenowali i przygotowano dobrą strategię. Szkoleniowiec miał bardzo duży wpływ na ten wynik. Belg jest bardzo ekscentryczny i gdy przyszedł kryzys w drugiej rundzie, to niektórzy stwierdzili, że może przesadził ze swoimi oryginalnymi metodami. Finalnie wyszło jednak na jego... - Oczywiście, zdobył mistrzostwo i doprowadził drużynę do wysokiej formy. Po raz kolejny sprawdził się obowiązujący niemal regularnie w ostatnich latach schemat, zgodnie z którym trenerzy polskich siatkarzy odnoszą znaczący sukces w pierwszym roku pracy. Poprzednikom Heynena, także panu, później nie wiodło się już tak dobrze. Co zrobić, żeby teraz passa sukcesów trwała dłużej? - Po prostu trzeba od razu... zmienić trenera. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek