Kontuzja Mateusza Bieńka z ćwierćfinałowego meczu ze Słowenią stworzyła nieoczekiwany problem. Jasne stało się, że trzeba będzie zastąpić istotnego gracza, ale większym echem odbiły się problemy natury komunikacyjnej na linii sztabu siatkarzy z Polskim Komitetem Olimpijskim. Prezes PKOl pospieszył się z komunikatem W miniony poniedziałek reprezentanci Polski w siatkówce rozgrywali pierwszy mecz w fazie play-off tegorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu. Generalnie nad Wisłą panował świetny nastrój, bo biało-czerwoni wygrali 3:1 i przełamali niesławną "klątwę ćwierćfinałów". Delikatnym cieniem na tym zwycięstwie położyła się jednak kontuzja Mateusza Bieńka. Radosław Piesiewicz szybko poinformował za pośrednictwem portalu "X", że siatkarz już na turnieju nie zagra. Później edytował swój wpis, ale na niewiele się to zdało, bo mleko już zostało rozlane. Problemem było to, że prezes PKOl podzielił się tą informację przedwcześnie, zanim jeszcze zapadły ostateczne decyzje. Ostatecznie okazało się, że Bieniek rzeczywiście nie nadawał się do kontynuowania rywalizacji w Paryżu. Mimo tego zachowanie Piesiewicza nie spodobało się Nikoli Grbiciowi. Po tym, jak w środę Polacy w heroiczny sposób pokonali Amerykanów, tak skomentował stan zdrowotny Pawła Zatorskiego: "Na najświeższe informacje w sprawie zdrowia Pawła Zatorskiego musicie poczekać. Pewnie szef PKOl napisze o tym na X" - powiedział zjadliwie trener kadry siatkarskiej. Piesiewicz nie przejmuje się szumem medialnym Dziennikarze Sport.pl postanowili dowiedzieć się, co prezes PKOl ma do powiedzenia na ten temat. "To może dobry moment na wyjaśnienie tej sytuacji. Generalnie od początku igrzysk podawaliśmy wszystkie zmiany w składach w każdej dyscyplinie. Można to zresztą łatwo zweryfikować na naszych profilach. I tak było i tym razem. Przy rozpoczęciu procedury dotyczącej wymiany Bieńka na Bołądzia sztab siatkarskiej kadry nie zaznaczył, że jest to informacja poufna lub że ma embargo czasowe. Gdyby tak było, z pewnością uszanowalibyśmy to i podalibyśmy tę informację zgodnie z wytycznymi sztabu" - wyjaśnił spokojnie 43-latek. Ostatecznie cała sytuacja wydaje się niejako burzą w szklance wody. Chociaż Amerykanie byli bardzo bliscy pokonania Polaków, ci w fantastycznym stylu odpowiedzieli, wygrywając czwarty i piąty set. Teraz przed biało-czerwonymi już tylko jedno, ale niezwykle trudne, zadanie. W sobotę o godzinie 13:00 w walce o złoto zmierzą się z Francuzami.