Jakub Popiwczak od lat jest pewnym punktem Jastrzębskiego Węgla, w którym zadebiutował w 2012 roku. Od kilku sezonów otrzymuje też powołania do reprezentacji Polski, z którą wywalczył m.in. wicemistrzostwo świata przed rokiem czy złoto na ostatnich mistrzostwach Europy. W rozmowie z Interią 26-letni libero m.in. zdradził, jak ocenia swoje szanse w walce o powołanie na igrzyska olimpijskie w Paryżu i który klub jego zdaniem może zagrozić Jastrzębskiemu Węglowi w PlusLidze. Katarzyna Koprowicz, Interia: Po turnieju kwalifikacyjnym w Chinach chyba nie miał pan wiele czasu na odpoczynek? Ile dni po powrocie rozpoczęliście treningi w klubie? Jakub Popiwczak: Trzy pełne dni mieliśmy na odpoczynek, a później powoli zaczęliśmy wdrażać się w treningi w klubie. Jeszcze nie z całą drużyną, bo koledzy z zespołu byli na turnieju w Lublinie. My, kadrowicze, na turniej nie pojechaliśmy i na miejscu krok po kroku wchodziliśmy na wyższe obroty. Liczy pan na taryfę ulgową na początku sezonu czy można spodziewać się, że od początku będzie pan grał w wyjściowej szóstce? Ciężko o taryfę ulgową w momencie, gdy nasz drugi libero boryka się z problemami przez delikatną kontuzję. Od razu zacznę z "grubej rury", na pełnych obrotach. Poza tym w naszej lidze trudno o wdrażanie się, bo na pewno od samego początku przeciwnicy będą nam stawiać twarde warunki. Trzeba będzie grać najlepszą siatkówkę, żeby wygrywać. Wyrwali gwiazdę mistrzom Polski. Teraz mierzą w Ligę Mistrzów Do rozgrywek przystępujecie jako obrońcy tytułu. To rodzi dodatkową presję czy dodaje pewności siebie przed sezonem? Nie sądzę, żeby to powodowało jakąś presję. Wiadomo, zawsze obowiązuje reguła "bij mistrza" i każdy na mecze z nami czy innymi topowymi klubami takimi jak ZAKSA będzie podchodził podwójnie zmotywowany. My z kolei musimy nauczyć się z tym żyć. Też sami przed sobą stawiamy duże oczekiwania oraz wymagania i chcemy grać najlepszą siatkówkę i regularnie punktować. Jest w was chęć rewanżu na ZAKSIE za poprzedni sezon? Wprawdzie to wy wygraliście PlusLigę, ale w Lidze Mistrzów już ekipa z Kędzierzyna-Koźle była górą, odbierając wam szansę na pierwszy historyczny tytuł. Podzieliliśmy się trofeami w zeszłym sezonie - my wygraliśmy PlusLigę, ZAKSA finał LM i wiadomo, że smutek po finale w Turynie był spory, ale z drugiej strony o trofea rywalizowały dwa równorzędne zespoły. Ktoś musiał wygrać, ktoś musiał przegrać. Nie ma między nami żadnych zaszłości - my po prostu celujemy w to, by w tym sezonie znowu zajść jak najdalej, grać w finałach i może na samym końcu podnieść trofeum. Do tego jednak jeszcze bardzo daleka droga. Przeszliście małe przemeblowanie - odeszli m.in. Trevor Clevenot czy Stephen Boyer, szeregi drużyny zasilił z kolei Norbert Huber. Można spodziewać się więc całkowicie innego Jastrzębskiego Węgla niż w poprzednim sezonie? Całkowicie innego to nie, bo trzon drużyny został utrzymany. Wielu zawodników gra tutaj już od kilku dobrych lat, chociażby ja, Jurij Gladyr, Tomek Fornal, Rafał Szymura czy Benjamin Toniutti. To ekipa, która zna klub, zna oczekiwania stawiane przed zespołem. A patrząc na to, jakie roszady przeszły inne zespoły i jak wyglądały poprzednie rozgrywki: która ekipa pana zdaniem będzie waszym największym konkurentem w walce o mistrzostwo? Na pewno ZAKSA, bo praktycznie nie zmieniła składu i ma wielu reprezentantów Polski, którzy są po prostu świetnymi siatkarzami, więc na pewno będą bili się o najwyższe cele. Poza tym jest też kilka drużyn, które na pewno będą chciały włączyć się do walki o mistrzostwo Polski - Asseco Resovia, Aluron CMC Warta Zawiercie czy Projekt Warszawa. Wszystkie te ekipy mają argumenty, klasowych zawodników i potencjał ku temu, by bić się o najwyższe cele. Dlatego myślę, że ten sezon będzie niezwykle ciekawy. Jakub Popiwczak: Nie mam żalu do Nikoli Grbicia Dla kadrowiczów sezon PlusLigi to też okazja do pokazania się z dobrej strony przed Nikolą Grbiciem, który zapewne już powoli myśli o składzie na igrzyska. Pan ma trudne zadanie, bo pierwszym libero jest Paweł Zatorski, a do Paryża poleci tylko 12 zawodników, przez co ktoś niestety odpadnie. Jak ocenia pan swoje szanse na to, by wywalczyć miejsce w tej olimpijskiej kadrze? Nawet o tym nie myślę. Jakbym miał codziennie zachodzić w głowę, czy mam szansę, czy pojadę na igrzyska, czy uda mi się zdetronizować Pawła, to moje życie byłoby smutne. Po prostu skupiam się na tym, żeby każdego dnia dobrze trenować, a w meczach grać jak najlepiej. Wiadomo, super byłoby pojechać na igrzyska, jednak wiemy, jaka jest sytuacja w kadrze i że to Paweł jest pierwszym libero. Ja z kolei będę codziennie robił wszystko, by przybliżać się do wyjazdu do Paryża. Jakub Kochanowski nie ma złudzeń. "Nikt nie może być pewny wyjazdu na igrzyska" Do awansu dołożył pan swoją cegiełkę, bo zagrał pan w kilku spotkaniach. Który mecz kwalifikacji był najtrudniejszy? Spotkania z Belgią i Kanadą, czyli te mecze na początku turnieju, w których graliśmy tie-breaki. Było bardzo blisko, byśmy te mecze przegrali - chociażby w tym pierwszym spotkaniu, gdy rywale mieli już piłki meczowe w górze. Ostatecznie za każdym razem wychodziliśmy z tego obronną ręką. Myślę, że to w ogóle charakteryzuje nasz zespół - czasami im jest trudniej, tym my wspinamy się na wyższy poziom i udowadniamy, że zasługujemy na to, by uznawano nas za jedną z najlepszych drużyn na świecie. Z kolei w mistrzostwach Europy, w najważniejszych meczach, czyli w fazie pucharowej pan nie zagrał. Ma pan żal do Nikoli Grbicia o to, że nie dawał panu więcej szans? Nie mam żalu. Bardzo się cieszę, że obdarzył mnie zaufaniem podczas turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk i graliśmy z Pawłem Zatorskim na zmianę po meczu. Natomiast gdy gra się o trofea, tak jak na mistrzostwach Europy, to w najważniejszych meczach wychodzi się najlepszym składem i to, że grał Paweł, było jak najbardziej logiczne. Kto jest obecnie najlepszym libero na świecie? Oczywiście poza Kubą Popiwczakiem. <śmiech> Nie mam pojęcia. Jest wielu świetnych zawodników, których oglądam z przyjemnością i podziwiam, starając się coś z ich gry wyciągnąć. Natomiast skupiam się przede wszystkim na sobie. Bo czasami patrzenie na innych, kopiowanie na siłę czy przejmowanie się na zasadzie: "Kurczę, ale fajnie to zrobił, ja tak nie potrafię" nie pomaga i może tylko namącić w głowie. Porozmawiajmy jeszcze o Jastrzębskim Węglu. Zapuścił pan już korzenie w tym klubie - w ostatnich sezonach pojawiała się myśl o transferze czy nie rozważa pan nawet możliwości zmiany otoczenia? Pojawiały się możliwości, by odejść z Jastrzębia, ale nie miałem powodu, by się stąd ruszać. Klub od kilku dobrych lat gra o najwyższe cele, drużyna jest budowana tak, by sięgać po trofea, mamy świetnych zawodników, warunki organizacyjne w klubie są zawsze na najwyższym poziomie. Finansowo również nie mogę narzekać, a nie ma co ukrywać, że dla nas, sportowców, to też jest równie ważne. W Jastrzębiu mam wszystko, czego potrzebuję, by spełniać się jako sportowiec. Co do przyszłości - nigdy nie mówię nigdy. Zobaczymy, jak to się potoczy. Gdyby miał pan brać w ciemno: obrona tytułu mistrzowskiego czy wygrana w Lidze Mistrzów to co by pan wybrał w tym sezonie? Chciałbym wygrać Ligę Mistrzów. Sensacja w olimpijskich kwalifikacjach. Nieznane kulisy awansu Jak układa się współpraca z Marcelo Mendezem? Znajduje pan jakieś punkty wspólne między nim i Nikolą Grbiciem? Jest troszkę inaczej, bo to są różne szkoły trenerskie. Z drugiej strony trenerów ocenia się przede wszystkim po tym, jakie wyniki osiągają. I Nikola Grbić i Marcelo Mendez osiągnęli ostatnio sporo sukcesów ze swoimi reprezentacjami i wygrali mistrzostwa kontynentów. To świetni fachowcy i cieszę się, że mogę z nimi współpracować. Na koniec wróćmy do tego, co przed Jastrzębskim Węglem. Na początek czeka was wyjazd do Nysy, później mecz z Indykpolem u siebie. Czujecie się pewnie przed startem sezonu czy pojawia się jakaś obawa o dyspozycję zespołu? W końcu macie w drużynie kilku reprezentantów, więc po długim sezonie kadrowym ta forma może stać pod znakiem zapytania. Spotkaliśmy się niedawno, więc ciężko o lepszy trening i szlifowanie formy, ale w każdym klubie jest podobnie. Nie ma co też ukrywać - na początku sezonu zawsze pojawia się dreszczyk emocji, bo dawno razem nie graliśmy. Wracamy do PlusLigi i chciałoby się zacząć sezon jak najlepiej. Tym bardziej w Nysie, gdzie w ostatnich 2-3 latach hala zawsze się wypełniała, kibice żywiołowo dopingują swoją drużynę. Na pewno nie będzie łatwo, ale jestem przekonany, że mamy argumenty ku temu, by wywieźć stąd komplet punktów.