Damian Gołąb: Czy po tylu latach w reprezentacji Polski gra przed takimi kibicami, jak na turnieju Ligi Narodów w Gdańsku, jeszcze pana porusza? Karol Kłos, środkowy reprezentacji Polski, mistrz świata z 2014 roku: Zawsze. Człowiek już jadąc na mecz ma ciarki. Już kiedy wchodzimy do hali, kibice nas witają. Nie jest tak, że wychodzimy na rozgrzewkę i wokół pustki. Już wtedy zwykle połowa hali jest wypełniona. Człowiek fajnie się wtedy czuje, energia niesie i to widać na boisku. W jednym z wywiadów powiedział pan, że jest uzależniony od gry w reprezentacji. - Potwierdzam, nałóg trwa. Proszę to przekazać mojej żonie (śmiech). Nie, była na meczu ze Słowenią, dopingowała mnie. Widzę, że cieszy się, że tu jestem i mam okazję grać przy takiej publiczności. Karol Kłos: Będę walczył o igrzyska Gra pan już w kadrze sporo lat, a na pierwszy tegoroczny turniej Ligi Narodów, do Ottawy, pojechał w otoczeniu wielu debiutantów. Co pan pomyślał, gdy rozejrzał się dookoła i zobaczył tyle nowych twarzy? - Stary dziadek (śmiech). Nie, człowiek ma chyba tyle lat, na ile się czuje. Otaczając się młodymi ludźmi, czuję się jeszcze młodziej. A inni, patrząc na mnie, nie dają mi tyle lat, ile mam. Mam TikToka, cały czas czuję się młodo. Mam nadzieję, że nie jestem boomerem. Czy w związku z tym, że jest pan teraz jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze, zmieniła się pana rola w drużynie? - Myślę, że nie. Zawsze chcę dawać dużo energii, gdy wchodzę na boisko. Ale też zachowywać spokój wtedy, kiedy trzeba. Nie wiem, czy mi się to udaje. Proszę zapytać trenera albo kibiców. Bardziej trenera, trochę lepiej się zna (śmiech). Ale chcę podkreślić, że bardzo dobrze czuję się w tej drużynie. To fajna grupa ludzi. Każdy z tych chłopaków, z szerokiej grupy, podąża w tym samym kierunku. A to się bardzo rzadko zdarza. Praca z takimi ludźmi to przyjemność. Czuć podwaliny pod coś dużego? - Mam nadzieję i trzymam kciuki, nawet jeśli ja może nie doczekam. Trzymam kciuki, by ci chłopcy wygrali coś naprawdę dużego, by polska siatkówka wybrzmiała w świecie i w Polsce jeszcze bardziej. To zabrzmiało trochę tak, jakby zamierzał się pan pożegnać z kadrą jeszcze przed igrzyskami w Paryżu. - Nie, mam 33 lata i jeżeli zdrowie pozwoli, na pewno będę walczył o igrzyska. Ale konkurencja jest duża, młodość nadciąga. Zobaczymy. Trzeba też wstrzelić się dobrze z formą. Różnice między nami, graczami, którzy są w tej drużynie, są naprawdę niewielkie. Czasami tylko dzień decyduje o tym, kto gra. To fajna rywalizacja. Jest duża? Młodzi mocno naciskają? - Zawsze. Jestem w kadrze tyle lat i widzę: jedna kontuzja, chwila nieuwagi i cię nie ma. Wypadasz z obiegu i musisz mieć dużą cierpliwość, by wrócić na odpowiednie tory. Grupa, która w poprzednim sezonie pojechała na Ligę Narodów do “bańki" w Rimini, była bardziej zamknięta niż obecna kadra? - Na pewno teraz była szersza grupa. Do Rimini nie można było zabrać tylu zawodników, teraz jest ich więcej. Trener każdemu daje pograć, sprawdza. To fajne. Chyba wszyscy myśleli, że będzie zamknięta czternastka, która będzie rozgrywać wszystkie turnieje. A trener wykorzystał mecze, by sprawdzić szerszą grupę zawodników. CZYTAJ TEŻ: Największy dylemat Grbicia? Gwiazda Ligi Mistrzów walczy o miejsce w kadrze Karol Kłos zachwala Nikolę Grbicia. "Nie musi na nas krzyczeć" Przeżył pan już w kadrze kilku selekcjonerów. Da się porównać Nikolę Grbicia do któregoś z poprzedników? - Cały czas się siebie uczymy. Jest bardzo spokojny. Nie musi na nas krzyczeć. Wzbudza ogromny szacunek tym, co wygrał jako trener i zawodnik, swoją postawą, posturą. Nie musi podnosić na nas głosu, bardzo rzadko to robi. To daje dużą pewność i młodym, i starszym chłopakom. Nakreślił bardzo wyraźne tory, którymi każdy z nas ma podążać. Każdy wie, co ma robić, za co jest odpowiedzialny. I trener tego wymaga. To takie ogólniki. Nie mogę za bardzo wdawać się w szczegóły, bo rywale słuchają, patrzą, oglądają. Podobno Grbić zaskakuje was informacjami o tym, kto wystąpi w meczu, i podaje skład tuż przed początkiem spotkania. - Byli trenerzy, którzy czekali jeszcze dłużej. Nie jest źle. Przed meczem ze Słowenią usłyszeliśmy skład w szatni. Staramy się jednak zrozumieć trenera, bo zależy mu na tym, by każdy przygotował się do meczu tak, jak trzeba. Wiadomo, że jesteśmy profesjonalistami, i nikt w dniu meczowym nie robi nie wiadomo czego, ale chodzi o to, by skupienie było do samego końca. I dzięki temu, że trener tak późno podaje skład, to mu się udaje. Jest pan zadowolony ze swoich występów w Lidze Narodów? Brał pan udział we wszystkich trzech turniejach fazy zasadniczej. - Było tego trochę. Każdy z tych trzech tygodni był bardzo długi i bardzo ciężki. Ten ostatni chyba najcięższy, bo trochę “dołożyliśmy" na siłowni i na treningach. Ale tak, jestem zadowolony i szczęśliwy. Najbardziej z tego, że miałem okazję wystąpić przed polską publicznością, bo to za każdym razem wywołuje uśmiech na twarzy. Zapytam jeszcze, czy zejdzie pan ze sceny niepokonany? - To się okaże. Chciałbym. Myślę, że to marzenie każdego sportowca, by zejść w odpowiednim momencie. Nawiązuję oczywiście do docinek i piosenki, którą Tomasz Fornal zadedykował panu oraz Bartoszowi Kurkowi w autobusie po jednym z meczów. - To też jest fajne i buduje atmosferę. Chłopaki mają dużo fajnych pomysłów. Nie wszystko widzicie, nie wszystko do was dochodzi. Myślę, że kamera musiałaby być włączona 24 godziny na dobę, bo chłopaki naprawdę potrafią czasami zaskoczyć i jest mega śmiesznie. Rozmawiał Damian Gołąb CZYTAJ TEŻ: Znany trener o pracy w Polsce. "Gdy przegrasz jednego seta, to katastrofa"