Damian Gołąb: Asseco Resovia po dwóch kolejkach zajęła miejsce na czele tabeli PlusLigi. Trochę odzwyczailiście się od tego widoku? Fabian Drzyzga, kapitan i rozgrywający Asseco Resovii, dwukrotny mistrz świata: Tak, ale to dopiero dwa mecze i nie ma co się nadmiernie cieszyć. Liga dopiero ruszyła, trochę spotkań przed nami. Zawsze lepiej wygrać niż przegrać, dobrze, że nie straciliśmy punktów, ale to już historia. Robimy dalej swoje, zaraz kolejny mecz. Liga jest pozytywnie zwariowana, mecz za meczem. Kibicowi czasami ciężko nadążyć, obejrzeć wszystko w telewizji. A my, zawodnicy, robimy swoje. Jak pan ocenia to tempo i nawał meczów już na początku rozgrywek? - To pytanie przede wszystkim do kadrowiczów, polskich i zagranicznych. Jak oni fizycznie i psychicznie to wytrzymają. Nie ma na to mocnych: będą momenty, w których mentalnie i fizycznie będą “siadać". Nie są robotami. A wszyscy, którzy mieli więcej wakacji - jesteśmy od tego, by w takich momentach im pomóc. Czy to słowem, czy może jakimś gestem. Albo odciążyć od treningu, by byli zawsze gotowi na mecz. Bo nie wszystkie treningi są aż tak ważne. Każdy odbierze to, jak uważa, ale chłopaki w jeden dzień nie zapomną, jak się gra. A czasami odpuszczenie i bycie trochę świeższym, przyjście na mecz z większą werwą, jest dużo ważniejsze niż zrobienie dwóch i pół godziny treningu. Fabian Drzyzga może wrócić do reprezentacji Polski? "Nie jestem od powołań" U pana tej świeżości jest w tym sezonie więcej? To może być plusem tego, że latem nie było pana w reprezentacji Polski? - Na pewno moje ciało pod tym względem zyska. Nie mam wyeksploatowanego ciała po lecie. Złapałem trochę słońca, trochę się poruszałem, nauczyłem się nowych sportów. Po pierwsze skorzystała moja rodzina, przy tym i ja. Chętnie pomogę chłopakom z różnych reprezentacji, których mamy w drużynie. Wiem, przez co przechodzą. To nie jest łatwe. Pojawiają się głosy ekspertów, byłych siatkarzy - Łukasza Kadziewicza czy Pawła Zagumnego - by przed Fabianem Drzyzgą nie zamykać drzwi do kadry, pozostawić otwartą furtkę do powrotu. Jak pan odbiera takie opinie? - Pozdrawiam chłopaków bardzo serdecznie... i tyle. Nie jestem od powołań. Nazwisko Drzyzga nadal wywołuje dyskusje. Czy to pana w jakiś sposób dotyka? - Kompletnie nie. Każdy ma prawo o mnie mówić, nie ma problemu. Czy to pozytywnie, czy negatywnie. Dopóki nie przekroczy jakiejś linii, bariery, jestem otwarty na różne opinie. One na mnie nie wpływają. Ja robię swoje, raz lepiej, raz gorzej. I tyle. Fabian Drzyzga: Nie jestem primadonną, żeby zawsze stawiać się na czele Jak pan przeżywał to lato, pierwsze od lat bez gry w reprezentacji Polski? - Informację o tym, że nie będzie mnie w reprezentacji, miałem trochę wcześniej. Nie było to łatwe, nie ukrywałem tego. A potem, kiedy już trochę ochłonąłem, sezon się skończył i miałem czas, żeby to wszystko przemyśleć, przełknąć tę “żabę". Oglądając pierwszy czy drugi mecz chłopaków, zrobiło się dziwnie. Ale potem byłem normalnym kibicem. Trzymałem kciuki za chłopaków. Życie leci dalej, ja nie jestem żadną primadonną, żeby zawsze stawiać się na czele. Piotr Nowakowski w jednym z wywiadów opowiadał, że przez emocje i smutek wręcz nie był w stanie oglądać dwóch ostatnich meczów kadry na mistrzostwach świata. - Nie, ja je oglądałem. Przyznaję, że nie widziałem meczów z Tunezją czy Meksykiem, ale wszystkie ważniejsze oglądałem. I zachowywałem się trochę jak pół-trener, pół-komentator. Myślę, że żona obok mogła mieć mnie trochę dość. Starałem się czasami tłumaczyć jej, co jak wygląda. Oczywiście nie znałem taktyki chłopaków, ale mogłem się domyślać. Głośno komentowałem, przeżywałem to w kibicowski sposób. Emocje były bardzo pozytywne, bardzo fajne. Po ostatnim gwizdku finału było mi szkoda, że chłopaki nie dali rady. Ale to i tak kapitalny, rewelacyjny wynik. Telewizor wytrzymał to kibicowanie bez szwanku? - Tak, bez żadnych problemów. W finale było czuć, że Włosi w którymś momencie złapali wiatr, luz. U nas może było trochę więcej spięcia, różnych rzeczy, ale mogę tylko domyślać się tego z boku. Jak było naprawdę, wiedzą tylko chłopaki. Zawsze szkoda, zawsze lepiej wygrać ostatni mecz. Ale z każdym kolejnym dniem ten medal będzie im smakował dużo lepiej. Trzeba podkreślać, że to naprawdę dobry wynik. Miał pan kontakt z kolegami w trakcie turnieju? - Nie, nie chciałem im przeszkadzać. Ja nigdy nie utrzymuję z nikim kontaktów w trakcie turnieju, nawet z rodzicami. Tylko pojedyncze gratulacje po meczach. Nigdy nie rozmawiałem dłużej, nie było rad czy czegoś takiego. Każdy musi to przeżyć na własny sposób, to czasami lepsze, czasami gorsze chwile. Rozmawiał Damian Gołąb