Weekendowe spotkania z ekipą Javiera Webera były dla środkowego PGE Skry Bełchatów pierwszymi występami w tegorocznej edycji LŚ. Do reprezentacji dołączył po urlopie razem z Mariuszem Wlazłym, Michałem Bąkiewiczem i Pawłem Zagumnym. "Gdy przed meczami wszystko sobie analizowałem, to okazało się, że w tych rozgrywkach zagrałem po raz pierwszy od dwóch lat i powiem, że serduszko na początku trochę mocniej pukało" - powiedział Pliński. Jeszcze w sobotę Pliński przyznał, że jest strasznie "głodny gry" i "aż wyrywa mnie z kwadratu", ale ciężko byłoby mu wytrzymać kondycyjnie całe spotkanie. W niedzielę, gdy na parkiecie spędził cztery sety, z hali wychodził uśmiechnięty, ale i bardzo zadowolony. "I co?" - pytał się - "mówiłem, że zdechnę". "W czwartym secie zabrakło mi energii, ale trzy pierwsze partie były całkiem przyzwoite. Jak na pierwszy mecz było nieźle". Zawodnik PGE Skry Bełchatów podkreślił, że Argentyna zagrała bardzo dobrze w dwóch najważniejszych elementach siatkarskiego rzemiosła - zagrywce i przyjęciu. "To właśnie dlatego mieliśmy trochę problemów z ustawianiem bloku, bo ich akcje przeprowadzane były bardzo szybko. Nie ulega wątpliwości, że teraz awans do Final Six jest w naszych rękach. Jeśli wygramy wszystkie mecze, to dostaniemy się do turnieju finałowego. To trudne zadanie, ale będziemy walczyć" - obiecał. Polska dwukrotnie pokonała Argentynę po 3:1 i awansowała na drugie miejsce w tabeli grupy D. Prowadzą Kubańczycy, z którymi biało-czerwoni zmierzą się za tydzień w Łodzi. Na zakończenie spotkają się z zespołem Niemiec w Katowicach (8-9 lipca).