Polscy dziennikarze, ale i fani, byli mocno zaskoczeni gdy związek podał nazwiska nowych trenerów kadry siatkarzy. A pan jak zareagował kiedy zadzwonił prezes Mirosław Przedpełski? Philippe Blain: - A ja pomyślałem, że ten projekt może się udać. Rozumiem jednak, że jest obawa, niedowierzanie. Ja sam mam wiele pytań i stopniowo będę szukał na nie odpowiedzi. Powoli, krok po kroku, stworzymy zespół, który będzie zdolny do wygrania każdego meczu. Mówi pan powoli, krok po kroku, ale przecież wcale tego czasu nie ma tak dużo! Za rok mistrzostwa świata, a w nich? - Sama pani powiedziała, że za rok. To dużo czasu. Nie będziemy przecież robić żadnej rewolucji. Jej nie potrzeba. Powody ostatnich porażek nie leżą w tym, że nie ma w Polsce dobrych siatkarzy. Problem tkwi w czym innym. A pan wie już w czym? - Nie. I pewnie się nigdy nie dowiem. Nie chodzi jednak o to, by analizować to, co się stało, a o to, by patrzeć w przyszłość. Przed nami ważna impreza, a wraz ze Stephanem spróbujemy stworzyć drużynę, która będzie w stanie walczyć o medal. Jak dobrze zna pan na chwilę obecną polskich siatkarzy? - Nigdy z nimi nie pracowałem, dlatego może nie jestem w stanie opisać jakimi są ludźmi, za to mógłbym pani wymienić na pewno większą część kadry, która grała w ostatnich latach. Doskonale wiem, że w mistrzostwach Europy nie wyszło. Nie wiem czemu, ale widziałem, że coś w tym zespole nie gra. Nie było też Mariusza Wlazłego, czy Pawła Zagumnego. Myśli pan, że miało to znaczenie? - Nie wiem, ale wiem za to, że w reprezentacji powinni grać wszyscy najlepsi zawodnicy danego kraju. Szanuję decyzję, kiedy ktoś z tej kadry rezygnuje, ale razem ze Stephanem spróbujemy namówić wszystkich do powrotu. Zależy mi na tym. Jaka będzie pana rola, a jaka Antigi? - Chcę, by było jasne, że to Stephane jest pierwszym trenerem. Ja mu pomagam. I taki układ panu odpowiada? Jest pan przecież znacznie bardziej doświadczony. - To prawda, ale w karierze każdego zawodnika przychodzi taki moment, że musi w końcu pogodzić się z upływem czasu. Często zdarza się tak, że później wybiera pracę szkoleniową. W sytuacji Antigi było tak, że ta praca sama go znalazła. Mnie to kompletnie nie przeszkadza, że będę jego asystentem. Stephane był świetnym zawodnikiem. W Polsce przeszedł nieprawdopodobną metamorfozę jako człowiek i jako siatkarz. Zna miejscowe realia, zawodników. To dla niego na pewno nowe wyzwanie, a ja zrobię wszystko, by jak najlepiej mu w tym pomóc. Myśli pan, że to się uda? - Ciąży na nas wielka odpowiedzialność. Na nim jeszcze większa niż na mnie. On jednak już jako zawodnik widział czasami lepiej niż trener. Był wybitny, jeśli chodzi o takie właśnie rzeczy. Dawał bardzo dużo drużynie jako siatkarz, teraz czas, by dał jako szkoleniowiec. Znam go bardzo dobrze, on mnie też. Wiem, że nasza współpraca będzie układać się wzorowo. Czy zdaje sobie pan sprawę z tego, jakiego zadania się obaj podejmujecie? Oczekiwania związku, dziennikarzy i kibiców są olbrzymie! Wszyscy chcą medalu w przyszłorocznych mistrzostwach świata, które będą w Polsce. - Ale przecież my chcemy dokładnie tego samego. Mamy wspólny cel - podium. Presja jest olbrzymia, ale jest potrzebna. Proszę mi wierzyć, że jeszcze gorzej się pracuje, jak jej nie ma. Cała sztuka polega na tym, by wiedzieć jak ją pozytywnie wykorzystać. Ja chcę wygrywać i nie podejmowałbym się takiej pracy, jeśli bym nie wierzył, że właśnie z tą reprezentacją jest na to szansa. Jest coś, czego pan się obawia? - Nie. Chyba nie nazwałbym tego obawą. Mam jednak świadomość tego, jak ciężko trzeba pracować, by osiągnąć sukces. I tylko mam nadzieję, że uda nam się z Antigą przekonać do naszej wizji siatkarzy. Przeszkadza panu, że Antiga będzie do końca sezonu także zawodnikiem Skry Bełchatów? - Nie. On ma kontrakt, a dla każdego ważne jest, by wypełnić swoje zobowiązania. Szanuję go za to, że chce to połączyć i nie mam żadnych wątpliwości, że się uda. Kiedy przyleci pan do Polski? - Już niebawem, ale prawdopodobnie tylko na jeden dzień, by podpisać kontrakt. Później w grudniu na 2-3 dni, by spotkać się z siatkarzami. Bycie trenerem nie polega jednak na tym, by być na każdym meczu, a by go obejrzeć. To są godziny spędzone przed telewizorem. Nagrywanie, oglądanie i tak cały czas. Rozmawiała Marta Pietrewicz