Po 48 latach wyczekiwania polscy siatkarze ponownie zagrali w finale igrzysk olimpijskich. Nie sięgnęli ostatecznie po złoto, ale w kraju ze srebrnymi medalami i tak witani byli jak bohaterowie. Ich występ w Paryżu dostarczył kibicom niezapomnianych wrażeń. W pamięci szczególnie utkwił półfinał z USA. W trzeciej partii "Biało-Czerwoni" zostali rozbici 14:25 i przegrywali 1:2 w setach. W kolejnej odsłonie Amerykanie szli jak po swoje. Wydawało się, że to koniec. Uznany fachowiec nie gryzie się w język, punktuje decyzje Grbicia. "Byłem zły" Nikola Grbić wspomina epicki półfinał z USA. "Zobaczyłem w oczach Amerykanów strach" Po heroicznym zrywie Polacy doprowadzili jednak do wyrównania, a potem siłą charakteru okazali się lepsi również w tie-breaku. - Jestem w siatkówce ponad 30 lat. Pierwszy raz przeżyłem takie spotkanie, z takim powrotem. Muszę ten mecz obejrzeć jeszcze raz albo dwa, żeby zrozumieć, co się stało. W pewnej chwili pomyślałem, że nie ma szans, że przegrywamy. Ale potem weszliśmy na taki poziom, że zobaczyłem w oczach Amerykanów strach - opowiadał z przejęciem Nikola Grbić w poniedziałkowym "Hejt Parku". Co było kluczem do sukcesu? Serbski szkoleniowiec nie ma wątpliwości, że sfera mentalna. Tego właśnie zabrakło reprezentacji Włoch, która pokonała nas gładko w grupie, a potem... została bez medalu, kończąc turniej na czwartej lokacie. - Nie wiem, czy to prawda, czy nie, ale słyszałem, że kiedy Włosi z nami wygrali, wpadli w euforię. "Jesteśmy najlepsi, będziemy mistrzami". Nie rozumiem, co się później z nimi stało. Nie mieli przecież kontuzji. Na tym przykładzie widać, jak ważne jest przygotowanie mentalne - zaznaczył Grbić. - Czasami rywale grają od nas lepiej i mamy problem. Ale nie możemy czekać na to, aż spotkanie się skończy. Mamy problem? OK. Ale zawsze chcę, żeby każdy zawodnik grał swoją najlepszą siatkówkę. Dopiero wtedy mogę budować zespół, który wygrywa w najtrudniejszym momencie - dodał 51-letni trener.