Damian Gołąb, Interia: Parę tygodni temu w Spale rozmawiałem z Grzegorzem Łomaczem. Na pytanie, czy po wejściu na boisko w ewentualnym finale olimpijskim pierwszą piłkę wystawi na środek, powiedział: zależy, czy Mateusz Bieniek będzie na boisku. Jesteś gotowy? Mateusz Bieniek, środkowy reprezentacji Polski: Zawsze jestem gotowy na wystawę od Grześka. To miłe, że rozgrywający tej klasy lubi ze mną grać. Do finału olimpijskiego daleka droga, potrzebne jest zdrowie. Czy miałeś w którymś momencie obawy, że przez problemy zdrowotne możesz przegapić igrzyska? - Teraz jest dobrze. W pewnym wieku już nigdy nie będzie tak, jakbym chciał (śmiech). Problemy, które miałem pod koniec sezonu klubowego, są zaleczone na tyle, że pozwala mi to na spokojne trenowanie bez większych dolegliwości. Oby to się utrzymało, nic więcej nie chcę. Ale chyba nie miałem obaw, że mogę przegapić igrzyska. Starałem się podchodzić do tego optymistycznie. Wiem, jak ważne dla mnie jest, by być pozytywnie nastawionym do pewnych sytuacji, żeby nie zaprzątać sobie niepotrzebnie głowy. Doceniam czas, który dostałem od trenera Grbicia po sezonie klubowym. Byłem jednym z tych, którzy dostali go najwięcej, by się podleczyć i przyjechać trochę później na kadrę. Teraz chcę się mu odpłacić. Dużo mówi się procesie selekcji siatkarzy na igrzyska. Czy na tym etapie kariery, na którym teraz jesteś, stresujesz się takimi rzeczami jak selekcja? Bardzo cię to dotyka? - Tak naprawdę w reprezentacji zawsze jest rywalizacja, czy jak to nazwałeś selekcja. Każdy chce jechać na turniej, daje z siebie "maksa". Ale najważniejsze, że to odbywa się na zdrowych zasadach, z wzajemnym szacunkiem. To klucz do fajnej atmosfery w grupie. Polscy siatkarze przeżywają decyzję Grbicia. Tomasz Fornal nie zostawia wątpliwości Polski siatkarz przyznaje po latach. "Nie za bardzo wiedziałem, czym są igrzyska" Trochę już w reprezentacji grasz. Jak oceniasz konkurencję na środku? To największa rywalizacja na tej pozycji, od kiedy jesteś w kadrze? - Rywalizacja jest spora, zawodników jest coraz więcej. Kilku jest już w kręgu reprezentacji od dłuższego czasu. A młodzi nacierają, trzeba robić wiele, by utrzymywać miejsce w reprezentacji. To fajne, że mamy taką zdolną młodzież, że próbują dołączyć do tej kadry, bo to jest przyszłość. Byłeś już na igrzyskach dwa razy. Ale mam wrażenie, że twoja pozycja w kadrze na obu tych turniejach mocno się różniła. Jakie masz wspomnienia z igrzysk? Rozczarowania, a może bardziej fajna przygoda? - W 2016 r. nie za bardzo wiedziałem, czym są igrzyska. Pojechałem na ten turniej, miałem 21-22 lata, nie rozumiałem jego wagi. Tego, jak ważne jest to sportowe święto. I chyba nie mieliśmy na tamten moment aż tak mocnego składu, by faktycznie powojować. Kilka drużyn było od nas dużo lepszych, nie wyszło. W Tokio byłem bardziej świadomy. Zabrakło niewiele, ale zabrakło. Teraz są kolejne igrzyska, chyba najmocniejsze w historii. Formuła po dobrych zmianach sprawia, że będą na nich najlepsze zespoły. Igrzyska to mega, mega turniej. Każdy marzy, by coś na nich zdobyć. Nie mogę się doczekać tego turnieju. Przyzwyczaiłeś się już, że oczekiwania wobec was są tak wielkie? U nas często granica między szaleństwem na punkcie drużyny a mówieniem o kompromitacji po jednej porażce jest bardzo cienka. - Wiadomo, że jak przed każdą imprezą pojawią się głosy, że musimy wygrać. I najlepiej, żebyśmy wszystkich ogrywali po 3:0. Ale to jest sport i rywale mają przed meczem takie same plany jak my. Też chcą wygrywać, wszystko może się wydarzyć. Sobie i kolegom życzę przede wszystkim zdrowia, by żadne losowe sytuacje, jelitówki czy przeziębienia, nie zdarzyły się w jakimś najmniej oczekiwanym momencie. Bo taka sprawa może zabrać nam dużo. Mam nadzieję, że wszystkie problemy nas ominą, a sportowo "dojedziemy". Rozmawiał Damian Gołąb