- Śmieję się, gdy mówię o tym konkursie. Ale co to za konkurs, skoro prezes federacji mówi, że chce Grbicia. Po co więc wysyłać aplikacje? By tracić czas? - ironizował w listopadowej rozmowie z Interią Andrea Anastasi. Trener Projektu Warszawa i były opiekun polskiej kadry znów chciał kandydować na stanowisko selekcjonera, ale ostatecznie nie wysłał zgłoszenia. Od początku konkursu na trenera kadry było bowiem jasne, że Świderski, świeżo upieczony prezes PZPS, zrobi wszystko, by zatrudnić właśnie Grbicia. Wcześniej przepracowali wspólnie dwa lata w Grupie Azoty ZAKS-ie Kędzierzyn-Koźle. Dzięki pracy na Opolszczyźnie 48-letni Serb stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych siatkarskich trenerów. Sebastian Świderski próbował dwa razy Świderski już jako prezes ZAKS-y dwukrotnie robił podchody pod Grbicia. Gdy w końcu się udało, chwalił się, że dzięki takiemu nazwisku klub zyskał nowych sponsorów. A kędzierzynianie pod wodzą Serba niemal zupełnie zdominowali PlusLigę. Nie zmienia tego fakt, że nie wywalczyli ani jednego mistrzostwa Polski. W pierwszym sezonie rozgrywki przerwała pandemia, w drugim niespodziewanie przegrali z Jastrzębskim Węglem. - Jako zawodnik był, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, gburem, monumentalną postacią. Zachowywał się jak generał. Takim samym jest trenerem. Przez bardzo długi okres jego drużyna wzniosła się na poziom niedostępności w naszej lidze - tak na łamach Interii Serba i ZAKS-ę charakteryzował Łukasz Kadziewicz, jego dawny rywal z boiska i były środkowy polskiej kadry. Prawdziwy pomnik Grbić postawił sobie jednak w Kędzierzynie dzięki występom w Lidze Mistrzów. Jego zespół wygrał rozgrywki w porywającym stylu, po drodze w dramatycznych okolicznościach pokonując gigantów z Włoch i Rosji. Na taki sukces polska siatkówka czekała 43 lata. Nikola Grbić i jego sukcesy na siatkarskich parkietach Wcześniej trenerska kariera Grbicia nie była jednak pasmem sukcesów. A przynajmniej nie takich, do jakich przyzwyczaił się jako zawodnik. Choć grał na niezwykle odpowiedzialnej pozycji rozgrywającego, w reprezentacji Jugosławii zadebiutował w wieku niespełna 18 lat. Już pięć lat później cieszył się z olimpijskiego brązu. Największy sukces przyszedł jednak w 2000 r. w Sydney. Sytuacja w Jugosławii rok po zbombardowaniu kraju przez wojska NATO wciąż była niestabilna. Drużyna z Grbiciem na rozegraniu niespodziewanie sięgnęła jednak po złoto. Najwięcej oczu przykuł brat Nikoli, Vladimir. Ale koledzy z drużyny po latach przyznawali, że to rozgrywający był mózgiem całej drużyny. I cały czas zachowywał spokój. - Nie przepadam za patrzeniem w dal lub na sędziego. Staram się myśleć o tym, co jest w danym momencie najlepsze dla mojego zespołu. Jeśli w czasie meczu coś wyprowadziłoby mnie z równowagi, byłby to naprawdę zły znak. Rozgrywający nie może tracić głowy - przekonywał Nikola w jednym z wywiadów. Grbić z kadrą Jugosławii, a potem Serbii i Czarnogóry oraz Serbii zdobył worek medali mistrzostw Europy, świata i Ligi Światowej. Do tego dołożył klubowe triumfy w Lidze Mistrzów. Niemal całą karierę spędził we Włoszech. Dopiero ostatni sezon, 2013/2014, rozegrał w Zenicie Kazań w Rosji. Z grą w siatkówkę skończył w wieku 41 lat, na pożegnanie zdobywając kolejne mistrzostwo kraju. Trenerska kariera Serba. Medale i porażki Niemal prosto z parkietu Serb wskoczył w trenerski dres. Od razu podjął się trudnego wyzwania - przejął potężny zespół Sir Safety Perugia, jedną z największych siatkarskich marek we Włoszech. I oczekiwanych sukcesów nie osiągnął, jego zespół skończył ligę na czwartym miejscu. Niedługo później Grbić mógł więc w pełni skupić się na pracy z reprezentacją. Kadrę powierzyli mu bowiem działacze serbskiej federacji. Drużyna pod jego wodzą wygrała Ligę Światową i zdobyła brąz mistrzostw Europy. Nie zakwalifikowała się jednak na igrzyska olimpijskie i w 2019 r. Grbić się z nią pożegnał. Jego notowania w tym czasie spadły zaś na tyle, że kolejny angaż otrzymał w klubie z drugiego włoskiego szeregu - Calzedonii Werona. Pracę w lidze łączył z prowadzeniem reprezentacji. Nikola Grbić. Jakim jest trenerem? Gdy jednak rozstawał się z Weroną, by przejąć ZAKS-ę, był już innym człowiekiem niż na początku swojej drogi. Serb w jednym z wywiadów przyznał, że dopiero po trzech latach pracy w zawodzie przestał myśleć jak siatkarz, a zaczął jak trener. Efekty było widać w Kędzierzynie. Grbić dał się poznać jako siła spokoju. Tak jak dawniej na parkiecie, przy linii bocznej rzadko dawał się ponieść emocjom. Skupiał się przede wszystkim na analizie gry i zaskakiwał siatkarzy cennymi uwagami. - Bardzo chłodno patrzy na wszystkie wydarzenia, jakie dzieją się wokół. To fachowiec, jeden z najlepszych trenerów, z jakimi pracowałem do tej pory. Jego wiedza jest przeogromna. Nikt nie jest w stanie opisać, jak wiele rzeczy potrafi widzieć, których my z pozycji boiska nie dostrzegamy - wychwalał Serba Jakub Kochanowski, w ubiegłym sezonie środkowy ZAKS-y. Grbić przy linii bocznej boiska gra rolę spokojnego generała. Rozkleił się dopiero po triumfie w LM, gdy wzruszenie wreszcie skruszyło jego maskę. Na co dzień potrafi jednak utrzymać drużynę w ryzach. Mimo to po zajęciach pozostawia zawodnikom sporo swobody. Nie jest typem zamordysty - w ZAKS-ie był otwarty na dyskusje i rozmowy z zawodnikami, które pomagały wypracować kompromisy. Zasłużył sobie na opinię niezłego psychologa. Pod jego wodzą rozkwitło też kilka polskich talentów. Najbardziej jaskrawy był przypadek Kamila Semeniuka. U Grbicia rozwinął się tak bardzo, że trafił do kadry i pojechał na igrzyska do Tokio. Świetną formę osiągnął Aleksander Śliwka, najlepszy sezon w karierze rozegrał Łukasz Kaczmarek. Nic więc dziwnego, że po odejściu Vitala Heynena część zawodników widziała go w roli następcy Belga. Głośno powiedział o tym Kaczmarek, który na łamach “Przeglądu Sportowego" wprost stwierdził, że zawodnicy ZAKS-y znów chcieliby z nim współpracować. Cel Nikoli Grbicia? Paryż 2024 Tej opinii nie zmieniły nawet okoliczności rozstania Serba z klubem. Mimo że zimą przedłużył kontrakt z ZAKS-ą, po sezonie dał się skusić Perugii i opuścił klub. Decyzję uzasadniał tęsknotą za rodziną, która pozostała we Włoszech. Ale niesmak pozostał. Waldemar Wspaniały, były trener ZAKS-y i polskiej kadry, nazwał decyzję Grbicia “brakiem profesjonalizmu". Podobnych głosów było więcej. Teraz Grbiciowi zaufał PZPS. Serb nie dostał w spadku po Heynenie spalonej ziemi, a mocną kadrę, która w każdej imprezie powinna walczyć o medal. Pierwsza z nich to tegoroczne mistrzostwa świata w Rosji. Ale prawdziwy cel dopiero za trzy lata. Grbić ma zbudować kadrę, która w Paryżu wreszcie znów zdobędzie dla Polski olimpijski medal. Damian Gołąb