- Może i kibice by nas zjedli, gdybyśmy przegrali w środę, ale teraz będą nas kochać. Gramy tutaj o medal, nie po to tutaj przyjechaliśmy by odpaść w ćwierćfinale - podkreślił przyjmujący "Biało-czerwonych". Na drodze staje im Słowacja, zespół, z którym w dziwnych okolicznościach i w rezerwowym składzie przegrali w Pradze w fazie grupowej 1:3. Podopieczni Emanuele Zaniniego zajęli pierwsze miejsce w grupie D, wygrali wszystkie trzy mecze i byli zwolnieni z barażów. Przez ostatnie dwa dni odpoczywali i trenowali. - To, że oni odpoczywali, mnie nie interesuje. Troszeczkę adrenalina u każdego z nas jest na podwyższonym poziomie i to czy jesteśmy zmęczeni czy nie, nie gra żadnej roli. Jeżeli czujemy się dobrze mentalnie to fizyka nie będzie odgrywała tak dużej roli. Wszystko siedzi w głowie - zaznaczył Kubiak, który o spotkaniu z Czechami niewiele chciał mówić. - Ten mecz już wygraliśmy, to historia, zapominamy o nim. Udało się odnieść zwycięstwo, ale myślimy już o kolejnym pojedynku ze Słowakami. Istotne jest, by do niego podejść maksymalnie skoncentrowanym. Jest to dla nas mecz o życie - podkreślił. Zdaniem wielu ekspertów spotkanie ze Słowakami powinno być łatwiejsze od rywalizacji z Czechami. - To się okaże w czwartek wieczorem. Teoretycznie może tak, ale Słowacja wygrała grupę i za to należy im się szacunek. Zapewniam jednak, że my się nie będziemy ich bać - dodał Kubiak. Mecz z Czechami był... dziwny. W setach, w których znacznie prowadziła jedna z drużyn, wygrywała druga. Polacy też byli w bardzo trudnej sytuacji, gdy w trzeciej partii przegrywali już 14:20. Wówczas na parkiecie pojawił się Kubiak i... zaserwował asa. - Do końca wierzyłem i chciałem ten mecz wygrać. Był to najważniejszy mecz w moim życiu. Czuję się na tym turnieju naprawdę dobrze jeśli chodzi o zagrywkę. Wiedziałem, że muszę zrobić coś, by pomóc zespołowi. Zrobiłem to, co potrafię najlepiej. Nie mogło być inaczej - skomentował.