Damian Gołąb, Interia: Po 50 latach więzi koleżeńskie w drużynie Wagnera chyba nie umarły? Mirosław Rybaczewski, mistrz świata z 1974 r., mistrz olimpijski z 1976 r.: Cały czas są. Byłem na wszystkich Memoriałach Wagnera, spotykamy się, jest bardzo miło. Cieszymy się, że jest ten turniej, możemy się wszyscy spotkać i porozmawiać. Wspominał pan, że waszą siłą było przede wszystkim to, że byliście prawdziwą drużyną. Kiedy patrzy pan na obecną kadrę, czy po niej też to widać? - Z zewnątrz trudno powiedzieć. Mogę tylko wrócić do naszej grupy, że my byliśmy drużyną, a w grach zespołowych to jest najważniejsze. Mentalnie byliśmy silni, ale również fizycznie. Nie wiem, jak w tej chwili jest z naszą kadrą. Chciałbym, żeby byli takim zespołem i pokazywali to w trakcie meczów. Pan czasami w drużynie Wagnera miał specjalną funkcję i wchodził na boisko po to, by zamieszać, zrobić coś niestandardowego. - Zależy kiedy. Na mistrzostwach świata w 1974 r. na przykład mecz z Japończykami cały grałem w szóstce. Potem na igrzyskach w Montrealu zmieniałem się z Markiem Karbarzem, raz grał on, raz ja. Funkcje były rozdzielone, tak to powinno wyglądać. Jak coś nie szło, podrywałem ten zespół, taka była moja rola. A że byłem zawsze rozrywkowym zawodnikiem, pozytywnie wpływało to na cały zespół. Nikola Grbić zabrał głos na temat Wilfredo Leona. Jasny komunikat w sprawie igrzysk Legendarny siatkarz o wyborach Grbicia. "Ciągle manewruje zespołem" Wracając do dzisiejszej reprezentacji Polski: czy zaskoczyły pana wybory trenera Nikoli Grbicia? - Uważam, że powinien wziąć jako "dżokera" [trzynastego, rezerwowego siatkarza - przyp. red.] wszechstronnego zawodnika, a nie atakującego. Przyjmujący potrafią atakować z drugiej linii, a może być tak, że komuś się coś stanie, i co wtedy? Nie da rady zrobić z atakującego przyjmującego. Ale to wybór trenera, on wie, jak to wygląda w zespole. Tak postanowił, trzeba się z tym zgodzić. Siatkarsko co jest jeszcze do poprawy w dwóch ostatnich tygodniach przed igrzyskami? - Widzę, że trener Grbić ciągle manewruje zespołem. Nie wiadomo, czy to pierwsza szóstka, która będzie grać, czy nie. Byłem na finałach Ligi Narodów w Łodzi, w każdym meczu wychodził inny skład. Specjaliści i eksperci wypowiadali się, że nie wiedzą, jaka szóstka wystąpi. Ciężko powiedzieć, jak to będzie wyglądać. Im dłużej trwa olimpijska “niemoc", okres bez medalu, tym oczekiwania wobec polskich siatkarzy rosną. Myśli pan, że w tym roku reprezentacji uda się je udźwignąć? - Ja już trzy lata temu mówiłem, że zdobędą złoty medal, i nie udało się. Nie będę więc przepowiadał. Stać ich na naprawdę dobry wynik. Chciałbym, żeby zdobyli złoty medal, ale inne zespoły są tak wyrównane, że wiele zależeć będzie od dnia, samopoczucia, szczęścia, sędziowania. Miejmy nadzieję, że naszych nie będą trapić kontuzje. Chociaż to turniej, w którym po pierwszym meczu ma się trzy dni wolnego, po drugim cztery. Każdy zespół może przygotować formę, może wystąpić wiele czynników, które spowodują, że zespół będzie grać lepiej lub gorzej. Gdzie widzi pan najgroźniejszych rywali dla Polski? - Francja to zespół, który gra u siebie, będzie mieć wsparcie kibiców. A to mistrz olimpijski, silna drużyna, która ograła nas w Lidze Narodów. Amerykanie są niewiadomą, szlifują formę. Włosi na pewno będą silnym zespołem. Inne drużyny? Słowenia nam nie leży, zakwalifikowali się też Niemcy, Kanadyjczycy... Nie można z nikim odpuszczać. Teraz są takie czasy, że kiedy nie gra się na 80-90 procent możliwości, nie wygra się z nikim. Jeśli naprawdę wszyscy polscy siatkarze będą grać na dobrym poziomie, powinni być jednak zadowoleni i przywieźć medal. Rozmawiał Damian Gołąb