Damian Gołąb, Interia: Jakie wrażenia pozostawi w was 18. edycja Memoriału Wagnera? Jakub Kochanowski, środkowy reprezentacji Polski siatkarzy: Przyjechaliśmy tutaj tylko i wyłącznie dlatego, by spotkać się z kibicami i poczuć meczową atmosferę po raz ostatni przed igrzyskami. Dopiero teraz, na tym turnieju uświadomiliśmy sobie, jak bardzo nam tego brakowało. To smutne, ale już przyzwyczailiśmy się do cichych spotkań, w których sami musieliśmy sobie zapewniać doping. Grać z dopingiem kibiców na trybunach jest nieporównywalnie lepiej. Przy pustych trybunach atmosfera bardziej przypomina sparingi niż mecze sprzed lat. W pierwszych dwóch spotkaniach memoriału pan nie zagrał, niedawno leczył pan drobny uraz. Czy już wszystko w porządku? - Lekkie problemy były, ale w meczu z Egiptem rozwiałem chyba wszelkie wątpliwości. Jestem w stanie robić wszystko na maksa, jest ok. Rywale w memoriale nie byli z najwyższej półki. Mimo to udało się znaleźć odpowiedzi na jakieś pytania przed igrzyskami? - Odprawa taktyczna była bardzo okrojona. Bardziej skupiliśmy się na tym, by pokazywać elementy, nad którymi pracujemy codziennie na treningach. Może nie udało się nam to w stu procentach, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Czujecie już, że za moment igrzyska? - Oczywiście, że o tym myślimy. Ale nie jest tak, że 500 razy dziennie powtarzamy: “igrzyska, igrzyska, jakie to jest ważne!". Po prostu zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w trakcie przygotowań do najważniejszej imprezy czterolecia i robimy wszystko, by się do niej jak najlepiej przygotować. Ale nie katujemy się tym. Na aklimatyzację w Tokio będziecie mieć 10 dni. - Do wielu rzeczy będzie trzeba się przyzwyczaić: do nowej strefy czasowej, japońskiej kuchni, wilgotności powietrza i temperatury. To wszystko czynniki, które tworzą atmosferę grania zupełnie inną niż tutaj. To będzie 10 kluczowych dni. Dla pana to będą pierwsze igrzyska. Nie będzie jednak na nich kibiców i atmosfery znanej z poprzednich. Bardzo pan tego żałuje? - Bardzo żałuję, szczególnie, że miałem okazję grać w Japonii przy kibicach na trybunach i robią bardzo fajną atmosferę w hali. Pytał pan kolegów, czym ten turniej różni się od innych imprez? - Wiem, czym się różni. O igrzyskach w Polsce dużo się mówi. A to, że będę tam pierwszy raz i będę mieć okazję zobaczyć to na własne oczy, będzie dla mnie wielkim przeżyciem. Wciąż nie znamy podstawowej szóstki na igrzyska olimpijskie. Ostatnie dni przed turniejem to więc czas nie tylko na szlifowanie formy, ale i walkę o miejsce w składzie? - Myślę, że bardzo klarownej szóstki kibice nie zobaczą. Znając Vitala Heynena, tak czy siak będzie rotował składem. Na najważniejsze mecze oczywiście zarysuje się skład, który jest w najlepszej dyspozycji, ale gdybym w tym momencie miał ocenić, czy przez cały turniej będziemy grać jedną szóstką, powiedziałbym, że nie ma takiej możliwości. Wybiegacie trochę myślami do ćwierćfinału? To będzie dla was pierwszy z najważniejszych meczów na tym turnieju. - To bariera, którą w tym roku chcemy przekroczyć. A nie udało się jej pokonać w poprzednich latach. To jednak wciąż tylko jeden mecz. Jego godzina jest ustalona na dziewiątą rano. Kilka razy mieliśmy poranne treningi, by się do tego przygotować, ale to nie jest wyznacznik tego, co robimy codziennie na zajęciach. Igrzyska to turniej, a nie tylko jeden mecz. Chcemy być gotowi na ciągłość gry. A na kogo możemy trafić? W ogóle o tym nie myślałem i podejrzewam, że nikt z nas tego nie robił. Przez miesiąc byliście zamknięci w Rimini, teraz podobne wyzwanie czeka was w Tokio. Wytrenowaliście już sposoby na zabicie codziennej monotonii? - Nie musimy szukać na to specjalnych sposobów. Jesteśmy grupą, która dobrze się ze sobą czuje. To, że jesteśmy codziennie razem, a może i trenujemy w tych samych miejscach, w ogóle nam nie przeszkadza. Rozmawiał i notował Damian Gołąb